"A DZIŚ ŻEM SE CZYTŁA/LUKŁA..."

CZYTAJ ZA DARMO!

Statystyki

SZUKAŁKA

Kolekcjoner John Fowles

"Jest kolekcjonerem. To przyczyna jego wewnętrznej martwoty."

To opowieść o dziadku Hannibala L.  - prawie;)
Świetna pierwszoosobowa narracja socjopatycznego bohatera.
Rewelacyjny klimat, który psuje nieco opowieść ofiary.
Całość bardzo dobra, piękny język i doskonały styl.
Polecam.

Skrócik.

Narrator. 
Młody człowiek. Urzędnik. Fryderyk Clegg. Zwyczajny mężczyzna z dość niezwykłym hobby - kolekcjonowaniem motyli.

JASNE.

Fredzio miał szczęście, w nieszczęściu. Zakochał się platonicznie w Mirandzie Grey - to nieszczęście. 
Dlaczego? 
Bo z natury był bardzo nieśmiały (!!!), nie mógł nawet do niej zagadać, a co dopiero wyznać jej swoje uczucia.
Pewnego dnia Fredzio wgrywa na loterii kupę kasy - to szczęście. Ale tylko dla niego.
Dlaczego?
Bo to pozwala mu zrealizować swoje największe marzenie...

Rezygnuje z pracy i kupuje creepy chatkę - ponurą posiadłość na wsi, odizolowaną od cywilizacji.
Tam właśnie powstaje plan, który pozwoli mu zdobyć serce ukochanej.

Prawie dosłownie...

Jak to na rasowej psychola przystało (gentelmena pełną gębą jednak, jakby nie było), umyśla on sobie, że porwie Mirandę, powięzi ją ciutkę w chatynce, a ona, oczarowana jego manierami, przejrzy go na wylot i ZAKOCHA SIĘ W NIM NA WIEKI WIEKÓW.

Amen. 

I żyli długo i szczęśliwie?

...

Czy wszystko ułoży się z jego chorym planem?
Czy zdobędzie miłość ukochanej?
I co na to sama zainteresowana?
Czy zapała miłością do swego porywacza - zimnego socjopaty?

"Czym woda jest dla ciała, tym cel dla umysłu." 

POLECAM!

MOJA OCENA: 7/10

PRZECZYTAJ FRAGMENT!




Kiedy przyjeżdżała z internatu, widywałem ją czasami codziennie, ponieważ ich dom stał dokładnie naprzeciwko skrzydła ratusza. Bywały dnie, kiedy razem z młodszą siostrą wielokrotnie wychodziła i wracała, często w towarzystwie młodych mężczyzn, co mi się oczywiście nie podobało. Jeśli tylko mogłem oderwać się na chwilę od teczek i rejestrów, stawałem przy oknie i patrzyłem przez szybę na drugą stronę ulicy; czasami udawało mi sieją zobaczyć. Wieczorem zaznaczałem to w swoim dzienniku obserwacyjnym, początkowo literą X, a potem - kiedy poznałem już jej imię - literą M. Wiele razy widziałem ją też na mieście. Raz stałem tuż za nią w kolejce w bibliotece publicznej przy Crossfield Street. Nie spojrzała na mnie, ale ja obserwowałem tył jej głowy i długi warkocz, który sięgał niemal do pasa. Bardzo jasny, jedwabisty jak kokon motyla. Czasami nosiła go z przodu, a czasami z tyłu. Czasami upinała do góry. Tylko raz, zanim stała się moim gościem, miałem zaszczyt widzieć ją z rozpuszczonymi włosami. Były tak piękne jak włosy syreny, aż mnie zamurowało.

Innym razem pojechałem w wolną sobotę do Muzeum Przyrody; wracaliśmy tym samym pociągiem. Siedziała na ukos ode mnie,

0 trzy rzędy dalej, i czytała książkę, więc mogłem ją obserwować przez trzydzieści pięć minut. Patrząc na nią, zawsze czułem się, jakbym miał pochwycić jakiś rzadki okaz, podchodząc go ostrożnie, na wstrzymanym oddechu. Na przykład szlaczkonia siarecznika. Zawsze myślałem o niej w ten sposób, jak o czymś nieuchwytnym i rzadkim. I bardzo szlachetnym. Nie tak jak o innych, nawet o tych ładnych. Jak o czymś przeznaczonym dla prawdziwego znawcy.

Tego roku, kiedy jeszcze chodziła do szkoły, nie wiedziałem, kim Jest; tylko tyle, że jej ojcem jest doktor Grey. Podsłuchałem też jakąś rozmowę na zebraniu Sekcji Owadów, że jej matka pije. Kiedyś słyszałem jej matkę w sklepie, mówiła pretensjonalnym głosem i od razu można było poznać, że należy do typu pijących, przez ten krzykliwy makijaż i tak dalej.

A potem w lokalnej gazecie była wiadomość, że zdobyła stypendium i że jest bardzo zdolna, a jej imię okazało się równie piękne jak Ona sama. Miranda. Dowiedziałem się, że studiuje w Londynie sztuki piękne. Ten artykuł w gazecie naprawdę wiele zmienił. Jakby zbliżył nas do siebie, chociaż oczywiście nie znaliśmy się w potocznym rozumieniu tego słowa.

Nie umiem tego wytłumaczyć, ale kiedy zobaczyłem ją po raz pierwszy, wiedziałem, że w grę wchodzi tylko ona. Oczywiście, że nie jestem szalony i zdawałem sobie sprawę, że to jedynie marzenia, i na zawsze pozostałyby marzeniami, gdyby nie pieniądze. Śniłem o niej na jawie. Wymyślałem różne historie, że ją poznałem, dokonałem czegoś, co wzbudziło jej podziw, ożeniłem się z nią i tak dalej. Nic zdrożnego - to się nie zdarzyło nigdy przed tym, co wyjaśnię później.

Ona rysowała, a ja zajmowałem się swoją kolekcją (w tych marzeniach). Zawsze kochała mnie i moją kolekcję, rysowała ją i kolorowała; pracowaliśmy razem w pięknym nowoczesnym domu, w wielkim pokoju z olbrzymimi oknami, gdzie odbywały się też spotkania Sekcji Owadów, podczas których byliśmy parą uroczych gospodarzy, nie milczeliśmy uparcie, jak ja to zwykle robię w oba-Wie przed palnięciem jakiegoś głupstwa. Ona niezmiennie piękna z tymi swoimi włosami jasnoblond i szarymi oczami, i oczywiście Wszyscy inni mężczyźni zieleniejący z zazdrości.

Moje marzenia o niej nie były zbyt przyjemne jedynie wtedy, kiedy widywałem ją w towarzystwie pewnego młodzieńca, hałaśliwego faceta z typu takich, co to chodzili do prywatnej szkoły i jeżdżą sportowymi samochodami. Raz stałem za nim w banku Barclays, żeby wpłacić pieniądze, i słyszałem, jak mówił: może być w piątkach. A dowcip polegał na tym, że realizował czek na dziesięć funtów. Oni wszyscy się tak zachowują. Widywałem czasami, jak wsiadała do jego samochodu, albo ich oboje w samochodzie na mieście. W takie dni stawałem się opryskliwy dla kolegów w biurze, a wieczorami nie stawiałem literki X w moim dzienniku obserwacji entomologicznych (tak było, zanim pojechała do Londynu, bo potem rzuciła tego faceta). W takie dni miewałem niedobre marzenia. Ona płakała, a jeszcze częściej klęczała. Kiedyś nawet pozwoliłem sobie marzyć o tym, że uderzyłem ją w twarz, tak jak zrobił jeden facet w sztuce telewizyjnej. Może wtedy to wszystko się zaczęło (...)

***
"Kolekcjoner" to trzymająca w napięciu historia porwania i uwięzienia pięknej dwudziestoletniej studentki malarstwa, Mirandy Grey, przez zauroczonego nią obsesjonata, kolekcjonera motyli, Fryderyka Clegga. Bohater chce, by dziewczyna z ofiary przeistoczyła się w kochającą go kobietę. Dba o zapewnienie jej luksusowych warunków, spełnia każde pragnienie - z wyjątkiem jednego... Dziewczyna, niczym uwięziony motyl, pragnie tylko odzyskania wolności...

"Ten nadzwyczajny tour de force może być czytany jak thriller albo jak studium chorej psychiki". ("The Guardian")


EKRANIZACJA


TRAILER 


















Autor: Sabina Bauman - klik zdjęcie
Copyright © 2014 Mniej niż 0 - Mini Recenzje , Blogger