"A DZIŚ ŻEM SE CZYTŁA/LUKŁA..."

CZYTAJ ZA DARMO!

Statystyki

SZUKAŁKA

Na gigancie Peter May

I ponownie tyle czekania, tyle uciechy, kiedy już się ukazała i... ponownie zawód.
May jest pisarzem rewelacyjnym, ale dwie ostatnie jego powieści... nie powalają, niestety. Mnie.
Dwutorowa opowieść - teraźniejszość i przeszłość. Obie nudnawe. Obie z potencjałem, który jakoś się nie wykluł do końca. Obie obiecujące wisienkę na torcie, wielkie bum, którego... też nie ma. Dla mnie.
Nie ma tam mroku. Nie ma napięcia. Jest lekka ciekawość, o co chodzi. To wszystko.

Nie wiem, czy polecam, chociaż w porównaniu z innymi powieściami, te Petera będą się wyróżniać nieco bardziej. Lub mniej.

MOJA OCENA: 6/10

PRZECZYTAJ FRAGMENT!

PROLOG
Londyn

Budzi się zlany zimnym potem ze snu pełnego ciemności i krwi. Spędziwszy życie jako ktoś inny na obcej ziemi, zastanawia się, kim jest teraz. Ten człowiek, który gaśnie zbyt szybko, o czym wie doskonale. Życie zmarnowane dla utraconej miłości. Życie, które upłynęło w mgnieniu oka.
Trzy minione tygodnie od chwili powrotu na to wybrzeże wydają się najdłuższe w owym życiu. Dziwne, że ból i strach rozciągają czas poza wyobrażalne granice, podczas gdy szczęście dobiega niemal końca, nim się jeszcze zacznie. I z dawno zapomnianej przeszłości, zagubionej w pyle szkolnej kredy i ciepłym mleku, powraca wrażenie względności. Trzymaj dłoń na rozgrzanym piecu przez minutę, a wyda się ona godziną. Siedź z ładną dziewczyną przez godzinę, a wyda się ona minutą.
Przybył tu drogą morską. Promem z Calais. Symboliczna reminiscencja tamtego dnia, tak dawno temu, kiedy w wiosennej mgle sterował łodzią ku obcemu brzegowi. Chwila niepokoju przy kontroli paszportowej. Serce omal mu nie zamarło, gdy urzędnik imigracyjny otworzył jego paszport. Ale obejrzał dokument tylko pobieżnie. Ponieważ, oczywiście, nikt go już nie szukał. Po tylu latach? On, stary człowiek, blady, z kropelkami potu na czole, został przepuszczony bez problemu. Oto, kim jest. Kimś obcym, tu i teraz.
W małym, nędznym pokoiku, który wynajmuje, jest ciemno i gorąco, zaciągnięte zasłony odgradzają go od świateł miasta i uporczywego mamrotania ruchu ulicznego wdzierającego się w jego sny. Skąpe resztki iluminacji formują cienie, a on uświadamia sobie po raz pierwszy, że coś go obudziło. Szósty zmysł ostrzega go nagle, że nie jest w tym pokoju sam.
Wystraszony siada na łóżku.
- Kto tam?
Przez chwilę panuje cisza.
A potem z ciemności dobiega głos, słowa niczym rękawice bokserskie, które wymierzają mu miękkie ciosy w głowę.
- Spokojnie, mój przyjacielu. Najwyższy czas, byśmy porozmawiali. - Brzmi to łagodnie, prawie pocieszająco.
Domyśla się natychmiast, kto to jest.
- Jak mnie znalazłeś?
Tamten się uśmiecha. Można to niemal wyczuć.
Potem znowu ten głos, protekcjonalny, niemal karcący.
- Simonie, Simonie. Wystarczyło cie śledzić, kiedy wyszedłeś z restauracji. - Oddech. - Jak, u licha, zdołałeś się ukrywać tyle czasu?
- Czego chcesz? Czy nie dałem do zrozumienia, o co chodzi?
- Dałeś, wyraźnie.
- Więc o czym tu mówić?
Od cieni odrywa się kształt postaci ludzkiej i nagle nad nim majaczy.
- O śmierci, oczywiście.
Simon raczej słyszy, niż dostrzega ruch. Szelest bawełny. A potem czuje na szyi miękki, chłodny dotyk sznura, który zaciska się z niespodziewaną szybkością i zajadłością. Brakuje czasu, by krzyknąć. Jego ręce chwytają nadgarstki napastnika, ale natychmiast pojawia się świadomość, że jest zbyt słaby, by cokolwiek powstrzymać. Mimo wszystko nie zaprzestaje walki. Nie po to tu wrócił. Jednakże wszelka siła, jaka mu jeszcze pozostała, nieubłaganie zanika. W odległości kilku centymetrów widzi twarz. Resztki światła w pokoju odbijają się w znajomych niegdyś oczach. Okrutnych teraz, przepełnionych nienawiścią. Czuje na twarzy oddech niczym tchnienie wieczności. Nim pojawi się czerń, by na zawsze stłumić jasność i życie.
Bezwładna postać uwolniona przez zabójcę osuwa się na łóżko, krucha od podeszłego wieku, ale cięższa o brzemię śmierci. Trzask włącznika, który rozlega się w ciemności, wydaje się ogłuszający, a światło, które pada teraz na łóżko, mogłoby przyprawić o szok, jak martwy człowiek.
Dłonie w lateksowych rękawiczkach rozwiązują i rozkładają na wciąż ciepłej pościeli brezentowe zawiniątko. W zestawie pięciu błyszczących, sterylnych skalpeli odbija się blask lampki. Materiał koszuli nocnej Simona na jego lewym przedramieniu zostaje podwinięty, jeden ze skalpeli starannie wybrany. Wszystko to dokonuje się z niezachwianą pewnością człowieka, który wie, że ma mnóstwo czasu.
Uważnie, z doskonale wyćwiczoną biegłością, zabójca zaczyna wycinać kawałek skóry z przedramienia. Niewiele jest krwi, która mogłaby splamić łóżko. Serce już dawno porzuciło wszelkie próby jej tłoczenia w szybko stygnące ciało Simona (...)

***
Pięciu nastolatków z marzeniami. 
Pięć dekad strachu.
JEDNA MROCZNA PRAWDA.

Glasgow, 1965 rok. Jack Mackay, nieustępliwy, uparcie dążący do celu nastolatek, nie wyobraża sobie życia, które miałoby być nudne i przewidywalne. Chłopak ma tylko jedno marzenie, a jest nim przeprowadzka do Londynu. Udaje mu się przekonać czterech muzyków ze swojego zespołu, by wyjechali do Wielkiej Brytanii, gdzie czeka ich kariera muzyczna.

Glasgow, 2015 rok. Sześćdziesięciosiedmioletni Jack Mackay nie ma odwagi spojrzeć wstecz na życie pełne niepowodzeń i przeciętności. Wciąż nękają go obrazy tego, co wydarzyło się przed pięćdziesięciu laty. Dręczą go wspomnienia, przed którymi tak uciekał.

Londyn, 2015 rok. Martwy mężczyzna leży w jednopokojowym mieszkaniu. Nad jego ciałem stoi bezlitosny zabójca. Nie odczuwa żadnych wyrzutów sumienia. To, co pięć dekad temu zaczęło się jako niewinna pogoń nastolatków za marzeniami, dziś stało się koszmarem na jawie, gotowym zniszczyć życie wszystkich pięciu mężczyzn.

„Na gigancie” jest trzymającym w napięciu thrillerem, przedstawiającym losy trwającej półwiecze przyjaźni między pięcioma chłopakami, których połączyły wspólna pasja i wspólne marzenia, a wszystko to na tle dwóch wyjątkowo klimatycznych miast.





ZGARNIJ EBOOKA Z



Autor: Sabina Bauman - klik zdjęcie
Copyright © 2014 Mniej niż 0 - Mini Recenzje , Blogger