"A DZIŚ ŻEM SE CZYTŁA/LUKŁA..."

CZYTAJ ZA DARMO!

Statystyki

SZUKAŁKA

Zaklinacz Donato Carrisi

"Bóg milczy. Słychać tylko szept diabła..."

Dobra książka, ale nie AŻ TAK dobra, jak jej recenzja :)
Kolejny raz okazało się, że "wykrzyknikowe" recenzje do niczego nie zobowiązują. 

Przechodnie odnajdują przerażający grobowiec w pokrytym mgłą lesie. Pięć lewych rąk, pochowanych w kole, pięć ramion amputowanych zaginionym dziewczynkom. Każda ofiara była jedynaczką.
Gavila, profesor i kryminolog i jego oddział są pewni, że to dzieło seryjnego mordercy. 
Po krótkim czasie zostaje znaleziona szósta ręka dziecka, którego zaginięcia nikt nie zgłosił, co daje nadzieję, że dziewczynka może wciąż żyje. 

Mila Vasquez, specjalistka od zlokalizowania zaginionych dzieci, zostaje przydzielona do ekipy detektywów. Śledztwo rusza pełną parą, a zabójca bawi się z detektywami w kotka i myszkę...

Klimat jest. Zdecydowanie inna koncepcja, niż te "zwyczajowe" jamerykańskie. Głębsze profile bohaterów.

MOJA OCENA: 7/10


PRZECZYTAJ FRAGMENT!


Zakład karny w 
Okręg penitencjarny nr 45
Raport Naczelnika Więzienia
dr. Alphonse'a Bérengera
z dnia 23 listopada br.
Do rozpatrzenia przez
Biuro Prokuratora Generalnego
J. B. Marina
Przedmiot: POUFNE

Szanowny Panie Prokuratorze,
pozwalam sobie napisać do Pana, by zasygnalizować dziwne zachowanie jednego z osadzonych.
Osadzony, o którym mowa, zarejestrowany jest pod numerem RK-357/9. Określamy go już wyłącznie w ten sposób z uwagi na to, że aż do tej chwili odmawia podania swoich danych personalnych. Został zatrzymany przez policję 22 października. Kręcił się nocą, samotnie i bez ubrania, na jednej z wiejskich dróg w regionie. 
Porównanie odcisków jego palców z liniami papilarnymi z policyjnych baz danych
wykluczyło jego udział we wcześniejszych niewyjaśnionych przestępstwach. Mimo to za uporczywe uchylanie się od podania personaliów, również przed obliczem sędziego, został skazany na karę czterech miesięcy i osiemnastu dni pozbawienia wolności.
Od chwili umieszczenia w zakładzie karnym osadzony RK-357/9 nie okazał nigdy niezdyscyplinowania i przez cały czas przestrzegał regulaminu więziennego. Ponadto osobnik ten jest samotnikiem i nie przejawia skłonności do nawiązywania kontaktów z innymi osobami.
Być może także z tego powodu nikt nie zwrócił uwagi na jego wyjątkowe zachowanie, dostrzeżone dopiero ostatnio przez jednego z naszych strażników. Więzień RK-357/9 czyści i przeciera kawałkiem filcu wszystkie przedmioty, których dotyka, zbiera wszystkie włosy, które codziennie traci, czyści do połysku naczynia, sztućce i - WC po każdym użyciu.
Mamy więc do czynienia z maniakiem na punkcie czystości lub, co jest dużo bardziej prawdopodobne, z osobnikiem, który za wszelką cenę stara się uniknąć pozostawienia swojego „materiału organicznego”.
W związku z tym mamy poważne podejrzenie, iż więzień RK-357/9 popełnił szczególnie ciężkie przestępstwo i chce uniemożliwić nam poznanie jego tożsamości na podstawie DNA.
Do dnia dzisiejszego wyżej wymieniony dzielił celę z innym więźniem, co z pewnością pomagało mu usuwać własne ślady biologiczne. Informuję Pana jednak, że uniemożliwiliśmy mu przebywanie z innymi osobami, umieszczając go w odosobnieniu.
O powyższym powiadamiam Pana Biuro, by wszczęto odpowiednie dochodzenie, a jeśli to konieczne, zwrócono się do Sądu o wydanie w trybie pilnym postanowienia, które zmusi osadzonego RK-357/9 do poddania się badaniu DNA.
W związku z zasygnalizowaną kwestią należy też wziąć pod uwagę fakt, iż osobnik ten zakończy odsiadywanie kary dokładnie za 109 dni (12 marca).
Z poważaniem,
naczelnik
dr Alphonse Bérenger

1.

Miejsce w pobliżu W.
5 lutego

Unosiła go wielka ćma poruszająca się swobodnie w ciemnościach nocy. Jej rozsiewające kurz skrzydła wibrowały, omijając zasadzki górskich szczytów, nieruchomych niczym olbrzymy śpiące ramię przy ramieniu.
W górze aksamitne niebo. Niżej las. Bardzo gęsty.
Pilot odwrócił się do pasażera i wskazał widniejącą przed nimi rozległą białą plamę, podobną świetlistej gardzieli wulkanu. Helikopter skręcił w jej kierunku. 
Siedem minut później wylądowali na poboczu drogi publicznej. Była zamknięta, a w okolicy ustawiono policyjne blokady. Mężczyzna w granatowym garniturze, z trudem przytrzymując powiewający krawat, podszedł aż pod łopaty wirnika, żeby przywitać pasażera.
‒ Witam, doktorze, czekaliśmy na pana! ‒ odezwał się, przekrzykując ryk maszyny.
Goran Gavila nie odpowiedział.
Agent do zadań specjalnych Stern dodał:
‒ Proszę tędy, wyjaśnię panu wszystko po drodze.
Ruszyli krętą ścieżką, zostawiając za sobą huczący śmigłowiec, który wzbijał się w górę, by po chwili rozpłynąć się na atramentowym niebie.
Mgła osiadała niczym całun, odsłaniając zarysy wzgórz. Wszędzie unosił się zapach lasu, złagodzony przez nocną wilgoć, która pełzła po ubraniach, muskając chłodnym dotykiem skórę.
‒ Sprawa nie była prosta, zapewniam pana. Musi pan to zobaczyć na własne oczy.
Funkcjonariusz policji Stern wyprzedzał Gorana o kilka kroków, rozgarniając krzaki, i mówił, nie patrząc na niego:
‒ Zaczęło się dziś rano koło jedenastej. Dwaj chłopcy z psem idą ścieżką. Wchodzą do lasu, wspinają się na wzgórze i docierają na polanę. Pies to nowofundlandczyk, wie pan, z tych, co lubią grzebać w ziemi... Zwierzę zaczyna szaleć, bo coś wywęszyło. Wygrzebuje dołek. I pokazuje się pierwsza.
Goran starał się dotrzymać mu kroku, gdy zagłębiali się w coraz gęstsze zarośla porastające zbocze, z każdym ich krokiem bardziej strome. Zauważył, że spodnie Sterna mają nieduże rozdarcie na wysokości kolan, znak, że tej nocy przebył ten szlak kilka razy.
‒ Oczywiście chłopcy natychmiast uciekają i zawiadamiają miejscową policję ‒ ciągnie agent. ‒ Ci zjawiają się, badają teren, wszystkie nierówności, szukają śladów. Potem któremuś przychodzi na myśl pokopać jeszcze, żeby sprawdzić, czy jest coś więcej... i pojawia się druga! W tym momencie wzywają nas. Jesteśmy tu już od piętnastej. Nie wiemy dotąd, ile jeszcze tego jest pod ziemią. O, to tutaj...
Przed nimi otworzyła się mała polana oświetlona reflektorami ‒ świetlisty wylot wulkanu. Zapachy lasu nagle znikły i obu uderzył zapach nie do pomylenia z żadnym innym. Goran uniósł głowę, żeby lepiej go poczuć.
‒ Kwas fenolowy ‒ mruknął do siebie.
I zobaczył.
Krąg małych dołków. I ze trzydziestu ludzi w białych kombinezonach kopiących w nieziemskim świetle halogenów, zaopatrzonych w małe łopatki i pędzle do usuwania ziemi. Kilku przesiewało trawę, inni fotografowali i starannie katalogowali wszystkie znaleziska. Ich ruchy były precyzyjne, odmierzone, hipnotyczne, otoczone sakralną ciszą, którą od czasu do czasu przerywał tylko cichy trzask fleszów.
Goran dostrzegł agentów specjalnych Sarah Rosę i Klausa Borisa. Był też inspektor Roche, szef zespołu śledczego, który go zauważył i od razu ruszył wielkimi krokami w jego stronę. Zanim zdążył otworzyć usta, doktor uprzedził go pytaniem:
‒ Ile?
‒ Pięć. Wszystkie o długości pięćdziesięciu centymetrów, szerokości dwudziestu i głębokości także pięćdziesięciu... Co twoim zdaniem można zakopać w takich dołkach?
We wszystkich to samo. Taki sam obiekt. Kryminolog patrzył na niego wyczekująco.
‒ Lewą rękę ‒ odpowiedział Roche.
Goran spojrzał na ludzi w białych kombinezonach, którzy pracowali na tym absurdalnym cmentarzu. Ziemia oddawała jedynie szczątki w stanie rozkładu, ale źródło tego zła należało umiejscowić wcześniej, przed tą pełną niepewności, nierealną chwilą.
‒ To one? ‒ zapytał Goran, ale tym razem znał odpowiedź.
‒ Z badania białka C-reaktywnego wynika, że należą do osób płci żeńskiej, rasy białej, w wieku od dziewięciu do trzynastu lat...
Dziewczynki.
Roche wypowiedział te słowa bezbarwnym tonem. Wyrzucił je niczym ślinę, która po zbyt długim trzymaniu w ustach robi się gorzka.
Debby. Anneke. Sabine. Melissa. Caroline.
Zaczęło się dwadzieścia pięć dni temu, od wzmianki w prowincjonalnej gazecie o zniknięciu młodej uczennicy college'u dla dzieci z zamożnych rodzin. Wszyscy przypuszczali, że to ucieczka. Dwunastoletnia bohaterka miała na imię Debby. Jej koleżanki zapamiętały, że widziały ją, jak wychodziła po zakończeniu lekcji. W żeńskim internacie zauważono jej nieobecność dopiero podczas wieczornego apelu.
Sprawa pod każdym względem przypominała jedno z tych wydarzeń, które kwitowane są krótkim artykulikiem na trzeciej stronie, po czym zainteresowanie słabnie w oczekiwaniu na przewidywane szczęśliwe zakończenie.
Ale potem znikła Anneke (...)


***

Mrożący krew w żyłach thriller, który przebojem wdarł się na listy bestsellerów w wielu krajach Europy. Powieść przywołująca na myśl takie filmy, jak Milczenie owiec, Siedem i Szósty Zmysł. 

Sześć odciętych ludzkich rąk zakopanych w ziemi. Pięć zaginionych dziewczynek. Kim jest szósta, niezidentyfikowana ofiara? Kiedy ją porwano? Czy istnieje choć cień szansy, że jeszcze żyje? Na czele zespołu prowadzącego dochodzenie w tej makabrycznej sprawie staje doktor Goran Gavila, cywilny kryminolog i wykładowca uniwersytecki. Do grupy dołącza młoda policjantka Mila Vasquez, ekspert w odnajdywaniu zaginionych dzieci. Sadystyczny morderca bawi się z ekipą śledczą w „kotka i myszkę”, nieustannie podsuwając jej nowe tropy. Zwłoki okaleczonych dziewczynek zostają odnalezione w starannie wybranych miejscach, wskazujących na ludzi, którzy popełnili inne, dotąd niewykryte zbrodnie. Śledztwo przemienia się w koszmarną wyprawę w przeszłość morderców, udających porządnych obywateli: agenta handlowego, księdza, pomocnika murarskiego. Jakie są prawdziwe zamiary tajemniczego „inspiratora”, który pociąga za wszystkie sznurki? Odnalezienie ciała piątej ofiary w tymczasowym mieszkaniu śledczych przynosi nieoczekiwany zwrot w sprawie...




Cykl: Mila Vasquez (tom 1)









Autor: Sabina Bauman - klik zdjęcie
Copyright © 2014 Mniej niż 0 - Mini Recenzje , Blogger