Gretel i ciemność - Eliza Granville
A ten wstęp poniżej ZUPEŁNIE nie jest tym, czym się wydaje :) Wróćcie do niego po zakończeniu książki - wtedy wszystko się wyjaśni:)
"Minęło wiele lat, zanim Flecista wrócił po pozostałe dzieci. Chociaż jego muzyka została uciszona, tysiące wciąż muszą iść za nim: młodzi, starzy, duzi, mali, wszyscy… nawet strzelające z batów ogry w siedmiomilowych butach, nawet ich dziewięciogłowe psy. Jesteśmy uciekającymi szczurami, a ziemia kurczy się pod dotykiem naszych stóp. Wiosenne liście mają gorzki smak. Przez cały dzień padają ludzie i pada deszcz; przez całą noc rusałki szlochają w jeziorach. Niedźwiedź koloru krwi węszy u na szych stóp.
Wbijam wzrok w ziemię, licząc białe kamienie, pełna lęku o to, dokąd prowadzi nas ten ostatni piernikowy szlak.
— Czy zaklęcie zadziałało? Na to wygląda: mgła spowija nasze kostki, wznosząc się, by uciszyć wszystkie dźwięki, by połknąć wszystkich wo kół.
Kiedy przychodzi czas, biegniemy na ślepo, ciągnąc za sobą Cień, zatrzymując się dopiero, kiedy moja wyciągnięta ręka dotyka szorstkiej kory sosen. Jeden krok, dwa, i znajdujemy się w zaczarowanym lesie, powietrze jest przecinane lodowatymi oddechami czarownic. Dzień wali się wo kół nas.
Widmowi strażnicy zlatują z drzew, pytając o imiona, ale ponieważ pilnie strzeżemy odpowiedzi, odwracają się i fruną na wschód w poszukiwaniu księżyca spowitego całunem z chmur. Korzenie kłębią się, przyciągając nas do leśnej murawy. Kulimy się w ciszy przerywanej tylko odległym łoskotem zrzucanych jelenich poroży. Budzimy się, cali i zdrowi. Słońce wchłonęło wszelkie ślady mgły. Pejzaż wyda je się pusty. Nie zaszliśmy daleko: widzę, dokąd biegnie droga, ale nikt się nią nie porusza. Jest całkiem cicho, póki kukułka nie za woła spomiędzy gęstwiny drzew.
— Po słuchaj.
— Kukułka – mówi.
Osłania oczy, gdy przygląda się najwyższym gałęziom.
— Kuckuck – odpowiadam.
On wciąż używa swojego dziwnego języka.
— Ona mówi Kuckuck!
Jak zwykle gwałtownie wzrusza ramionami.
— Przynajmniej jesteśmy wolni.
— Tylko póki idziemy naprzód. Chodź.
Cień kwili, ale podnosimy go i trzymając między sobą, poruszamy się powoli wzdłuż krawędzi drzew, aż docieramy na pola, gdzie kruki wydłubują oczy młodej pszenicy. Dalej niedawno pochowane ziemniaki drżą pod skibami ziemi. Kapusty puchną niczym rzędy zielonych głów. Kiedy klękamy, by zatopić zęby w ich czaszkach, liście wbijają nam się w gardła.
Idziemy dalej ze stopami w kleistej glinie, aż nagle Cień zgina się wpół. Ciągnę go za ramię.
— Tu nie jest bezpiecznie. Musimy iść dalej. Jeśli zauważą, że zniknęliśmy…
Dalej. Musimy iść dalej. Prędzej czy później przyjazne krasnoludy albo jakaś dobroduszna żona olbrzyma na pewno się nad nami zlitują. Strach stał się jednak dobrze znanym towarzyszem, który działa niczym ostrogi. Poza tym teraz musimy już nieść Cień. Jego głowa zwisa, oczy są puste, a stopy ciągną się z tyłu, żłobiąc bruzdy w miękkim błocie. To może być nasz koniec."
MOJA OCENA:9/10
WIEDEŃ, 1899 rok
Słynny psychoanalityk Josef Breuer spotyka najdziwniejszą ze swoich pacjentek. Znaleziona nieopodal szpitala dla psychicznie chorych, chuda, z ogoloną głową, twierdzi, że nie ma imienia ani uczuć – że w ogóle nie jest człowiekiem. Breuer postanawia zgłębić przyczyny jej stanu.
NAZISTOWSKIE NIEMCY, WIELE LAT PÓŹNIEJ
Mała zagubiona Krysta całymi dniami bawi się sama. Jej mama zmarła. Jej ojciec pracuje w lecznicy z „ludźmi-zwierzętami”. Dziewczynka, zatopiona w historiach o Hanselu i Gretel, Fleciście i innych baśniowych postaciach, nie dostrzega niebezpieczeństwa, jakie czai się wokoło. A kiedy wszystko się zmienia i świat wokół niej staje się straszniejszy od jakiejkolwiek opowieści, odkrywa, że wyobraźnia ma większą moc, niż kiedykolwiek podejrzewała…
Te dwa światy staną się częściami jednej znacznie większej opowieści, która wnika w najciemniejsze, najbardziej wstydliwe miejsca historii XX wieku i ukazuje – w oszałamiającym finałowym zwrocie akcji – drogę prowadzącą z powrotem ku światłu.