"A DZIŚ ŻEM SE CZYTŁA/LUKŁA..."

CZYTAJ ZA DARMO!

Statystyki

SZUKAŁKA

Gra Geralda Stephen King

Ta opowieść klimatem jest bardzo zbliżona do Dolores Claiborne. 

Dużo opinii krąży po necie, że jest to książka zła, nudna i do d...y.

Tak nie jest. Wystarczy troszkę empatii i z pseudo "nudnego ględzenia" robi się prawdziwy koszmar!

Jest to książka trudniejsza, praktycznie bez akcji, ale głęboka. Traumatyczna. Klaustrofobiczna. I przerażająca. Na swój duszny sposób.


Klimat astmatyczny. Opowieść zupełnie inna, ale warta polecenia, więc...


POLECAM!


MOJA OCENA: 8/10


PRZECZYTAJ FRAGMENT!



W szumie październikowego wiatru Jessie słyszała od czasu do czasu lekki stukot nie domkniętych drzwi na tyłach domu. Jesienią framugi pęczniały od wilgoci i drzwi trzeba było zatrzaskiwać. Tym razem o nich zapomnieli. Zastanawiała się, czy nie poprosić Geralda, żeby poszedł i je zamknął, nim zaczną na dobre, bo inaczej zwariuje od tego stukotu. Zaraz jednak pomyślała, że w tej sytuacji zabrzmiałoby to wyjątkowo śmiesznie. Zepsułaby zupełnie nastrój.
Jaki nastrój?
Dobre pytanie. I w chwilę potem, gdy Gerald przekręcił kluczyk w drugim zamku i usłyszała nad lewym uchem cichy szczęk, zdała sobie sprawę, że wcale nie zależy jej na podtrzymywaniu nastroju. Oczywiście to właśnie dlatego w ogóle zauważyła, że drzwi są nie domknięte. Gry erotyczne z kajdankami już dawno przestały ją podniecać.
Jednakże nie można było tego powiedzieć o Geraldzie. Miał na sobie tylko szorty i Jessie nie potrzebowała unosić wzroku na jego twarz, by widzieć, iż owa gra cieszy się jego nie słabnącym zainteresowaniem.
Kompletny idiotyzm - pomyślała, choć czuła, że to jeszcze nie wszystko. Była także trochę przerażona. Nie miała ochoty się do tego przyznać, lecz musiała.
- Dajmy dziś spokój, dobrze?
Zawahał się na moment, marszcząc lekko brwi, a następnie przeszedł przez pokój do komody po lewej stronie drzwi do łazienki. Po drodze się rozchmurzył. Obserwowała go, leżąc na łóżku z rozpostartymi, uniesionymi ramionami; przywodziła na myśl piękną Fay Wray, skrępowaną i czekającą na King Konga. Gerald przykuł ją dwiema parami kajdanek do mahoniowych słupków po obu stronach zagłówka. Łańcuszki kajdanek miały długość około piętnastu centymetrów. Niewiele.
Gerald położył kluczyki na blacie komody - dwa leciutkie stuknięcia; słuch Jessie był wyjątkowo wyostrzony jak na środowe popołudnie - i odwrócił się z powrotem ku żonie. Wysoko nad jej głową na białym suficie sypialni kołysały się i tańczyły refleksy słońca w tafli jeziora.
- Co ty na to? Jakby przestało mnie to już bawić. (A zresztą nigdy szczególnie nie bawiło - dodała w duchu.)
Uśmiechnął się szeroko. Miał nalaną różową twarz i kruczoczarne włosy z głębokimi zakolami, a ten specyficzny uśmiech zawsze wywoływał w Jessie coś, co niezbyt jej się podobało. Nie potrafiłaby określić, co to właściwie takiego, ale...
Oczywiście, że potrafisz. Wygląda jak idiota. Przecież widzisz: im bardziej szczerzy zęby, tym jest głupszy, a każdy centymetr uśmiechu to spadek ilorazu inteligencji o dziesięć punktów. Kiedy twój genialny mąż, błyskotliwy prawnik pracujący w renomowanej kancelarii adwokackiej, uśmiecha się najszerzej, jak umie, przypomina debila zatrudnionego jako szatniarz.
Spostrzeżenie okrutne, ale niedalekie od prawdy. Dobrze - tylko jak powiedzieć własnemu mężowi, prawie po dwudziestu latach małżeństwa, że jeśli szczerzy zęby za szeroko, wygląda, jakby cierpiał na lekki kretynizm?! Odpowiedź jest prosta: nic się nie mówi. Jego normalny uśmiech, z zaciśniętymi wargami, to zupełnie inna sprawa - śliczny, ciepły i poczciwy; Jessie przypuszczała, że to właśnie on skłonił ją kiedyś do tego, by w ogóle zacząć chodzić z Geraldem. Kojarzył się z uśmiechem jej ojca, gdy przed kolacją, popijając dżin z tonikiem, opowiadał rodzinie śmieszne historyjki o swojej pracy.
Ale nie tym razem. Teraz Gerald bezwstydnie szczerzył zęby w sposób, który najwyraźniej rezerwował na takie okazje. Pewnie mu się wydaje, że uśmiecha się jak dzika bestia, a może pirat. Jednakże dla Jessie, leżącej z wykręconymi do tyłu ramionami i ubranej wyłącznie w skąpe majteczki, był to grymas zwykłego idioty. Nie... upośledzonego umysłowo. Ale przecież Gerald nie miał w sobie nic z lekkomyślnego donżuana z jednego z magazynów pornograficznych, nad którymi onanizował się jako samotny, grubawy niedorostek; był adwokatem z tęgą, różową twarzą i zakolami, które wciąż posuwały się do tylu - nieubłagana zapowiedź całkowitego wyłysienia... Po prostu prawnikiem z przednią częścią szortów wybrzuszającą się pod naporem czegoś twardego. Wybrzuszającą się zresztą dość lekko.
Wielkość jego erekcji nie była jednak najważniejsza. Najważniejsze było to, że szczerzył zęby. Wyraz jego twarzy nie zmienił się ani na jotę, co znaczyło, iż nie wziął jej słów poważnie. To jasne, że powinna była protestować; w końcu na tym właśnie polegała gra.
- Geraldzie? Ja naprawdę nie żartuję.
Rozdziawił usta jeszcze szerzej. Ukazały się kolejne drobne ząbki rekina palestry, ząbki całkowicie niegroźne; jego iloraz inteligencji znów spadł o dwadzieścia albo trzydzieści punktów. I ciągle nic do niego nie docierało.
Jesteś pewna?
Była. Nie potrafiła jeszcze czytać w nim jak w książce - podejrzewała, że aby dojść do tego stanu, potrzeba znacznie więcej niż siedemnastu lat małżeństwa - ale zwykle miała niezłe pojęcie o tym, co się dzieje w jego głowie. Gdyby okazało się inaczej, bardzo by ją to zdziwiło.
Skoro to prawda, dziubdziuniu, to dlaczego on ciebie nie rozumie? Jak może nie widzieć, że nie jest to po prostu nowa scenka w starej farsie erotycznej?
Jessie zmarszczyła lekko brwi. W jej głowie zawsze rozlegały się głosy - domyślała się, że wszyscy słyszą coś takiego, choć zazwyczaj o tym nie mówią, podobnie jak o czynnościach wydalniczych - a większość z nich wydawała się starymi znajomymi, bezpiecznymi niczym ranne pantofle. Ten jednak był nowy - i nie miał w sobie nic bezpiecznego. Był mocny; brzmiała w nim młodość i energia. A także niecierpliwość. Znów się odezwał, odpowiadając na własne pytanie:
Nie chodzi o to, że cię nie rozumie; rzecz w tym, dziubdziuniu, że czasami po prostu nie chce rozumieć.
- Geraldzie, doprawdy, nie mam dziś ochoty. Przynieś z powrotem kluczyki i uwolnij mnie. Zrobimy to inaczej. Wejdę na ciebie, dobrze? Albo możesz leżeć spokojnie z rękami pod głową, a ja się wszystkim zajmę, no wiesz.
Na pewno chcesz to zrobić? - spytał nowy głos. - Czy jesteś zupełnie pewna, że chcesz się kochać z tym mężczyzną?
Jessie zamknęła oczy, jakby mogła w ten sposób uciszyć ten głos. Gdy znów je otworzyła, Gerald stał u stóp łóżka, a przednia część jego szortów przypominała sterczący bukszpryt jachtu pełnomorskiego. No, może raczej dziób plastikowej łódeczki puszczonej przez dziecko na stawie. Rozdziawił usta jeszcze szerzej, aż ukazały się zęby trzonowe, te ze złotymi plombami. Jessie zdała sobie sprawę, że ten kretyński uśmiech nie budzi w niej zwykłej niechęci, tylko pogardę.
- Uwolnię cię... jak będziesz bardzo, ale to bardzo grzeczna. Potrafisz być bardzo, ale to bardzo grzeczna, Jessie?
Tandeta - zauważył kolejny rzeczowy głos. - Tandeta do kwadratu (...)


***

To, co wydarzyło się 30 lat wcześniej nad jeziorem Dark Score, podczas całkowitego zaćmienia Słońca, rzuca posępny cień na życie Jessie, przykutej kajdankami do łóżka w domku letniskowym, z trupem męża po przeciwnej stronie sypialni. Perwersyjna gra erotyczna Geralda zmienia sie w dwudziestoośmiogodzinny horror, a półnaga Jessie zostaje sama z tym, co czai się w mroku - w mroku lasu za oknem, mroku zaćmienia, mroku jej samej. Zobaczy tam coś, od czego mało nie postrada zmysłów.






EKRANIZACJA 2017 /KLIKNIJ ZDJĘCIE/



TRAILER /KLIKNIJ ZDJĘCIE/





ZGARNIJ EBOOKA Z 



Autor: Sabina Bauman - klik zdjęcie
Copyright © 2014 Mniej niż 0 - Mini Recenzje , Blogger