"A DZIŚ ŻEM SE CZYTŁA/LUKŁA..."

CZYTAJ ZA DARMO!

Statystyki

SZUKAŁKA

Oczy ciemności Dean Koontz

"Tej nocy Tinie znowu się śniło, że Danny gdzieś żyje. Uratowany,
w jakiś cudowny sposób. Potrzebuje jej."

Pomijając fakt, że w obecnej, strasznej rzeczywistości, na którą patrzymy wszyscy z niedowierzaniem, "stara" powieść Koontza przechodzi niechlubną "drugą młodość", zaznaczę, że przede wszystkim jest to historia świetna - jak większość jego powieści.

Fanów teorii spiskowych odsyłam do artykułów, które licznie krążą w sieci, a dotyczą mniej więcej tematu przewidywania przyszłości przez autora.

Osobiście uważam, że dla wyobraźni pisarza nie jest zbytnim wyzwaniem stworzyć schemat zdarzeń, dotyczący wycieku czy też świadomego "wypuszczenia" wirusa w mieście, w którym znajduje się Krajowe Laboratorium Bezpieczeństwa Biologicznego, z siecią oddziałów i naukowców, zdolnych rozpracowywać i opracowywać najgroźniejsze wirusy i patogeny na świecie.
Także King w swoim kultowym Bastionie przewidział taki scenariusz wycieku wirusa, który jednakże nie dotyczył Chin, co nie znaczy, że nie był bardziej prawdopodobny i straszny w skutkach, jak i wszystkie scenariusze, jeśli chodzi o eksperymenty biologiczne i czynnik ludzkiego błędu.

Dlatego też nie jestem zwolenniczką teorii spiskowych, które w sumie, w obecnej sytuacji, nie mają w sumie żadnego znaczenia.

Dla mnie.

Ważne jest to, abyśmy zdołali pokonać to nieoczekiwane zagrożenie.

Wracając do meritum, czyli do TREŚCI powieści, która w tym przypadku spada na dalszy plan (co jest dla niej mega krzywdzące:)), może mały skrócik.

Christina Evans, matka Danny'ego, wysyła go na obóz, w góry.
Obóz, który zmienia jej życie w koszmar - Danny, wraz ze wszystkimi członkami wyprawy giną bez śladu.
Kiedy zrozpaczona stara się jakoś pogodzić ze śmiercią syna, nie poddawać się rozpaczy, nagle w jej otoczeniu, domu, zaczynają pojawiać się tajemnicze znaki i napisy, mówiące jedno: On nie umarł.

Zdesperowana, ale i zdeterminowana matka, wraz ze swoim partnerem (z ojcem Danny'ego rozwiodła się), Elliotem Strykerem - prawnikiem, pracującym dla wywiadu wojskowego, postanawia dowiedzieć się całej prawdy, ale przede wszystkim pragnie odnaleźć syna.

Świetna opowieść, świetne pióro, świetne zakończenie - wszystko na tak niezmiennie wysokim poziomie, do jakiego przyzwyczaił mnie autor.

Polecam!

A na zakończenie, odsyłam TUTU i TU
Życzę przyjemnej lektury, zdrowego rozsądku i zaniku paniki w zarodku :)
MOJA OCENA: 10/10


PRZECZYTAJ FRAGMENT!

We wtorek, sześć minut po północy, kiedy Tina Evans wracała z próby nowego przedstawienia, zobaczyła swojego syna Danny'ego w obcym samochodzie. Problem w tym, że Danny nie żył od ponad roku.
Tina zatrzymała się dwie przecznice od domu przed całonocnym sklepem, żeby kupić karton mleka i bochenek pełnoziarnistego chleba. Zaparkowała samochód na oświetlonym żółtym światłem sodowych lamp miejscu, tuż za lśniącym chevroletem kombi w kremowym kolorze. Chłopiec siedział na przednim siedzeniu, czekając na kierowcę, który robił zakupy w sklepie. Tina widziała tylko fragment profilu jego twarzy, ale aż zamarła, gdyż rozpoznała syna.
Danny.
Chłopiec miał jakieś dwanaście lat, tyle samo co Danny. Gęste czarne włosy Danny'ego, nos Danny'ego i delikatny zarys szczęki, zupełnie jak Danny. Wyszeptała imię syna, jakby obawiała się, że spłoszy tę piękną zjawę głośniejszym słowem.
Nieświadom, że jest bacznie obserwowany, chłopiec podniósł dłoń do ust i ugryzł zgięty kciuk. Danny zaczął podobnie gryźć palec jakiś rok przez śmiercią. Tinie nigdy nie udało się go odzwyczaić od tego brzydkiego nawyku.
Patrząc na dziecko, odniosła wrażenie, że podobieństwo do Danny'ego nie jest przypadkowe. Nagle poczuła w ustach suchość i kwaśny smak, a serce zabiło jej gwałtownie. Nigdy nie pogodziła się ze śmiercią syna, ponieważ nigdy nie chciała
- nawet nie próbowała - się z nią pogodzić. Przez to podobieństwo chłopca do Danny'ego zaczęła snuć fantazję, że jej syn nie umarł.
Może... może ten chłopiec to naprawdę Danny. Czemu nie? Im bardziej o tym myślała, tym mniej szalona wydawała się ta myśl. Nigdy nie widziała jego zwłok. Policja i właściciel zakładu pogrzebowego poradzili jej, żeby nie oglądała ciała, które zostało wyjątkowo okaleczone i zniekształcone. Załamana i nieprzytomna z bólu poszła za ich radą. W czasie pogrzebu trumna była zamknięta. Może jednak doszło do pomyłki przy identyfikacji zwłok. Może Danny nie zginął w wypadku. Może doznał jedynie niewielkiego urazu głowy, który jednak wywołał amnezję. No właśnie. Amnezja. Może odszedł od rozbitego autobusu i został znaleziony wiele mil dalej bez dokumentów, a nie umiał powiedzieć, kim jest i skąd przyszedł.
Przecież to zupełnie możliwe, czyż nie? Widziała podobne historie w filmach. Na pewno amnezja. Wysłali go pewnie do jakiejś rodziny zastępczej i Danny zaczął nowe życie. A teraz siedzi w kremowym chevrolecie, los rzucił go na jej drogę przez przypadek i...
Chłopiec poczuł na sobie jej spojrzenie i odwrócił się. Tina wstrzymała oddech. Kiedy patrzyli na siebie przez okna samochodów w tym dziwnym, żółtym świetle, miała uczucie, że łączą się ze sobą ponad przepaścią czasu i przeznaczenia.
Bańka ułudy szybko jednak pękła, ponieważ to nie był Danny.
Odwróciła wzrok i spojrzała na dłonie, które zacisnęła tak mocno na kierownicy, że aż ją palce bolały.
- Cholera.
Rozzłościła się na siebie. Uważała się za twardą, kompetentną, mocno stąpającą po na ziemi kobietę, której nic nie zbije z tropu, a okazało się, że nie potrafi pogodzić się ze śmiercią syna.
W pierwszym okresie, kiedy minął szok po pogrzebie, zaczęła radzić sobie z trauma. Stopniowo, po trochu każdego dnia, zostawiała Danny'ego za sobą. Nie obyło się bez bólu, poczucia winy, ciągłych łez i rozgoryczenia, ale jednocześnie walczyła stanowczo i z determinacją. Przez ostatni rok zaczęła robić karierę, gdyż z zapamiętaniem oddała się ciężkiej pracy, która działała jak morfina; czekała, aż rana całkiem się zasklepi.
Kilka tygodni temu zaczęła jednak staczać się w ten koszmarny stan, który ogarnął ją po otrzymaniu wiadomości o wypadku. Jej odrzucenie rzeczywistości było równie silne jak irracjonalne. Znowu odnosiła wrażenie, że jej dziecko żyje.
Czas powinien był odgrodzić ją od bólu, ale nic z tego, w ostatnich dniach zatoczyła pełne koło i znów pogrążyła się w nieutulonym żalu. Chłopiec w kombi przed nią nie był pierwszym dzieckiem, które wzięła za Danny'ego. W ostatnich tygodniach widziała syna w innych autach, wśród dzieci bawiących się na boiskach szkolnych, obok których przejeżdżała, na ulicach i w kinie.
Nawiedzał ją także sen, w którym Danny wciąż żył. Za każdym razem, przez kilka godzin po obudzeniu, brakowało jej sił, żeby zmierzyć się z prawdą. Wmawiała sobie, że sen jest zapowiedzią powrotu syna, który w jakiś sposób przeżył i że wkrótce będzie mogła go wziąć w ramiona.
Była to piękna fantazja, ale nie mogła żyć nią zbyt długo. Chociaż broniła się przed ponurą prawdą, rzeczywistość w końcu wygrywała, a ona załamywała się, gdyż musiała przyznać, że sen nie jest żadną zapowiedzią. Jednocześnie wiedziała, że kiedy znowu jej się przyśni, znajdzie w nim pokrzepienie, jak wielokrotnie wcześniej.
To nie było dobre.
To chore, skarciła się w duchu.
Podniosła wzrok i zobaczyła, że chłopiec w kombi wpatruje się w nią uważnie. Ze złością przyjrzała się swoim zaciśniętym dłoniom i puściła kierownicę.
Słyszała, że żal potrafi doprowadzić człowieka do obłędu, i święcie w to wierzyła. Nie zamierzała dopuścić, żeby ją to spotkało. Musi być twarda dla siebie, żeby nie stracić kontaktu z rzeczywistością - nawet jeśli nie będzie to przyjemne. 
Trzeba odegnać nadzieję.
Kochała Danny'ego jak nikogo na świecie, ale on odszedł.
Zgnieciony na śmierć wraz z czternastoma innymi chłopcami w czasie wypadku autobusowego. Jedna z ofiar większej tragedii.
Zmasakrowany nie do poznania. Martwy.
Zimny.
Rozkładający się.
W trumnie.
Pod ziemią.
Na zawsze.
Dolna warga zaczęła jej drżeć. Chciała płakać, łzy przyniosłyby ulgę, ale się nie rozpłakała.
Chłopiec w chevrolecie przestał się nią interesować. Znowu spoglądał w stronę drzwi do sklepu i czekał.
Tina wysiadła z hondy. Nocne powietrze było przyjemnie chłodne i suche jak na pustyni. Wzięła głęboki oddech i weszła do sklepu, gdzie panowało przenikliwe zimno, a ostre światło fluorescencyjne, nie sprzyjało fantazjowaniu.
Kupiła karton odtłuszczonego mleka i bochenek porcjowanego, dietetycznego pełnoziarnistego chleba. Nie była już tancerką; teraz pracowała za kurtyną w dziale produkcji, ale zarówno jej organizm, jak i psychika najlepiej się czuły, kiedy ważyła nie więcej niż w czasach, gdy występowała.
Pięć minut później dotarła do domu. Mieszkała w skromnym domku w cichej okolicy. Gałęzie drzewek oliwnych i krzewów herbacianych leniwie szumiały w bryzie z pustyni Mojave.
W kuchni Tina zrobiła dwa tosty. Posmarowała je cienką warstwą masła orzechowego, nalała sobie szklankę odtłuszczonego mleka i usiadła do stołu.
Tost z masłem orzechowym należał do przysmaków Danny'ego, nawet kiedy był jeszcze malutki i bardzo grymasił przy jedzeniu. Mówił o nim: „Kanapka z pasłem osechowym”.
Zamknęła oczy i żuła powoli; widziała syna oczami wyobraźni - trzylatek z buzią wymazaną masłem orzechowym uśmiecha się do niej i prosi: „Jesce pasła osechowego”.
Otworzyła gwałtownie oczy, ponieważ obraz był tak sugestywny, że bardziej przypominało to wizję niż wspomnienie.
Nie chciała pamiętać tego tak dokładnie.
Było już za późno. Poczuła ucisk w piersiach i położyła głowę na stole. Rozpłakała się (...)


***

Minął rok od koszmarnego wypadku na wakacyjnym obozie, w którym zginął Danny... zmasakrowany w katastrofie autobusu wraz z czternastką innych chłopców. Tina Evans nie może się pogodzić ze śmiercią syna. Liczy na cud... i cud się wydarza. Na tablicy w dawnym pokoju chłopca pojawia się niepokojący napis: NIE UMARŁ. Poruszają się przedmioty - same z siebie.

Zdesperowana matka podejmuje dochodzenie, które wzbudza zainteresowanie tajnej agencji rządowej. Na Tinę i jej partnera zaczynają polować bezwzględni zabójcy. Czy pogłębiające się szaleństwo kobiety naprawdę jest szaleństwem?





AUTOR



Autor: Sabina Bauman - klik zdjęcie
Copyright © 2014 Mniej niż 0 - Mini Recenzje , Blogger