"A DZIŚ ŻEM SE CZYTŁA/LUKŁA..."

CZYTAJ ZA DARMO!

Statystyki

SZUKAŁKA

Sprawa Hoffmanowej Katarzyna Zyskowska

"Jestem Mira! Jestem dzieckiem, którego nikt nie chciał, i kurwą z kabaretu, którą chcieli wszyscy. Potrafię czynić rzeczy piękne i straszne. Jestem dobra, jestem miła, jestem plugawa i zła.

Jestem Mira."

Pierwsze, co zabija w tej powieści - to klimat - rewelacyjny, bardzo podobny do Sanato Szczygielskiego, a takie kocham.

Drugim jest fakt, że historia oparta jest na faktach - dodatkowy, wcale niemały, a rzekłabym nawet, że główny smaczek.

Trzecim - kilku torowa opowieść i PRZEREWELACYJNA postać głównej bohaterki i głównej podejrzanej, a także akcja w szpitalu psychiatrycznym.

Czegóż chcieć więcej???
Niczego.

Czy autorka rozwikłała zagadkę, którą żyła cała Polska????


POLECAM BARDZO!

MOJA OCENA: 9/10


PRZECZYTAJ FRAGMENT!


TAJEMNICZY WYPADEK W TATRACH

Zakopane 9-go sierpnia 1933 roku (wiadomość przekazana telefonicznie przez naszego korespondenta)
Dziś o godzinie pierwszej po południu Tatrzańskie Ochotnicze Pogotowie Ratunkowe na czele z naczelnikiem Rottenheimem odebrało informację, że na Lodowej Przełęczy po stronie czechosłowackiej doszło do wypadku, w wyniku którego śmierć poniosły cztery osoby. Na miejscu ratownicy odnaleźli jednak tylko trzy ciała: prokuratora Sądu Najwyższego Hoffmana, jego nastoletniego syna oraz studenta Uniwersytetu Jagiellońskiego Jana Higersbergera. Na ślad ostatniego z poszkodowanych – wciąż nieznanego z nazwiska – nie natrafiono.
O przebiegu feralnej w skutkach wycieczki naczelnika Rottenheima powiadomiła, będąca naocznym świadkiem tragedii, żona prokuratora, Mira Hoffmanowa, która przez ostatnie dwie noce trwała przy zmarłych, a dopiero dziś o jedenastej rano dotarła do przejścia granicznego na Łysej Polanie.
Podług wstępnej, niepotwierdzonej jeszcze opinii lekarskiej przyczyną zgonu ofiar mógł być upadek bądź wyziębienie.
Poszukiwania zaginionego mężczyzny wciąż trwają.

„Kurjer Warszawski”, wydanie wieczorne, środa, 9 sierpnia


 Tu i tam, wszędzie i nigdzie

Leżą na skałach. Trzy nieruchome ciała, jeszcze ciepłe, jeszcze wiotkie – zastygną dopiero za kilka godzin. Toni, Władzio, Jan. Wydają się tacy spokojni, jakby wcześniej przeczuwali, co się wydarzy. Teraz już niczego się nie boją.
I ja także nie czuję lęku, nic nie czuję, ani zimna, ani wiatru, ani lodowatego deszczu, który spływa po moich włosach i policzkach, od którego namiękają buty i pęcznieje wełna swetra. Od którego coś pęcznieje w mojej czaszce. Nie boję się. Przecież nie jestem sama. Jul. Juluś mój. Jest ze mną. Jesteś. I kruki… Kra, krrra, drą się wniebogłosy, zataczając wielkie kręgi na niebie. Od dawna wiedziałam, że któregoś dnia przylecą. Dopełniło się.
Ołowiane chmury przewalają się przez grań. Widzę ich odbicie w stężałych oczach Toniego i Władka. Ojciec i syn. Osunęli się na plecy i wyglądają, jakby spali – aż myślę, czyby ich nie okryć czym ciepłym, czy im do snu nie zanucić, jak mnie kiedyś matka nuciła: luli, luli, śpijcie spokojnie, najdroższe anioły.
Kawałek dalej leży ten śliczny młody chłopak, ten taternik, Janek. Skulony, pokoślawiony, z twarzą zagrzebaną w ziemi, z rękoma wyrzuconymi przed siebie, z pazurami wbitymi w górski żwir. Jakby się chwytał ostatniej deski ratunku i wciąż jeszcze nie dowierzał, nieszczęsny, że nieopatrznie brzytwy się chwycił i nic mu już nie pomoże, nic go nie uratuje. Życie stracone, akord takiej ładnej piosenki w połowie urwany.
Patrzę na nich. Wszystko rozumiem i nic nie pojmuję. Patrzę na poszarpane kontury otaczających mnie szczytów, które okrywa coraz głębszy cień. Mokre skały pachną jak zimna iskra wykrzesana krzemieniem. Będę tu trwać, bo nie można ot tak porzucać towarzyszy wyprawy, żywych czy martwych. Z kim w góry wyruszysz, z tym wrócić musisz w doliny. Dlatego poczekam.
Powinnam odpocząć. Taka jestem zmęczona. Mam trzydzieści cztery lata, a jakby wszystko już było poza mną. Siadam na kamieniu. Ciało zaczyna mi ciążyć. Niewygodnie mi w nim jak w beczce poprzebijanej gwoździami. Zapadam się w siebie. I w mrok.
Trwam przy nich.
Noc.
I dzień.
Znowu noc.
I dzień.
Jeżeli stąd odejdę, jeżeli ich i te przeklęte góry opuszczę, zostanę w tym skalnym potrzasku na zawsze.
Jestem Mira! Jestem dzieckiem, którego nikt nie chciał, i kurwą z kabaretu, którą chcieli wszyscy. Potrafię czynić rzeczy piękne i straszne. Jestem dobra, jestem miła, jestem plugawa i zła.
Jestem Mira.
Jestem?

***


Góry strzegą tajemnic lepiej niż ludzie.


„Co stało się pod Lodową Przełęczą?” „Tajemnicza śmierć trzech osób!” „Dwie noce przy zwłokach” – takimi nagłówkami wita zakopiańskich turystów sierpniowy poranek 1933 roku.

Kilka dni wcześniej w góry wyrusza prokurator Hoffman z dwunastoletnim synem i żoną – byłą gwiazdą warszawskich kabaretów, budzącą pożądanie i zazdrość przepiękną Mirą. Do Zakopanego wraca tylko ona, a na Lodowej Przełęczy ratownicy znajdują ciała jej męża, pasierba i młodego mężczyzny. Opinia publiczna nie ma wątpliwości – Hoffmanowa jest winna. Ona sama jest w szoku, niczego nie pamięta, nie potrafi się bronić.

Jaką straszną tajemnicę kryją góry, a jaką sama Mira? Co się stało podczas wyprawy? Dlaczego Hoffmanowa nie zeszła po pomoc i spędziła przy zwłokach dwie noce?

Przedwojenne Zakopane, tajemnica z przeszłości i historia wstrząsająca bardziej niż słynna sprawa Gorgonowej.

Powieść inspirowana prawdziwymi wydarzeniami.


REPORTAŻ




WYPOWIEDŹ AUTORKI





Autor: Sabina Bauman - klik zdjęcie
Copyright © 2014 Mniej niż 0 - Mini Recenzje , Blogger