Co zdarzyło się w Lake Falls - Artur K. Dormann
Narracja poprawna politycznie, czyli gazetowa. Klimat(który powinien buchać z takiej opowieści) - nie tli się nawet. Bohaterowie? Groteskowi.
Okładki? Mają więcej w sobie, niż ta historia...
Polecam?
Nie.
"Szła energicznie, mijając opustoszały park i wyludnione miasteczko.Teraz, gdy noc zapadła nad ulicami i skryła w mroku las, dolina zmieniła się nie do poznania.Vic wychowała się w mieście, więc cisza wieczoru wśród gasnących lamp i nieznanych odgłosów przenoszonych echem ze wzgórz sprawiła, że poczuła lodowaty dotyk strachu.Byle dotrzeć do parkingu, przekonywała się bez efektu.Ogromne, czarne sosny wcześniej robiły na niej wrażenie strażników pilnujących bezpieczeństwa miasta, teraz stanowiły bramę, za którą rozpościerała się budząca grozę ciemność. Żadna lampa nie oświetlała drogi, żaden znak fluorescencyjnym blaskiem nie rozpraszał budzących trwogę głębin mroku. Dochodzące stamtąd dźwięki jeżyły włosy na karku. Instynktownie przyspieszyła, nie bacząc na stromiznę wiodącej pod górę drogi.W połowie wzgórza musiała przystanąć, bo nie mogła złapać tchu. Odruchowo podniosła głowę, spojrzała w górę i zamarła z otwartymi ustami wpatrzona w ogromny, ciemny kształt szybujący ponad lasem. W pierwszej chwili chciała zawrócić i pobiec z powrotem do miasteczka, ale przypomniała sobie o telefonie Mary i o tym, że Kat czeka na nią w swojej niebieskiej piżamce.- Wariatka - powiedziała na głos, próbując w ten sposób odegnać lęk. - Przestraszyłaś się nietoperza. - Nieco uspokojona ruszyła przed siebie, ale za nic nie spojrzałaby ponownie na niebo, bo to, co zobaczyła, na pewno nie było nietoperzem i wiedziała, że drugi raz nie dałaby się tak łatwo oszukać.Sierpień dobiegał końca, natomiast turystów jak na złość przybywało. Zdarzały się takie dni, gdy w poczekalni panowała absolutna cisza i spokój, oraz takie, kiedy miała istne urwanie głowy.Według naprędce ułożonej przez Vic teorii wszystkie wypadki szły seriami, jakby pacjenci zmówili się, że w tym samym czasie złapią przeziębienie, ulegną przeróżnym wypadkom, a przy okazji wpadną po poradę i na plotki. Najgorsze z tego były nagłe wizyty domowe, ponieważ nigdy nie było do końca wiadomo, czego należy się spodziewać.Domki do wynajęcia i letnie posiadłości rozłożyły się za centrum tam, gdzie skręcająca droga miała odnogę wiodącą nad brzeg jeziora. Pośród drzew stały przyczepy kempingowe i namioty, a nieco dalej zaczynały się tereny prywatne.Samo jezioro nie było duże. Wąskie i długie, kształtem przypominało rozciągniętą skarpetkę. Z jednej strony zamykało go potężne wzgórze bez plaż, obrośnięte gęsto drzewami, które moczyły swoje ko-rzenie w wodzie. Dziki, nieskażony ręką człowieka krajobraz na każ-dym przybyszu robił ogromne wrażenie.Przy dobrej pogodzie wzgórze rzucało na jezioro przyjazny cień i kusiło gęstym lasem rozpiętym na jego stromym stoku.Podczas deszczowych, ponurych dni wzgórze zdawało się rosnąć i wyniośle władać doliną, zamykając ją dla świata i wprowadzając do niej mrok. Las stawał się czarny i nieprzystępny, a surowe zbocza potęgowały wrażenie klaustrofobicznej obręczy zaciskającej się na jeziorze i miasteczku.Rzeka, zasilająca jezioro, była małym górskim strumykiem spływającym urokliwymi kaskadami z niewielkiego wzniesienia. To właśnie od nich wzięła się nazwa miasteczka - „Lake Falls". Za wodospadami odnoga szosy łączyła się już z drogą międzystanową, która zataczała rozległy łuk i zabierała ze sobą koniec ulicy biegnącej koło jej domu. Doskonały dojazd i wspaniałe tereny wędkarskie co roku ściągały tu setki turystów. Jedynie dla nich i przez nich funkcjonowało jeszcze wyludniające się miasteczko (...)