"A DZIŚ ŻEM SE CZYTŁA/LUKŁA..."

CZYTAJ ZA DARMO!

Statystyki

SZUKAŁKA

Wroniec Jacek Dukaj

Nie oceniam, bo to nie moja bajka - symbolizm. Te odniesienia do rzeczywistości wręcz mi przeszkadzały i zabijały potencjalną magię opowieści.
Ale tu chyba nie o magię chodziło własnie...


Ilustracje przepiękne!!!


MOJA OCENA: -


PRZECZYTAJ FRAGMENT!

Posłuchajcie, to nie zdarzyło się naprawdę:
Dawno, dawno temu był sobie chłopiec o imieniu Adaś. Adaś miał mamę i tatę, miał siostrzyczkę, babcię, a także wujków i ciotki. Wszyscy żyli w dużym mieście nad rzeką.
Pod miastem stały fabryki. Kominy fabryk dzień i noc wypluwały gęste dymy. Niebo nad miastem o zmierzchu i świcie barwiło się landrynkowo.
Mama Adasia pracowała w biurze jednej z tych fabryk. Tata pracował w innym biurze, w centrum miasta. Nie było ich w domu przez większą część dnia. Wówczas Adasiem i jego siostrą zajmowała się babcia.
Ojciec przynosił z pracy teczki pełne zadrukowanych i zapisanych papierów. Sam jeszcze w domu stukał na maszynie, wieczorem i w nocy. Aż mama musiała mu przypominać, że dzieci nie mogą spać, kiedy tak hałasuje. Wtedy przestawał. Mamrocząc gniewnie pod nosem, wychodził na balkon. Wypalał tam przed snem papierosa.
Przychodzili brodaci panowie i głośno dyskutowali o tym, co tata napisał na maszynie. Oni również wychodzili na balkon.
Adaś nauczył się zasypiać przy dźwiękach maszyny do pisania. Tata pozwolił mu też samemu uderzać w jej klawisze. Adaś usiadł mu na kolanach, wysunął język. Bardzo mocno nacisnął po kolei litery na metalowych guzikach. Tata wkręcił specjalnie dla niego czystą kartkę. Adaś wystukał pośrodku białego prostokąta: ADAM.
Zabrał tę kartkę. Zawsze miał ją przy sobie, złożoną w kostkę. Podpisał się, a zatem umiał pisać. Bardzo był z siebie dumny.
Pokazał kartkę siostrzyczce. Ale ona tylko prychnęła i przewróciła oczkami. Siostrzyczka, pomyślał urażony, jest bardzo głupia. Nie umie nawet mówić.
Ojciec pisał na maszynie, bo nie mieli komputera. W tamtych czasach nie było komputerów. Nie było Internetu. Nie było też żadnych gier elektronicznych. Czarno-białe telewizory pokazywały dwa progamy. Gadali na nich o nudnych sprawach brzydcy panowie. W kinach nie wyświetlano amerykańskich filmów. I nie było muzyki do słuchania z iPodów i komórek. Nie było komórek. W domu Adasia w ogóle nie było telefonu.
Telefon miał sąsiad z dołu: bardzo duży, łysy pan z siwymi wąsami. Tata często z nim rozmawiał na schodach i przed blokiem. Połowa mieszkańców z ich klatki wstępowała do łysego sąsiada i korzystała z jego aparatu. Do niego też ludzie dzwonili, a on chodził i pukał do drzwi, wołał gromkim głosem lokatorów do telefonu.
Adaś mieszkał z rodzicami, siostrzyczką i babcią na trzecim piętrze betonowego bloku.
Wspinał się na szeroki parapet i wyglądał przez okno na szeregi kolejnych betonowych bloków. Jeszcze poruszały się nad nimi wielkie ramiona dźwigów. Czasami Adaś widział robotników wdrapujących się – wysoko, wysoko – do maleńkich kabin tych dźwigów. To było podniecające: mogli przecież spaść.
Przyciskał czoło do zimnej szyby. Robotnicy chodzili po dachach i błyskali niebieskimi płomieniami. Od tych płomieni latały pod powiekami kolorowe mroczki. Babcia mówiła, żeby tam nie patrzył, bo oślepnie. Adaś patrzył i nie oślepł. Zrozumiał, że babcia się nie zna na budownictwie.
Często po prostu siedział godzinami na parapecie i czytał książki. Tata nauczył go czytać, chociaż Adaś nie chodził jeszcze do szkoły.
Tamtej zimy zdarzyło się, że brzydcy panowie zastąpili w telewizji także niedzielną bajkę. Zamknięto szkoły, a nawet niektóre przedszkola. Adaś nudził się bardziej niż zwykle.
W domu pojawił się wujek Kazek. Mama powiedziała, że wujek musi tu z nimi zamieszkać na jakiś czas. Wujek Kazek przesiadywał całymi dniami przy radiu, kłócił się głośno z tatą o różne niezrozumiałe sprawy i palił jeszcze bardziej śmierdzące papierosy. Sypiał w kuchni na materacu rozłożonym pod kaloryferem. Narzekał, że mróz ciągnie przez szczeliny w oknach. Kichał i smarkał.
Mama zabroniła Adasiowi wychodzić na pole. Nie mógł więc nawet pójść na sanki ani porzucać śnieżkami z dziećmi z bloku.
Ojciec i wujek Kazek schodzili na dół do sąsiada. Wracali i narzekali, że telefony ciągle głuche. Potem narzekali, że nie można rozmawiać, bo podsłuchują na linii. Mama przesiadywała u sąsiadki za ścianą.
Adaś zajął swoje miejsce na parapecie.
Zaczął czytać książkę o przygodach szpiegów i partyzantów. Od okna wionęło chłodem i babcia zawinęła chłopca w koc. Od rana wyglądała na bardzo przestraszoną. Czego może bać się babcia?
(...)

***


"Wroniec" to magiczna baśń o grudniowej nocy 1981 roku. Pełen przygód, gier językowych i fantasmagorii sen o utraconym dzieciństwie, zamglonej młodości.

Dla dzieci Stanu Wojennego i dla dzieci, które Stanu Wojennego nie mogą pamiętać - bajka magiczna o nocy grudniowej, gdy małemu Adasiowi Wroniec porwał z domu rodzinę.
Jak Alicja wędrowała przez Krainę Czarów, tak powędrujemy z Adasiem przez miasto czarnego snu PRL-u, między fantastycznymi figurami Szpiclów, Milicjantów, Opozycjonistów, Czołgów i ZOMO.
Książka barwnie ilustrowana przez Jakuba Jabłońskiego, autora opracowania graficznego Kinematografu i Hardkoru 44 Tomka Bagińskiego.
Powieść nominowana do Nagrody Fandomu Polskiego im. Janusza A. Zajdla za rok 2009.











Autor: Sabina Bauman - klik zdjęcie
Copyright © 2014 Mniej niż 0 - Mini Recenzje , Blogger