"A DZIŚ ŻEM SE CZYTŁA/LUKŁA..."

CZYTAJ ZA DARMO!

Statystyki

SZUKAŁKA

Zakładnicy diabła: autentyczne przypadki opętania i egzorcyzmów Malachi Martin

Nie tego się spodziewałam i może dlatego troszkę niżej ocena.
Jest to tylko i wyłącznie relacja z autentycznych przypadków opętania, ale w kontekście zmagań egzorcystów.
Ta cała relacja jest o egzorcystach. I to w sumie bardzo dobrze, ponieważ zawsze oni niknęli gdzieś w cieniu.

Myślałam, że tytułowi "zakładnicy diabła" to ludzie opętani, ale tutaj chodzi właśnie o egzorcystów - ich rozterki, poświęcenie, ich pracę i jej skutki...

I jeśli Demonolodzy byli przerażającą /dla mnie/ lekturą- choć to też był swojego rodzaju dokument, to w tym przypadku czytałam z zaciekawieniem, choć czasami niektóre fragmenty były nużące i pełne teologicznych zawiłości...

Jednak polecam, choć to literatura w sumie popularno-naukowa, ale fabularyzowana i okraszona wspomnieniami, choć Demonolodzy nadal są u mnie nr 1 na liście.


MOJA OCENA: 7/10

PRZECZYTAJ FRAGMENT!


Jakże to spadłeś z niebios,Jaśniejący, Synu Jutrzenki?Jakże runąłeś na ziemię, ty, który podbijałeś narody?Ty, który mówiłeś w swym sercu:Wstąpię na niebiosa; powyżej gwiazd Bożych postawię mój tron.Zasiądę na Górze Obrad, na krańcach północy.Wstąpię na szczyty obłoków, podobny będę do Najwyższego.Jak to? Strąconyś do Szeolu na samo dno Otchłani!Którzy cię ujrzą, utkwią wzrok w tobie, zastanowią się nad tobą… Księga Izajasza 14, 12-16.
 „ …Panie, przez wzgląd na Twoje imię, nawet złe duchy się nam poddają.”
Ojciec mój przekazał Mi wszystko…”

Ewangelia według Świętego Łukasza, jo, ij-22.
Wtedy rzekł do nich: „Widziałem szatana, spadającego z nieba jak błyskawica. Oto dałem wam władzę stąpania po wężach i skorpionach, i po całej potędze przeciwnika, a nic wam nie zaszkodzi. Jednak nie z tego się cieszcie, że duchy się wam poddają, lecz cieszcie się, że wasze imiona zapisane są w niebie…

Opętanie i egzorcyzmy w Ameryce lat dziewięćdziesiątych
  
W mgnieniu Boskiego oka od pierwszego wydania „Zakładników diabła” w 1976, z jednej strony nic się nie zmieniło. Z drugiej jednak, wszystko uległo zmianie.
Nic się nie zmieniło w przebiegu procesu, w wyniku którego człowiek zostaje opętany przez osobowe, inteligentne zło. Nic się też nie zmieniło odnośnie wymogów udanych egzorcy-zmów odprawianych na opętanej jednostce. Wszystko pozostaje takie samo, jak zostało opisane i streszczone w dalszych rozdziałach i przypadkach.
Zmianie natomiast uległy uwarunkowania społeczne, w których wszyscy dziś żyjemy. W o wiele większym stopniu, niż mogliśmy się tego spodziewać przed piętnastoma laty, dzięki sprzyjającemu klimatowi występowanie zjawiska demonicznego opętania stało się normalnym elementem naszego życia.
Zaprezentowany w 1976 roku satanizm został najprawdopodobniej potraktowany przez większość Amerykanów jako nabijający kiesę przebój wydawniczy. W rzeczywistości „Zakładnicy diabla” byli czystym ostrzeżeniem, iż opętanie nie jest i nigdy nie było spłodzoną przez chorą wyobraźnię bajką pełną wilkołaków i szczęśliwych zakończeń. Opętanie jest faktem i płaci się za nie oczywistą cenę.
Dziś w Ameryce lat dziewięćdziesiątych nikt już nie traktuje opętania jak zabawę. Wprost przeciwnie, wszędzie — na różnych poziomach społecznych — panuje uzasadniony strach. Strach ten dotyczy głównie dzieci. Prawdę powiedziawszy, niewiele istnieje już rodzin nie dotkniętych satanizmem. Nawet satanizmem rytualistycznym — formalnymi ceremoniami i obrządkami organizowanymi przez jednostki lub grupy w hołdzie szatanowi.
Z oczywistych względów nie wiemy wszystkiego o działających w USA zorganizowanych satanistycznych grupach, które nazywają siebie zborami. Rozporządzamy jednak wiedzą pozwalającą uzasadnić lęk przeciętnej rodziny o własne dzieci.
Wiemy na przykład, że w pięćdziesięciu stanach USA istnieje około 8.000 zborów satanistycznych. Wiemy, że w każdej z ogromnych aglomeracji i w każdym z większych miast co tydzień, i to w kilku miejscach, odprawia się czarne msze — prawie zawsze organizowane przez zbór. Wiemy, że przeciętni członkowie zborów satanistycznych wywodzą się także spośród polityków, kleru i ludzi wierzących.
Co więcej, wiemy, że wśród tych zborów wytworzyły się pewne „specjalizacje”. Można przykładowo wybierać pomiędzy zborem heteroseksualnym a homoseksualnym. W co najmniej trzech dużych miastach członkowie kleru mają do dyspozycji zbór z nastawieniem na pedofilię, do którego nikt poza nimi nie ma dostępu. W podobny sposób prowadzony jest lesbijski zbór dla wierzących kobiet.
Wiemy również, że z całą pewnością w wielu średnich szkołach państwowych w dużych miastach istnieją grupy nastolatków zaangażowanych w satanizm rytualistyczny. I choć — znów z oczywistych względów — niewiele wiemy o ofiarach składanych z ludzi, to na pewno istnieją zbory, w których dochowanie tajemnicy jest warunkiem bezwzględnym, a próba odejścia karana jest rytualnym zasztyletowaniem — jeden cios za każdy rok życia winnego.
Trudny dostęp do dowodów dotyczących ofiar ludzkich, jako elementu rytuałów satanistycznych, wynika z faktu, iż usuwanie szczątków ludzkich stało się w kręgach satanistycznych formą czarnej sztuki wykorzystującej takie akcesoria jak przenośne piece i krematoria; a także dlatego, że nie istnieją żadne akty narodzin ani chrztu składanych w ofierze niemowląt.
W każdym razie posiadamy ogromny materiał przekazywany ustnie a wskazujący, iż tysiące noworodków i dzieci jest rozmyślnie poczętych i narodzonych tylko po to, by mogły służyć jako ofiary w obrządkach satanistycznych. W świecie kultu szatana preferowani są chłopcy jako posiadający taką płeć jak Dzieciątko Jezus. Ale i dziewczynki wchodzą tu w rachubę.
Dlatego istota problemu nadużyć wobec dzieci, zjawiska tak charakterystycznego dla naszych czasów, wymaga rzetelnej uwagi. Nie zawsze oczywiście przypadki takie są wynikiem rytualnego satanizmu. Każdy potwierdzić muszą dowody. Jednak zasięg nadużyć wobec dzieci w dzisiejszej Ameryce oraz konkretne przejawy satanizmu jako czynnika, w wielu takich przypadkach, zaczynają dawać wyobrażenie o stopniu, w jakim zboczone normy, będące znakiem rozpoznawczym każdej z form tego kultu — a w szczególności satanizmu rytualistyczne-go — przeniknęły i wywarły wpływ na wszystkie warstwy naszego społeczeństwa.
Równie przerażająca jak te informacje — choć bynajmniej nie jest to wszystko, o czym wiemy — a nawet jeszcze bardziej szokująca jest świadomość, że w Ameryce lat dziewięćdziesiątych nigdy nie jesteś oddalony od centrum, w którym rutynowo prowadzi się tego typu działalność. Nikt nie żyje w oddali od miejsc, w których praktykuje się pewne formy satanizmu rytualistycznego. Satanizm rytualistyczny, jego nieuchronne konsekwencje oraz demoniczne opętanie są integralną częścią atmosfery, w której żyją Amerykanie.
Fakt, że istnieje dziś klimat dużo bardziej niż kiedykolwiek dotąd sprzyjający powszechnemu występowaniu demonicznego opętania, jest tak oczywisty, że świadczą o nim codzienne wypowiedzi kompetentnych ekspertów od psychologii i socjologii, którzy w większości przypadków, zdają się nie mieć „religijnych odchyleń”.

O naszym kulturalnym spustoszeniu — rodzaju agonii bezinteresowności połączonej z dominacją własnego interesu — świadczy rozpad naszych rodzin. Kryzys systemu edukacyjnego. Zanik ogólnie uznawanych norm przyzwoitości języka, ubioru i zachowania. Życie młodzieży, na każdym kroku wypaczone jest oszałamiającą przemocą, nagłą śmiercią; ciąże nastolatek, uzależnienie od narkotyków i alkoholu, choroby, samobójstwa, strach. Ameryka jest najprawdopodobniej najbardziej przepełnionym przemocą tzw. rozwiniętym krajem tego świata.
Rodzice mają więc powody do zmartwień. Największa bowiem zmiana w warunkach, w których przyszło nam żyć od ponad dwudziestu lat, dotyczy bezradności młodych ludzi wobec możliwości opętania. Młodzież bowiem coraz bardziej wnika w atmosferę, w której moralny krytycyzm jest nie tylko niemodny ale zabroniony. Zaczyna unosić ich istne morze pornografii. Nie tylko pornografii seksualnej, ale pornografii egoizmu w całym tego słowa znaczeniu. Podstawowe pytanie młodego pokolenia wypowiadane słownie lub wyrażane w inny sposób — brzmi: Co możesz dla mnie zrobić? Co mogą dla mnie zrobić rodzice, przyjaciele, znajomi, wrogowie, rząd, mój kraj?
Problem polega na tym, że jako jednostki i społeczeństwo, nie chcemy — a wielu z nas nie jest już w stanie — udzielić na to pytanie takiej odpowiedzi, która by kogokolwiek na dłużej usatysfakcjonowała.
Takie spustoszenie kulturowe jest najbardziej żyznym gruntem, jaki tylko można sobie wyobrazić; umożliwia niemal nieograniczony rozkwit procesów opętania. Dlatego satanizm
— łącznie z jego zrytualizowaną wersją — powoduje uzasadniony strach rodziców o ich dzieci. W takim kontekście, co najmniej niektórzy z nas mogą zostać wybrani przez naszego Odwiecznego Wroga, który jak to określił w jednym z listów Święty Piotr: „Jak lew ryczący krąży szukając kogo pożreć”.
Opis rozkwitającej działalności satanistycznej to jedno. Istotne jest tu także równie bezstronne określenie co najmniej kilku głównych czynników kulturowych i religijnych, które w największym stopniu przyczyniły się do takiego stanu rzeczy.
Postępując w ten sposób, trudno oprzeć się konkluzji, iż mocna pozycja satanizmu rytualistycznego oraz trudności w jego skutecznym zwalczaniu wspomaga zmieniona w znacznym stopniu mentalność chrześcijańskich duchownych. Jako ksiądz katolicki, mam na myśli głównie katolickich biskupów i księży. Rozpatrzmy to jednak po kolei.
Egzorcyzmy przedstawione na stronach „Zakładników diabla” dotyczą bezcielesnej, bezpłciowej istoty nazywanej przez Jezusa Lucyferem lub szatanem. Istotę tę Jezus określa dalej jako „ojca kłamstw i od samego początku mordercę” Istnienie i zakres działania szatana jest integralnym elementem tradycji Kościoła rzymskokatolickiego i innych autentycznych form tej religii.
Na samym początku archanioł zwany Lucyferem stanął na czele powstania przeciw Bogu i wraz z legionami innych zbuntowanych aniołów został zesłany prosto do piekła. Istoty te, na wieczność odseparowane od Stwórcy, znane są jako demony.
Dzięki tajemniczej Boskiej przezorności, szatan został obdarzony pewną wolnością umożliwiającą mu udaremnianie Boskiej woli, zgodnie z którą wszyscy mężczyźni i kobiety mają być oczyszczeni z grzechu i mogą umrzeć w przyjaźni i miłości Bożej.
Szatan zyskuje na tym świecie pewną ilość czcicieli i sług — i w ten sposób udaje mu się kontynuować swoją rebelię. Co więcej, pozyskane przez Lucyfera jednostki służą jego celom, przekupując i werbując inne istoty ludzkie, aby czciły go i służyły mu.
Cześć, jako słowo używane w kontekście satanistycznym, odzwierciedla zarówno umysłowość jak i zamiary samego Lucyfera. Odnosi się jednoznacznie i umyślnie do przeciwstawnego mu znaczenia chrześcijańskiego.
Istotą czci boskiej w chrześcijaństwie jest miłość. Istotą czci satanistycznej jest nienawiść. Upadły anioł obecnie uosabia pełnię nienawiści wobec istnienia, jako takiego. Nienawiść wobec życia, miłości, piękna, szczęścia, prawdy — wobec wszystkiego, co w największym stopniu czyni życie znośnym.
Tak wygląda w ogólnym zarysie podstawowa wiedza i pojmowanie przez chrześcijan szatana oraz jego satanistycznego programu.
Niemniej jednak, od momentu pierwszego wydania „Zakładników diabła” w 1976, osłabiona wiara chrześcijańskich duchownych — łącznie z klerem i hierarchią Kościoła rzymskokatolickiego — odsunęła fakt istnienia szatana na ten sam poziom co inne podstawowe rzymskokatolickie i chrześcijańskie nauki — o piekle, aniołach, czyścu, grzechu oraz głównych sakramentach — Spowiedzi i Eucharystii.
Pomimo niezgody z Kościołem rzymskokatolickim, jeden z protestanckich pastorów orzekł odnośnie tego zagadnienia, że Kościół katolicki zawsze był tu opoką. Gdy zabraknie tej opoki, wszyscy zaczną się potykać. Ponieważ wielu spośród przedstawicieli hierarchii Kościoła rzymskokatolickiego nie akceptuje już tych przekonań — i nie wyznaje ani nie naucza ścisłej doktryny dotyczącej sakramentów — nawet opozycja wobec satanizmu, łącznie z jego rytualistyczną formą, znacznie osłabła.
Z drugiej strony — wiara, iż Lucyfer nigdy nie istniał, jest jego niezwykłym sukcesem. Jest to doskonały kamuflaż. Nie wierzyć w zło, to nie mieć możliwości obrony. Nie wierzyć w nie, to być bezbronnym wobec niego. Jeśli twa wola nie zechce zaakceptować istnienia zła, nie będziesz w stanie mu się przeciwstawić. Ludzie bez możliwości przeciwstawienia się złu stają się pierwszym obiektem opętania.
Tak jak niegdyś miała na nas ogromny wpływ wiara kleru, tak dziś podobnie rozległe są konsekwencje — zarówno dla wierzących i niewierzących — istnienia tak wielu wiarołomnych duchownych.
Wśród katolików i chrześcijan innych wyznań, wielu nie uczy się już nawet tak podstawowej modlitwy jak Ojcze Nasz. W kościołach i szkółkach parafialnych unika się tematu piekła, jak to określił jeden z księży, aby nie przyprawiać ludzi „o poczucie winy” Podobnie unika się zagadnienia grzechu, by nie wyrządzać „niepowetowanych szkód, które czyniono przez ostatnie piętnaście lat”
Stwarza to poważne i niepotrzebne niebezpieczeństwo, którym pozostawiony samemu sobie chrześcijanin zostaje skonfrontowany ze złem codziennego życia. Głęboko zakorzenione zakazy, by nie mieszać tego, co określa się jako ,,racjonalne”z wiarą konieczną do rozpoznania zła, są dla wielu przeszkodą nie do przezwyciężenia. A bez łaski, która rodzi się z prawdziwej wiary, szatan robi to, co robi najlepiej — przestaje istnieć w oczach tych, którzy nie widzą.
Nadal jednak najbardziej dramatyczne konsekwencje, takiego rozległego i wciąż szerzącego się, braku wskazówek dotyczą autentycznych ofiar opętania. Poszczególnych ofiar osobowego zła, których są tysiące.
Kościół jest jedynym autorytetem społecznym, który niesie możliwość sprzeciwienia się takiej manifestacji zła. A więc jeśli urzędnicy kościelni zaprzeczają spuściźnie swego Kościoła; jeśli odwracają się plecami do opisanego w Piśmie Świętym Jezusa wypędzającego demony; jeśli uznają te sprawozdania za fałszywe lub za licencję poetycką — wówczas faktyczne ofiary prawdziwej działalności demonów są pozostawiane same sobie, bez żadnej nadziei.
„…lecz jeśli sól smak swój utraci” cytuje słowa Jezusa św. Marek „czymże ją przyprawicie? Miejcie sól w sobie i zachowajcie pokój między sobą!” W dużym skrócie taki właśnie jest warunek postawiony wielu przedstawicielom współczesnego kleru, takie jest położenie ludzi opętanych w Ameryce lat dziewięćdziesiątych. Jeśli dziś nie wierzą już nawet ojcowie Kościoła, to ofiary demonicznego opętania naprawdę nie mają się do kogo zwrócić. Nie mają dokąd pójść w poszukiwaniu pomocy, której potrzebują i do której mają prawo jako chrześcijanie dotknięci nieszczęściem.
Prawdziwe opętanie połączone z brakiem nadziei może z pewnością doprowadzić do najgorszego szaleństwa, jeśli nie do śmierci. Jest to straszny wyrok. Lecz równie przerażający jest fakt, iż właśnie ci ludzie, których powołaniem ma być wiara i wywiązywanie się z tego, co od samego początku głosi Kościół, odeszli od niego, choć nadal twierdzą, że służą w imię Chrystusa.
Krąg bezradności i cierpienia spowodowany takim wiaro-lomstwem nie kończy się bynajmniej na zwykłych chrześcijanach i opętanych. Jest o wiele szerszy.
Ze względu na charakter przestępstw wynikających z satanizmu rytualistycznego — oprócz wspomnianych nadużyć wobec dzieci i poważnych zbrodni — w zagadnienie to często wkraczają przedstawiciele prawa. Stanąwszy oko w oko z niezaprzeczalnymi dowodami kultu satanistycznego — takimi jak pentagramy, połamane krucyfiksy, satanistyczne grafiki i inne podobne akcesoria — niegdyś mogli zwrócić się o pomoc w zwalczaniu demonicznego opętania do ekspertów duchownych.
W obecnych czasach rzadko można skorzystać z takiej pomocy. Dziś częściej niż z pomocą, spotkać się można raczej z ignorancją, brakiem zainteresowania i wiary, a nawet ze zdecydowaną niechęcią, choćby chodziło jedynie o dyskusję na temat opętania i egzorcyzmów.
W rzeczy samej, w Kościele rzymskokatolickim formuła Egzorcysty — będąca od niepamiętnych czasów częścią święceń kapłańskich — została usunięta z nowego obrządku, sformułowanego przez innowatorów po 1964 roku, w rezultacie Drugiego Soboru Watykańskiego.
A zatem wielu oficjałów i ich doradców uznało opętanie oraz lekarstwo na nie, obrządek egzorcyzmów, za sprawę bez znaczenia, nieistotną — jak, powiedzmy, nauczanie posługiwania się średniowiecznym astrolabium — w efekcie czego w wielu katolickich diecezjach w USA, dużych i małych, nie ma dziś oficjalnego egzorcysty.
W niektórych, co szczęśliwszych diecezjach, gdy zachodzi ku temu potrzeba, księża sprowadzają egzorcystów z zewnątrz, a biskupi nie chcą wówczas nic o tym wiedzieć. W przypadku gdy dla przeprowadzenia egzorcyzmów wymagane jest pozwolenie biskupa, takie spoglądanie przez palce może być i jest traktowane jako „milcząca zgoda”.
W innych diecezjach biskupi są kategorycznie przeciwni obrzędowi egzorcyzmów. Ale i tu istnieją księża, którzy nadal sprowadzają egzorcystów. Ich kanonicznym usprawiedliwieniem jest „domniemana zgoda” biskupa. Oznacza to, że gdyby biskup uwierzył w to, w co jako biskup powinien uwierzyć, lub więcej, gdyby znał konkretny przypadek opętania i rozpoznał jego istotę, wtedy można byłoby przypuszczać, że udzieliłby zgody na egzorcyzmy.
Takie teologiczne rozumowanie i kanoniczne kombinacje to coś więcej niż wybieg. To scenariusz rodem z katakumb. W efekcie mamy do czynienia z czymś, co można nazwać konspiracją egzorcystów. Grupa księży z jednej diecezji wchodzi w absolutnej tajemnicy w układ z innymi księżmi z drugiej diecezji, aby spełnić swe obowiązki wobec wiernych w potrzebie.
Z punktu widzenia Kościoła, taka sytuacja powoduje bez wątpienia naruszenie przepisów. W niektórych przypadkach prowadzi to do niesprawiedliwego narzucania kanonicznych sankcji przez rozgniewanych, niedowierzających biskupów, którzy utrzymują, że w ten sposób został podważony ich autorytet.
Jednakże nawet w tak niesprzyjających okolicznościach za-sięg egzorcyzmów ciągle wzrasta. W porównaniu z wczesnymi latami sześćdziesiątymi, w połowie lat siedemdziesiątych nastąpił siedmiusetpięćdziesięcio procentowy wzrost. W tym samym czasie miał miejsce alarmujący wzrost ilości opętań „na życzenie” — tzn. przypadków, w których opętani formalnie prosili szatana, aby ich posiadł — w odróżnieniu od przypadków opętania wynikających z innych przyczyn.
Co roku przeprowadza się od 800 do 1300 dużych egzorcyzmów i kilka tysięcy mniejszych. Dla ekspertów w tej dziedzinie wzrost liczby odnotowanych przypadków opętania jest otrzeźwiającym ostrzeżeniem. Lecz jeszcze bardziej otrzeźwiająco działa świadomość, że istnieje mnóstwo przypadków, które w ogóle nie są zgłaszane. Tysiące listów, które sam otrzymałem i nadal otrzymuję od ludzi desperacko szukających pomocy — od katolików, protestantów i od ekskomunikowanych — są wymownym, bolesnym i ciągle narastającym dowodem kryzysu.
W międzyczasie przedstawiciele prawa, coraz częściej stający w obliczu bezspornych znaków satanizmu rytualistycznego lub przerażających skutków uczestnictwa w takich rytuałach, nie mają szansy na skorzystanie z rady, pomocy lub współpracy malejącego grona ekspertów.
Dla osób aktywnie działających na polu egzorcyzmów i dlatego posiadających większą umiejętność odkrycia i rozpoznania satanizmu rytualistycznego, jest jasne, że w kręgach policyjnych satanistyczny charakter zbrodni jest bądź odsuwany na dalszy plan, bądź zupełnie pomijany — przynajmniej w oficjalnych raportach.
Ogólnie rzecz ujmując, policja nie ma wyboru. Nie posiada kompetencji ani autorytetu na subtelnym i niebezpiecznym polu praktyk satanistycznych. Pomijając fakt, że bezcelowe opowiadanie o tych detalach często pobudza do naśladownictwa, to przeprowadzona przez urzędnika — lub kogoś innego łącznie z wyszkolonym i upoważnionym do działalności egzorcystą, tak jak to zostało ukazane w pięciu przypadkach „Zakładników diabła” — próba wyzwolenia człowieka z opętania naraża wybawców na niebezpieczny atak demonów.
Na podobny brak pomocy wystawieni są także terapeuci, psychologowie, psychiatrzy, pracownicy socjalni i inni, którzy podobnie jak policja muszą zajmować się anormalnymi sytuacjami. W obecnych warunkach życia w Ameryce prawdopodobieństwo opętania jawnie sadystycznych lub agresywnych, antyspołecznych jednostek jest wstrząsająco duże.
Rozwiązaniem problemu, z którym borykają się przedstawiciele prawa i inne osoby zmuszone zajmować się wpływami satanizmu, byłoby nawiązanie bliskiej i stabilnej współpracy z tymi, którzy są zorientowani i doświadczeni w tej delikatnej i niebezpiecznej dziedzinie, jaką są opętania i egzorcyzmy.
Rozwinięcie takiej sieci współpracy może jednak w obecnych czasach okazać się niemożliwe, zważywszy na wszystkie wyżej opisane okoliczności, a także inne, których tu nie omówiono. Specjaliści w tej kategorii, podobnie jak opętani, z którymi mają regularnie do czynienia, pozostawieni zostają sam na sam z problemem, mając możność skorzystania jedynie z niedostatecznych środków dostarczanych przez przepisy prawne i kanony zachowania.
Jak zwykle najwyższą cenę płacą przeciętni ludzie. Bo choć większość z nas przeżywa całe lata bez kontaktu ze zborami satanistycznymi lub nawet bez widoku na taki kontakt, to brak interdyscyplinarnej sieci współpracy ekspertów oraz fachowców i tak ma wpływ na każdego z nas.
Konkretne dowody dotyczące znacznej ilości przestępstw — nadużyć wobec dzieci, przybierające) na sile narodowej plagi pozornie nie umotywowanych i nieuzasadnionych morderstw dokonywanych przez nastolatków, samobójstw i gwałtów — nasunęły świeckim badaczom słuszne wnioski, iż pewne kręgi osób dopuszczających się takich nadużyć mogą być powiązane z innymi podobnymi grupami.
Jednak w obecnej sytuacji wciąż nie ma dowodów na istnienie grup lub zborów satanistycznych albo też międzynarodowej konspiracji członków zborów w USA i w Kanadzie, w którą to konspirację są zaangażowani świadomie i celowo. Praktycznie, zbory w USA mogą żądać konstytucyjnej ochrony prawnej ich obrządków i ceremonii, o ile nie można im przypisać naruszenia prawa podczas ich działalności.
Choć prawa świeckie nie mogą bezpośrednio i oficjalnie dotyczyć przejawów satanizmu w takich grupach — a nawet oficjalnie zupełnie go pomijają — jednak są one łamane w następstwie kultu satanistycznego. Zrozumienie, że istnieje wiele takich grup, że niektóre z nich mają powiązania z innymi grupami i że ich działalność często i fachowo obraca prawo do góry nogami, mogłoby bez wątpienia doprowadzić do zwiększenia zakresu legalnych uprawnień na tyle, by móc w końcu uporać się z problemem choćby na jednym poziomie.
Jeśli brak wiary oznacza bezbronność, to odwrotna strona medalu jest równie niebezpieczna. Biorąc pod uwagę ogólne uwarunkowania otaczającego nas społeczeństwa, coraz ważniejsze staje się, abyśmy uświadomili sobie, że nawet w najgorszym razie nikt nie może być opętany bez własnego chociażby częściowego wkładu. Niezwykle ważna jest świadomość przynajmniej kilku najistotniejszych dziś czynników, które prawdopodobnie ułatwiają współpracę człowieka, poprzez jego zdolności umysłowe i wolę, z jedną lub z kilkoma bezcielesnymi i bezpłciowymi istotami nazywanymi demonami.
Ponieważ przyczyn opętania, nie sposób poddać fizycznej analizie lub ograniczyć do współczesnych laboratoryjnych standardów „obiektywizmu” dlatego jest i zawsze będzie zarówno możliwe, jak i konieczne rozważanie tych przyczyn z teologiczną ścisłością.
Demoniczne opętanie nie jest statyczną sytuacją, niezmiennym stanem. Nie zostaje się też opętanym nagle, tak jak łamie się rękę, czy zapada na odrę. Opętanie jest raczej rozwijającym się procesem. Procesem, który oddziałuje na dwie zdolności naszego umysłu: rozum, poprzez który zdobywamy i analizujemy wiedzę, oraz na wolę, która decyduje o wykorzystaniu tej wiedzy.
Rozległe doświadczenia z opętanymi jasno wykazały, że istnieją pewne dające się określić czynniki, które skłaniają człowieka do współpracy, rozumem i wolą, z atakującym demonem. A zatem pewne predyspozycje.
Obecność takich sprzyjających czynników w życiu danej osoby wcale nie gwarantuje, że z całą pewnością pewnego dnia będzie ona wliczona w poczet opętanych. Jednocześnie, według doświadczeń autora, rzadko się zdarza, że owe czynniki nie mają większego znaczenia w przypadku opętania.
Niektóre z najpowszechniejszych sprzyjających czynników towarzyszą nam od dawna, inne są świeższej daty. Niektóre mają charakter „instrumentów” istniejących poza człowiekiem
— na przykład plansza do wywoływania duchów lub seanse spirytystyczne. Inne mają charakter „postaw”, które przyjmujemy — na pierwszy plan wysuwają się tu medytacja transcendentalna i metoda Enneagram.
W kontekście opętania, wszystkie czynniki sprzyjające, wytwarzają w człowieku stan władz duszy — rozumu i woli — który najtrafniej można określić jako pełna aspiracji próżnie. Próżnię — ze względu na brak jasno określonych i akceptowanych w ludzkich kategoriach koncepcji rozumowych. Pełną aspiracji — ze względu na odpowiedni brak jasno określonego i akceptowanego w ludzkich kategoriach ukierunkowania woli.
W przypadku planszy Ouija, seansów spirytystycznych, medytacji transcedentalnej lub metody Enneagram, osoby praktykujące muszą nastawić sie na perspektywę otwarcia i zaakceptowania w swym pragnieniu wszystkiego, co może się zdarzyć.
Samo określenie — Ouija — odnosi się do owego otwarcia, a termin skomponowany jest z dwóch słów — francuskiego i niemieckiego „Tak”, czyli „Oui” i „Ja”. Zatem stanowisko uczestnika jest jednoznaczne — tak, tak. Rozum ma być otwarty na wszystkie sugestie i koncepcje. Gdy i wola uczestnika zostaje dostosowana do tych koncepcji i zgodnie z nimi funkcjonuje, wówczas krąg predyspozycji zamyka się. Pełna aspiracji próżnia zaczyna działać, jest dość silna, by zalać umysł stosownymi koncepcjami, które są w stanie złożyć odpowiednią ofertę za zgodą woli.
W świetle opętania rozum i wola otwierają się dokładnie w ten sposób.
Wśród sprzyjających czynników, które z dużym prawdopodobieństwem doprowadzają do opętania, metoda Enneagram jest współcześnie bez porównania najpowszechniejsza i najbardziej szkodliwa.
Uwzględniając ogólny stan religii, nie zdumiewa, iż na popularność tej metody wpłynął w dużej mierze fakt, że została ona tak entuzjastycznie przyjęta i propagowana nie tylko przez katolickich teologów i nauczycuieli z czołowych zakonów — jezuitów, dominikanów i franciszkanów — ale także przez oficjalne organy kierowane przez biskupów USA i Kanady, które mają za zadanie nauczanie doktryny religijnej zarówno wśród młodzieży katolickiej, jak i dorosłych.
Co więcej, metoda Enneagram jest obecnie prezentowana jako zaaprobowana nauka Północnoamerykańskiego Forum Katechumenicznego — ciała, które dostarcza parafiom i diecezjom w USA i Kanadzie materiały, mające doprowadzać społeczności i jednostki do dojrzałej wiary. Metoda przenika całą strukturę przekonań religijnych dosłownie od kołyski do grobu.
Metoda Enneagram jest tak skuteczna w tłumieniu oryginalnej wiary katolickiej, iż uznawana jest dziś za najniebezpieczniejsze zagrożenie w kampanii mającej na celu likwidację ortodoksyjnej wiary katolickiej.
Zgodnie z nazwą — „enneagram” oznacza dziewięć punktów lub znaków. Enneagram jest dziewięciokątną figurą (typu mandali) wewnątrz okręgu. Charakter w stylu mandali ma w Ennagramie przedstawiać lotos i, jak to określił szwajcarski psycholog, Carl Jung, „jest symbolem przedstawiającym dążenie do ponownego połączenia się jaźni”.
Enneagram dotarł na Zachód dzięki dziś już nieżyjącemu azjatyckiemu duchowemu mistrzowi, Jurijowi Iwanowiczowi Gurdjieffowi. Gurdjieff z kolei utrzymywał, iż wywodzi się od islamskich mistrzów sufi. Symbol dotarł do USA poprzez „nauczycieli duchowych” z Chile, Boliwii i Peru i był po raz pierwszy proponowany we wczesnych latach siedemdziesiątych w Instytucie Big Sur w Esalen w Kalifornii oraz na Uniwersytecie Loyoli w Chicago. Dziś na każdym kroku dostępna jest obfita literatura na ten temat.
Zgodnie z nauką Enneagramu istnieje dokładnie dziewięć typów ludzkiej osobowości, z których każdy reprezentowany jest przez jeden z kątów. Wszystkie istoty ludzkie są nierozłącznie przypisane do jednego, i tylko jednego typu, w granicach którego mogą się nieskończenie samodoskonalić.
Dwie cechy metody Enneagram zawierają moralne nauki, które nie dają się pogodzić z podstawowymi moralnymi naukami w szczególności katolickimi, a generalnie chrześcijańskimi.
Podstawowe założenie zaprezentowane naszemu rozumowi przez metodę Enneagram mówi, że każdy osobnik może samodoskonalić się, w kategoriach moralności, w ramach swego typu osobowości.
Założenie to w rzeczywistości jest późnym wznowieniem dawnej herezji znanej jako pelagianizm, która zaprzecza podstawowej chrześcijańskiej nauce, głoszącej, że powinniśmy absolutnie polegać na akcie łaski Bożej. Sami w sobie bowiem jesteśmy bezsilni. Nie tylko nie jesteśmy nieskończenie samodo-skonalący się, ale w pojedynkę też nie zdołamy wymknąć się z uścisku naszej grzesznej natury. Czyni to możliwym jedynie nadprzyrodzona łaska. A łaska ta jest dobrowolnym aktem Boga-
Nauki głoszone przez metodę Enneagram usuwają z kontekstu Boga i jego łaskę. Praktycznie, nie ma tu już żadnego kontekstu. Człowiek zostaje odcięty od rzeczywistej wiary pokładającej nadzieję w Bogu i jego nadprzyrodzonej łasce i jest ograniczony do typu osobowości wyznaczonego przez mistrzów Enneagramu.
Druga błędna moralnie cecha metody Enneagram dopełnia szkód wyrządzonych przez pierwszą. Po fatalistycznym zaakceptowaniu własnej kategorii człowiek uzależnia udoskonalenie siebie od „ćwiczeń” odpowiednich dla jego typu osobowości. Innymi słowy, dusza ucznia Enneagramu otwiera się i staje się chłonna, mając na celu uzyskanie obiecanego sa-mopoznania zgodnego z danym typem. Dusza staje się chłonnym odbiorcą — pełną aspiracji próżnią — przygotowaną na przyjęcie tego, który sprowadza opętanie.
W takim układzie może on przyjść zgodnie z pełnym dramatyzmu opisem Sw. Pawła — jako anioł światła. Niebezpieczeństwo jest tu o wiele bardziej podstępne, gdyż w takiej sytuacji może dojść do stanu powszechnie określanego jako „doskonałe opętanie”.
Jak wskazuje sam termin, ofiara doskonałego opętania jest pod całkowitą kontrolą zła, nie wysyła na zewnątrz żadnych sygnałów, żadnych aluzji ani innych oznak, które mogłyby wskazywać na zamieszkującego w niej demona. On lub ona nie będzie kulić się, jak inni opętani, na widok takich symboli religijnych jak krucyfiks czy różaniec. Doskonale opętani nie będą wzdragać się pod dotknięciem wody święconej, pełni opanowania nie zawahają się przed dyskusją na tematy religijne.
Ofiara tego typu oskarżona o naruszenie prawa często przyznaje sie do „winy”, a nawet moralnego „zła” popełnionego przezeń czynu. Często będzie prosiła, by pozbawić ją życia fizycznego, ukarać śmiercią za jej zbrodnie. A zatem, na swój sposób uparcie wyraża satanistyczne pierwszeństwo śmierci wobec życia oraz niezmienną chęć połączenia się z księciem w jego królestwie.
Ponieważ ofiara pozbawiona jest własnej woli — której część jest niezbędna do przeprowadzenia skutecznych egzorcy-zmów — szansa na powodzenie jest niewielka, nawet jeśli w jakiś sposób udałoby się odkryć i potwierdzić przypadek doskonałego opętania.
W pewnym sensie wszyscy — opętani, eksperci od egzor-cyzmów, którzy tak często muszą się nimi zajmować; rodzice zatroskani o dzieci; każdy z żyjących w społeczeństwie, które w ostatnich czasach zostało zhańbione przez wydarzenia, o których nie tak dawno nikt nawet by nie pomyślał — jadą na jednym wozie.
Nawet tak trzeźwo myślące i racjonalnie nastawione wy-dawnictwo jak „New York Times” uważa za stosowne wvdrukowanie od czasu do czasu posępnych lamentów i prze- po-wiedni. Weźmy na przykład artykuł Roberta Stone’a z 15 marca 1992, w którym autor jasno stwierdza, że: „nasz naród wyróżnia prawdziwa apoteoza zainteresowania samym sobą”. Dalej wskazuje, że „natura ludzka odrzuca (samozainteresowanie) jako cel, żądając czegoś wyższego i wspanialszego”. Później, wyrażając się sarkastycznie o młodym pokoleniu, Stone wygłasza niewesołe ostrzeżenie: „Jeśli nie potrafimy dostarczyć młodemu pokoleniu innych racji niż spełnienie własnych żądz, wszystkie (amerykańskie) sukcesy można uznać za bezsensowne”. Rodzice w całym kraju mogliby przyczepić to ostrzeżenie do drzwi każdego opornego biskupa lub niedowierzającego duchownego.
Równie uzasadnione na tych drzwiach byłoby upomnienie Św. Pawła dane magowi Elimasowi. Elimas pod pretekstem doradzania Sergiuszowi Pawłowi, „człowiekowi roztropnemu”, usiłował odwieść prokonsula od wiary. Paweł, nie znający dwulicowości ani afektacji, a zawsze gotowy obnażyć swą duszę, „napełniony Duchem Świętym” obrócił się przeciw oszustowi. „O, synu diabelski, pełny wszelkiej zdrady i wszelkiej przewrotności” — powiedział tego dnia Paweł — „wrogu wszelkiej sprawiedliwości, czyż nie zaprzestaniesz wykrzywiać prostych dróg Pańskich?”
Tak, z pewnością, najważniejsze upomnienie dla duchownych jest zarazem najprostsze i najbardziej bezpośrednie. Jest to upomnienie dane Apostołom przez samego Chrystusa w małej łódce podczas szalejącego sztormu na wodach jeziora Genezaret: „Jakże wam brak wiary?”
W żadnym z pięciu przypadków przytoczonych w „Zakładnikach diabła” nie mamy do czynienia z doskonałym opętaniem. Dlatego też wszyscy nadawali się do poddania obrzędowi egzorcyzmów. Ich losy i życie różnie się potem potoczyły. Nikt jednak nie popadł w ponowne opętanie.
Marianne K. kształcąca się na technika dentystycznego wyszła za mąż i żyła jeszcze około siedemnastu lat. Zmarła na raka na początku lat osiemdziesiątych.
Jonathan-Yves nadal żyje, choć wycofał się ze stanu duchownego. Przez pewien czas interesował sie komputerami, po czym porzucił tę pracę i zamieszkał wraz z rodziną. Nie ożenił się.
Richard O. wiódł przez wiele lat bardzo aktywne życie jako doradca i terapeuta. Potem wyemigrował do Europy, gdzie zmarł u schyłku lat osiemdziesiątych.
Jamsie Z. kontynuował karierę w radiu i obecnie pracuje w niepełnym wymiarze godzin jako prezes założonego przez siebie przedsiębiorstwa.
Carl V. upewniał się o swoim powołaniu w kilku zakonach, zanim zdecydował się na niemal pustelnicze życie w odległej części Stanów Zjednoczonych. Carl osiągnął, jak to określiło wielu jego znajomych, świętość znacznie większą niż inne osoby opisane w „Zakładnikach diabła”. .W ostatnich dwóch lub trzech latach życia obdarzony był darem szczególnego wglądu w duchowe rozterki ludzi, którzy zwracali się do niego o radę. Wielu z nich wspomina jasność jego spojrzenia i moc, z jaką sprowadzał spokój w udręczone umysły.
Egzorcyści, którzy określali siebie jako zakładników szatana, ponieważ ofiarowywali siebie w zamian za oswobodzènie jego ofiar — ojciec Peter, ojciec David i ojciec Gerald — dziś już nie żyją. Ojciec Mark A. mieszka w domu dla emerytowanych księży. Ojciec Hartney F. jest najprawdopodobniej jedynym, który dożyje setki. Emerytowany, ciągle mieszka w domu opieki dotknięty ciężkim artretyzmem, a mszę odprawia z ogromną trudnością.
Wszyscy spośród tych pięciu egzorcystów, wyszkolili swych następców i wpoili im mądrość i bezinteresowność potrzebną każdemu, kto dobrowolnie zostaje zakładnikiem, by uwalniać ludzi z uścisku opętania.
Epitafium na nagrobku łagodnego ojca Geralda jest dowodem poświęcenia wszystkich tych mężczyzn i świadectwem źródła ich siły. Epitafium to pochodzi z ust samego Pana, w którego chwale spoczywa dziś Gerald: „Nikt nie ma większej miłości od tej, gdy ktoś życie swoje oddaje za przyjaciół swoich”


Malachi Martin Nowy Jork Kwiecień, 1992
***

Wstrząsający obraz zmagań egzorcystów z uosobionym złem. Psychologiczne portrety osób opętanych i ich wybawców. Przypadki, wobec których współczesna medycyna opuściła ręce. Wszystko w formie udokumentowanych relacji, przy których film „Egzorcysta” staje się dziecinną bajką.


Malachi Martin, autor tej pełnej grozy książki, poświęcił lata na zebranie relacji i udokumentowanie zdarzeń, które stały się jej osnową. Książkę, wznawianą nieprzerwanie w Stanach Zjednoczonych od 1975 roku, uzupełnia napisany w kwietniu 1992 roku wstęp, będący dopełnieniem obrazu satanizmu we współczesnej Ameryce i kontynuacją losów jej bohaterów.








Autor: Sabina Bauman - klik zdjęcie
Copyright © 2014 Mniej niż 0 - Mini Recenzje , Blogger