"A DZIŚ ŻEM SE CZYTŁA/LUKŁA..."

CZYTAJ ZA DARMO!

Statystyki

SZUKAŁKA

Zanim zasnę S.J. Watson

REWELACYJNA historia opowiedziana w REWELACYJNY sposób!

Pochłania od pierwszych kartek. Nietuzinkowa i bardzo oryginalna opowieść o kobiecie, która cierpi na amnezję.
Jak jej się nabawiła? Co się wydarzyło? Jakie grozi jej niebezpieczeństwo? Kto jest odpowiedzialny za stan jej umysłu?

Bardzo niepokojąca, trzymająca w napięciu do ostatnich kartek świetna powieść, pełna tajemnic, niedomówień i podskórnego poczucia zagrożenia.

POLECAM BARDZO!
Ekranizację już nie tak bardzo...

MOJA OCENA: 9/10


PRZECZYTAJ FRAGMENT!

CZĘŚĆ PIERWSZA

Dzisiaj

Obca sypialnia. Nieznajoma. Nie wiem, gdzie jestem, skąd się tu wzięłam. Nie wiem, jak dotrę do domu.
Spędziłam tu noc. Obudził mnie kobiecy głos — z początku myślałam, że to głos kobiety, która jest ze mną w łóżku, po czym zdałam sobie sprawę, że to spikerka czytająca wiadomości i że budzik uruchomił radio — a kiedy otworzyłam oczy, stwierdziłam, że znajduję się tutaj. W tym pokoju, którego nie rozpoznaję.
Moje oczy dostosowują się do półmroku i rozglądam się. Widzę niewiele: szlafrok na drzwiach szafy — niewątpliwie damski, choć dla kobiety o wiele starszej ode mnie — i jakieś ciemne spodnie, starannie złożone, zwisające z oparcia krzesła przy toaletce. Budzik sprawia wrażenie skomplikowanego, znajduję jednak odpowiedni przycisk i uciszam go.
Wtedy właśnie słyszę za sobą, jak ktoś gwałtownie wciąga powietrze, i uświadamiam sobie, że nie jestem sama. Odwracam się. Widzę bezkres skóry i ciemnych włosów poprzetykanych siwizną. Mężczyzna. Lewą rękę ma na kołdrze, na środkowym palcu widzę złotą obrączkę. W duchu wydaję jęk. A więc tym razem nie tylko stary i siwy, lecz także żonaty. Mało, że rżnęłam się z żonatym, to jeszcze zrobiłam to chyba w jego domu, w łóżku, które musi na co dzień dzielić z żoną.
Opadam na poduszki, żeby pozbierać myśli. Powinnam się wstydzić.
Zastanawiam się, gdzie ta żona. Czy muszę się bać, że lada chwila się tu pojawi? Wyobrażam sobie, że stoi po drugiej stronie pokoju, krzyczy i wyzywa mnie od dziwek. Meduza. Kłębowisko żmij. Zastanawiam się, jaką przyjąć linię obrony, gdyby się pojawiła. Facet w łóżku chyba się nie przejmuje. Odwrócił się i dalej chrapie.
Staram się leżeć nieruchomo. Zwykle umiem sobie przypomnieć, jak się znalazłam w sytuacji tego rodzaju, ale dzisiaj nie. Musiała być jakaś impreza albo wyprawa do baru czy klubu. Ani chybi nieźle się nawaliłam. Na tyle, że w ogóle nic nie pamiętam. Na tyle, że poszłam do faceta z obrączką ślubną na palcu i włosami na plecach.
Jak najdelikatniej odgarniam kołdrę i siadam na skraju łóżka. Przede wszystkim muszę do łazienki. Wzgardzam klapkami przy moich nogach — w końcu dymać się z czyimś mężem to jedno, a chodzić w czyichś kapciach to zupełnie co innego — i boso wymykam się na podest. Jestem naga, boję się, że trafię w niewłaściwe drzwi albo wpadnę na jakiegoś sublokatora czy nastoletniego syna. Z ulgą dostrzegam, że drzwi łazienki są otwarte na oścież, wchodzę i zamykam się na klucz.
Siadam, korzystam z toalety, później spuszczam wodę i odwracam się, żeby umyć ręce. Sięgam po mydło i coś mi nie pasuje. Z początku nie mogę skumać, co takiego, i nagle pojmuję. Ręka chwytająca mydło nie wygląda na moją. Skóra jest pomarszczona, paznokcie niewypolerowane i obgryzione do żywego mięsa i podobnie jak u tego mężczyzny w łóżku, na serdecznym palcu widnieje prosta złota obrączka ślubna.
Wpatruję się w nią chwilę, potem poruszam palcami. Palce ręki trzymającej mydło też się poruszają. Gwałtownie wciągam powietrze, mydło z łoskotem wpada do umywalki. Podnoszę wzrok i spoglądam w lustro.
Twarz, na którą patrzę, nie należy do mnie. Oklapnięte włosy są obcięte o wiele krócej, niż ja się strzygę, skóra na policzkach i pod brodą obwisa, wargi są cienkie, kąciki ust opuszczone. Krzyczę bezgłośnym szlochem, który przerodziłby się we wrzask, gdybym go wydobyła, i nagle dostrzegam oczy. Skóra wokół nich jest pomarszczona, owszem, ale to moje oczy. Osoba w lustrze to ja, tyle że jestem o dwadzieścia lat za stara. O dwadzieścia pięć. O więcej.
Niemożliwe. Zaczynam się trząść i chwytam skraj umywalki. Kolejny krzyk wzbiera w mojej piersi, wydostając się jako zduszone sapnięcie. Cofam się, odsuwam od lustra i wtedy je dostrzegam. Fotografie. Przyklejone do ściany, do lustra. Zdjęcia przeplecione żółtymi kawałkami taśmy, notatkami skreślonymi flamastrem, wilgotne i zniekształcone.
Wybieram jakiś podpis na chybił trafił. „Christine”. Strzałka wskazuje na moje zdjęcie — przy czym to jestem ta nowa ja, ta stara — na którym siedzę na ławce na nabrzeżu obok mężczyzny. Imię wydaje się znajome, ale mgliście, jakbym dopiero z wielkim wysiłkiem mogła uwierzyć, że to moje. Na zdjęciu oboje uśmiechamy się do aparatu, trzymamy się za ręce. On jest przystojny, atrakcyjny, a przyjrzawszy się uważniej, stwierdzam, że to ten mężczyzna, z którym spałam, ten, którego zostawiłam w sypialni. Pod spodem widnieje imię „Ben”, a obok „twój mąż”.
Gwałtownie chwytam powietrze i zdzieram fotografię ze ściany. Nie — myślę.
— Nie! To niemożliwe... Przebiegam wzrokiem po pozostałych zdjęciach. Na wszystkich widnieję ja i on. Na jednym mam na sobie brzydką sukienkę i odpakowuję prezent, na innym oboje nosimy identyczne wodoodporne kurtki i stoimy na tle wodospadu, a jakiś piesek obwąchuje nam nogi. Tuż obok wisi kolejne, jak pijemy sok pomarańczowy. Mam na sobie szlafrok, który widziałam w sypialni obok.
Cofam się jeszcze o krok, aż czuję na plecach zimne kafelki. Wtedy właśnie dociera do mnie przebłysk, który łączę ze wspomnieniem. Mój umysł próbuje go pochwycić, ale przebłysk ulatuje niczym pyłek porwany przez powiew i pojmuję, że w moim życiu jest jakieś wtedy, jakieś przed, chociaż nie umiem powiedzieć, przed czym, i jest jakieś teraz, a pomiędzy nimi jest tylko długa cicha pustka, która doprowadziła mnie tutaj, do mnie i do niego, do tego domu.
Wracam do sypialni. Wciąż mam w dłoni zdjęcie — to przedstawiające mnie i mężczyznę, obok którego się obudziłam — i trzymam je przed sobą.
— O co tu chodzi? — pytam. Krzyczę, łzy spływają mi po twarzy. Mężczyzna siada na łóżku, oczy ma przymknięte. — Kim jesteś?
— Twoim mężem — mówi. Twarz ma zaspaną, bez śladu irytacji. Nie patrzy na moje nagie ciało. — Jesteśmy dwadzieścia lat po ślubie.
— Co to ma znaczyć? — pytam. Chcę uciec, tyle że nie mam dokąd. —Dwadzieścia lat po ślubie? Co to znaczy?
Wstaje.
— Proszę — podaje mi szlafrok i czeka, aż go włożę. On ma na sobie spodnie od piżamy, o wiele na niego za duże, i biały podkoszulek. Przypomina mi mojego ojca.
— Pobraliśmy się w osiemdziesiątym piątym — mówi. — Dwadzieścia dwa lata temu. Masz...
— Co?! — Czuję, jak krew odpływa mi z twarzy, pokój zaczyna wirować. Gdzieś w głębi domu tyka zegar, głośno jak młot, a w każdym razie tak mi się wydaje. — Ale... — On stawia krok w moim kierunku. — Jak...?
— Christine, masz czterdzieści siedem lat — mówi. Podnoszę na niego wzrok, na tego obcego, który się do mnie uśmiecha. Nie wierzę mu, nie chcę nawet słuchać, co mówi, lecz on ciągnie: — Miałaś wypadek. Straszny wypadek. Doznałaś obrażeń głowy. Masz problemy z pamiętaniem.
— Z jakim pamiętaniem? Z pamiętaniem czego? — pytam, myśląc sobie, że na pewno nie chodzi o ostatnie dwadzieścia pięć lat.
Przysuwa się do mnie o krok, zbliżając się jak do przerażonego zwierzęcia.
— Wszystkiego — odpowiada. — Czasami zaczynasz od chwili, gdy miałaś dwadzieścia lat. Czasami jeszcze wcześniej.
W głowie mi się kręci, wirują daty i lata. Nie chcę pytać, wiem jednak, że muszę.
— Kiedy... kiedy miałam wypadek?
— W wieku dwudziestu dziewięciu lat...
Zamykam oczy. Mój umysł próbuje odrzucić tę informację, ale wiem gdzieś w głębi, że to prawda. Słyszę, że zaczynam płakać, a gdy tak płaczę, ten mężczyzna, ten BEN podchodzi do mnie, tam gdzie stoję, w progu. Czuję go tuż obok siebie, nie ruszam się, kiedy obejmuje mnie w pasie, nie opieram się, kiedy do siebie przyciąga. Trzyma mnie. Razem kołyszemy się delikatnie, a ja zdaję sobie sprawę, że ten ruch wydaje mi się znajomy. Od niego robi mi się lepiej.
— Kocham cię, Christine — mówi i chociaż wiem, że chyba powinnam powiedzieć to samo, nie mówię. Nic nie mówię. Jak mogę go kochać? To obcy.
Wszystko jest bez sensu. Chcę wiedzieć tyle rzeczy. Skąd się tu wzięłam? Jakim cudem przeżyłam? I nie wiem, jak pytać.
— Boję się — mówię.
— Wiem — odpowiada. — Wiem. Ale nie martw się, Chris. Będę się o ciebie troszczył. Zawsze będę się o ciebie troszczył. Nic ci nie będzie. Zaufaj mi (..)


***
Wspomnienia nas definiują.

Wyobraź więc sobie, że tracisz je za każdym razem, kiedy zapadasz w sen.
Zapominasz, jak się nazywasz, kim jesteś.
Nie pamiętasz wydarzeń z przeszłości, nie rozpoznajesz ludzi, których kochasz – wszystko to znika w ciągu jednej nocy.
A jedyna osoba, której ufasz, być może mówi ci jedynie połowę prawdy…

Christine budzi się co rano w obcym łóżku u boku obcego mężczyzny. W lustrze widzi twarz nieznajomej kobiety, dużo starszej od niej. I co rano się dowiaduje, że to jej twarz, jej mąż, jej łóżko. Że przed dwudziestu laty na skutek wypadku straciła zdolność zapamiętywania. Co rano przeżywa wstrząs, co rano musi się z nim godzić. Jej życie wydaje się tragicznie proste.
Powoli jednak okazuje się, że ta prostota jest pozorna. Że Christine ma swojego neurologa, o którym nie wie jej mąż, że prowadzi pamiętnik, dzięki któremu może częściowo zapełnić luki w pamięci. Kobietę zaczyna niepokoić jej całkowita zależność od męża. Okazuje się, że ma jakieś inne wspomnienia niż te, które co rano pieczołowicie mąż odtwarza. Christine zaczyna stawiać nowe pytania – jak wyglądał jej wypadek, dlaczego nie mają dzieci, co się stało z jej przyjaciółką? Im bardziej się zbliża do prawdy, tym bardziej niewiarygodna ona się staje.


EKRANIZACJA 
/KLIKNIJ ZDJĘCIE/


TRAILER









ZGARNIJ EBOOKA Z  




Autor: Sabina Bauman - klik zdjęcie
Copyright © 2014 Mniej niż 0 - Mini Recenzje , Blogger