"A DZIŚ ŻEM SE CZYTŁA/LUKŁA..."

CZYTAJ ZA DARMO!

Statystyki

SZUKAŁKA

Upiór południa. Czerń Maja Lidia Kossakowska

Rewelacja!
Prawdziwe zaskoczenie kompatybilną wersją okładki i treści! Rzadko to się zdarza;)

Świetne przedstawienie obłędu (czy aby na pewno?) reportera wojennego rezydującego w Afryce. Rozum, obowiązek i praca vs. szaleństwo, trauma, voodoo i stare bóstwa. 
Co jest prawdą a co ułudą?
Jaki jest ratunek: kozetka u psychiatry czy rasowe rytuały vooddo? 
Nietypowa narracja pierwszoosobowa głównego bohatera dodaje tylko pikanterii opowieści i podkręca jej i tak niesamowity klimat!!!!

Jedna z lepszych lektur grozy, jakie przeczytałam ostatnio!
Zamierzam sięgnąć po pozostałe części, które są odrębnymi opowieściami. Boskie okładki!

Na cykl „Upiór Południa” składają się:
1. Czerń
2. Pamięć Umarłych
3. Burzowe Kocię
4. Czas mgieł

POLECAM! 

MOJA OCENA: 9/10

PRZECZYTAJ FRAGMENT!

Preludium

Na twoim miejscu bym tego nie robił.
To nie jest groźba ani ostrzeżenie. Ja nie grożę ani nie ostrzegam. To proste stwierdzenie faktu.
Na twoim miejscu nie robiłbym tego, chłopie.
Nie pakowałbym się w te historie. Jasne, wydają się atrakcyjne, egzotyczne, pociągające. Po prostu fajne. I zapewne są takie.
Ale nie dla ciebie.
Pustynia patrzy na mnie czerwoną, wyschłą kataraktą spękanej ziemi. W oddali majaczą blade, błękitne i fioletowe masywy gór Atlas. Wyglądają jak uśpione wielbłądy. Szosy prawie nie widać. To ta spękana, cienka tasiemka wypłowiałego burego asfaltu, rzucona na rudy lateryt gleby. A tamta cienka kreska na horyzoncie, przypominająca zbyt zamaszysty ślad ołówka na delikatnej powierzchni akwareli, to rzymski akwedukt. Lubię to miejsce. Ruiny pośrodku czerwonej pustki. Odpręża mnie tutejszy nastrój, lekko nostalgiczny, kwaśnawy aromat zatęchłego grobu. Siedzę w kucki na szczycie marmurowego krużganka. Czekam.
Mam tu na co czekać.
Ty nie masz czego szukać.
Podnoszę głowę, przymykam powieki. Wiatr się wzmaga. Niesie z rozpalonego wnętrza kontynentu drobiny piasku. Można się nim upić, tym wiatrem. Zachłysnąć, oszołomić, do głębi nałykać zwierzęcym szaleństwem, zapomnieć. Nafukać lepiej niż jakimkolwiek kwasem, który miałeś w wilgotnych, słabych dłoniach dzieciaka z dobrego domu.
Nie lubię cię.
Wkurzasz mnie. Przeszkadzasz. Zaburzasz mój niespokojny odpoczynek, moje niecierpliwe wyczekiwanie. Moją chwilę ciszy przed sztormem. Pstrykasz te swoje idiotyczne zdjęcia, ten bezmyślny testament zdychających w upale wakacji. Twoja brzydka, naburmuszona laska gapi się na starożytne kolumny z miną zblazowanego klienta burdelu wybrzydzającego nad przebrzmiałą urodą panienek. Wachluje się mapą turystyczną, że niby tak jej nudno i gorąco.
Znam takie jak ona. Płaska, pospolita twarz bez śladu makijażu, na opitolonych jak po tyfusie mysich włosach szmaciany kapelusz gwizdnięty z pogrzebu niemowlęcia, bezkształtna bluzka, workowate spodnie do kolan i sandały, które wyglądają, jakby ubogi Mandingo wyciął je ze starej opony. Kwintesencja współczesnej kobiecości. Panna Jesteś Tego Warta.
Vagina Dolorosa.
Wiesz co? Ona też mnie wkurza.
Coś mi się zdaje, że wybraliście się w niewłaściwe miejsce o bardzo niewłaściwej porze.
Niewiedza niczego nie usprawiedliwia. Przeciwnie. Jeśli jesteś, kurwa, za durny, żeby się tego domyślić, to pewnie nie masz prawa żyć. Bezlitosna matka przyroda już o to zadba, chłopie. Tak mi się jakoś widzi.
Poprawiam poły skórzanego płaszcza, bujam się na obcasach kowbojek. Mały, płaski, przezroczysty skorpion przebiega po kamieniach. Jaszczurka, złota, metaliczna jak elegancki długopis, leży tuż koło mojego buta, pijąc gorąco wprost z marmuru i powietrza. Niebieski pasek na jej boku przypomina ślad flamastra. Marker podkreślający jej krótkie, nieważne istnienie.
Takie jak twoje, bracie.
Poprawiasz pingle na szerokim nosie przygłupa i pstrykasz te swoje foty, jakby ci to mogło zastąpić porządny seks albo dobrą bójkę.
Swojej odętej księżniczki oczywiście nie wolno ci sfotografować. Ona sobie nie życzy. To głupie, nie będzie się mizdrzyć, a poza tym nie, bo taki ma kaprys.
Jeśli o mnie chodzi, to mógłbym najwyżej wgnieść jej mordę butem w piasek i zobaczyć, co z tego wyniknie.
Nic specjalnego, obawiam się.
Ale tobie zostaje machanie cyfrówką nad stelą grobową jakiegoś pieprzonego rzymskiego legionisty sprzed dwudziestu wieków.
W powietrzu unosi się coraz więcej kwarcowego, rudego pyłu. Naciągam kapelusz głębiej na czoło. Szerokie rondo zasłania mi pół twarzy. Leniwym gestem sięgam do kieszeni, wyjmuję papierosa. Strzela zippo, ogień parzy palce, którymi staram się osłonić go od wiatru.
Wiatr. Pachnie pustynią. Siłą, dzikością, szaleństwem. Groźbą, gniewem i aktami desperacji.
Zbrodnią. Zamykam z lubością oczy, chłonę każdy suchy, gorący powiew. Nadchodzi to, na co tak długo czekałem.
Hamsin.
To moja pora. Czas upału i niezdrowych zmysłów. Ładowania akumulatorów na cały pieprzony rok. Czas wynajdowania nowych historii.
Upuszczam peta na antyczny bruk ulicy. Wpada prosto w koleinę wyżłobioną w kamieniu przez koła setek rydwanów.
Nie widzisz mnie, choć siedzę jak gargulec prawie nad twoją głową. Jasne, że nie widzisz.
Nie rzucam cienia.
Dobra. Chyba trzeba zejść i się przywitać. Nazywają to ponoć dobrym wychowaniem.
Zeskakuję z muru na marmurowe płyty chodnika. Jedna pęka pod moim ciężarem na równe połowy. Łuuup, mówią moje buty.
– Aaaaa – bezmyślnie rozdziawiasz usta.
Złota jaszczurka przestraszona śmiga do dziury pod kamieniami. Wąski, lśniący pocisk z rozgrzanego na słońcu mosiądzu.
W powietrzu czuć zapowiedź burzy.
Patrzę na Boga za jego biurkiem, jak robi notatki w swoim bloku, ale Bóg nie ma racji.
Nie jesteśmy czymś szczególnym. 
Nie jesteśmy też byle czym ani śmieciem. 
Po prostu jesteśmy
Chuck Palahniuk: Fight Club

***
 Ukuwu patrzy na mnie z uwagą.
– Panie Wilczynsky, pański martwy przyjaciel i młodzi wojownicy nie przestaną pana nawiedzać, jeśli nie oczyści pan swego umysłu i duszy ze wspomnień o ich śmierci. Pan jest silnym, odważnym mężczyzną. Myśl, że dzieci o mało pana nie zabiły, że miały pana całkowicie w swoich rękach, zdanego na ich łaskę, ciąży panu i zatruwa umysł. Nie zdołał pan uratować swoich przyjaciół, ponieśli śmierć lub zostali na zawsze okaleczeni przez istoty uważane w pańskiej kulturze za niewinne i słabe. Przyznaję, to bardzo ciężkie doświadczenie.
Odcisnęło trwałe piętno w pańskiej psychice. W pewien sposób wstrząsnęło pańskim poczuciem własnej wartości, zachwiało wiarę w męskość. Ale ja mogę pomóc panu przez to przejść. Pozbyć się lęku, otworzyć drogę pańskiej dawnej osobowości. Pan się chowa za maską człowieka wypalonego, pogodzonego z losem, a z drugiej strony to nowe, zwykłe życie wcale panu nie odpowiada. Orisze wyczuwają tę niepewność, ten konflikt. Staje się pan dla nich naczyniem, kanałem, którym mogą wniknąć do naszego świata. Dlatego doznaje pan opętania. Pańska prawdziwa natura buntuje się, przejawia w postaci wojownika, a nie biernego obserwatora. Afryka obnaża pańską duszę i jej ukryte potrzeby. Dobrze się stało, że wreszcie znów zdecydował się pan tu przyjechać.
Milczę wstrząśnięty. Szczęka mi pewnie opadła jak łycha koparki.
Ukuwu siedzi na rzeźbionym w lamparty i słonie krześle, życzliwy, pewny siebie, wszechwiedzący.
Sympatyczny, dobiegający sześćdziesiątki, schludny Bóg o dłoniach księgowego.
– Skąd... skąd pan wie? – udaje mi się wykrztusić po dłuższym czasie. – Marla panu powiedziała?
Potrząsa głową.
– Ależ skąd. Nie miałem okazji poznać bliżej pani Bjornsen. Zaś pani Okoro, o ile wiem, wcale się nie orientuje w sytuacji.
Pochyla się ku mnie nisko, a ja mam idiotyczne wrażenie, że właśnie umarłem i zaraz usłyszę wyrok Sądu Ostatecznego.
– Nikt nie musiał mi o niczym mówić, panie Wilczynsky. – Uśmiecha się przyjaźnie. – Ja jestem po prostu naprawdę dobrym babalawo. A teraz proszę wziąć do ust łyk dżinu i splunąć na czaszkę, którą pan wybrał. Dzięki temu nawiąże pan magiczną łączność z przedmiotem, który pomoże panu uporać się z lękami i poczuciem winy.
Pluję terapeutycznie na żółtawą kość z łba niegdysiejszego lamparta, ale moje lęki wcale nie stają się mniejsze. Przeciwnie. W kolekcji pojawia się następny.
Przed tym dziwacznym magicznym psychiatrą, który w kombinacji kresek wyrytych w świeżej glinie ogląda sobie moje życie, jakby było plikiem wideo.
Naprawdę dobry babalawo przesłał moje juju prosto do hotelu, przez posłańca Ajiriego.
Kazał mi też przekazać, że wróżby wypadły pomyślnie i zgadza się przeprowadzić rytuał oczyszczający.
Obracam w dłoniach czaszkę drapieżcy, ozdobioną czerwoną i żółtą ochrą, karabinową łuską, paciorkami na drucie, zwęglonymi kawałkami drewna. Wygląda gorzej niż czerep cukrowego nieboszczyka z Meksyku. W oczodoły ma wmontowane jakieś obłe czarne otoczaki, więc patrzy na mnie kamiennym wzrokiem inkwizytora.
Sprzymierzyłeś się z diabłem, Wilczyński? Przyznaj się, zanim skarzesz na zatracenie nieśmiertelną duszę!
Rzecz w tym, że nie wiem, bracie lamparcie.
Naprawdę nie wiem.
– To nie będzie typowy rytuał oczyszczający – mówi Ukuwu. – Taki mógłby tylko panu zaszkodzić. Nie wezwałem tancerzy ani bębnistów. Potrzeba nam ciszy i skupienia. Pańska dusza łaknie równowagi, nie zgiełku. Gu to starożytny bóg, nieopanowana siła. Nie wolno nam zbytnio jej pobudzać.
A ja jestem niewolnikiem Gu. Podlegam jego władzy i kaprysom (...)

***
Malaria szepcze do mnie czule, lód w mojej głowie zaraz rozsadzi mózg, czuję jak tyka niewidzialny zegar uzbrojonej bomby. Krwi!!!
Korespondenci wojenni - akolici obłąkanego, żądnego krwi boga, zwanego opinią publiczną.
Jego kaprys rzuca ich poza śmierć, czas i zaświaty. Wprost do prywatnej piwnicy Pana Boga, by odkryć krainę Pana Kałasznikowa. Ale i on jest tu tylko sługą.
Afryka to prastary kontynent. Duchy, przodkowie, demony, orisza. Wszyscy tu są. I skądś muszą czerpać energię, by żyć.
To jeszcze szaleństwo, czy już opętanie?
Pierwsza z czterech opowieści cyklu "Upiór Południa", zapisków znad krawędzi świata związanych wspólnymi motywami upału i demonów. Na upiorną kolekcję składają się: „Upiór Południa. Czerń”, „Upiór Południa. Pamięć Umarłych”, „Upiór Południa. Burzowe Kocię”, „Upiór Południa. Czas mgieł”.

Cykl: Upiór południa (tom 1) 



ZGARNIJ EBOOKA Z



Autor: Sabina Bauman - klik zdjęcie
Copyright © 2014 Mniej niż 0 - Mini Recenzje , Blogger