"A DZIŚ ŻEM SE CZYTŁA/LUKŁA..."

CZYTAJ ZA DARMO!

Statystyki

SZUKAŁKA

Lavondyss. Podróż do nieznanej krainy Robert Holdstock

"Kiedy wzywa się dobro, zawsze przywołuje się i zło..."

Zdecydowanie lepsza, niż część pierwsza - mniej archaiczna, bardziej współczesna, pełna magii, czarownic i potęgi wyobraźni!

Czy trzeba czytać część pierwszą?
Tak.

Tallis Keeton, młodsza siostra Harry'ego Keetona (z pierwszej części serii), jest bohaterką tej historii. 
Poznajemy ją jako małego berbecia, któremu dziadek opowiada niesamowite historie o mitostworach, pochodzących z pobliskiego lasu Ryhope.
Historia przeskakuje kilka lat do przodu, kiedy to Tallis ma już dwanaście lat i sama zaczyna zauważać swą niezwykłą rozwijającą się relację z ziemią i lasem, rosnącym wokół jej domu. 
Zauważa u siebie pewne zdolności i czuje nieodpartą chęć, aby rzeźbić z drewna różnego rodzaju maski i lalki, którym nadaje imiona.
Tworzy ona dziesięć drewnianych masek, z których każda przedstawia jedną z dziesięciu pierwszych legend lasu Ryhope. 
Maski te są talizmanami, które pomagają zaangażować pewne części jej podświadomości - łączą ją z postaciami i wizjami, które formują się w lesie. Właściwie używane pozwalają Tallis widzieć rzeczy, których nie można zobaczyć bez nich. Mogą być użyte do stworzenia ścieżek w czasie i przestrzeni, które pozwolą jej wejść w głąb pradawnego boru, poza miejscem i czasem.
Gdy szamańskie moce Tallis wzrastają, podejmuje się ona zadania odnalezienia swojego zaginionego w lesie starszego brata. 
Musi odnaleźć Stare Zakazane Miejsce. 
Jej determinacja nieco słabnie, kiedy "poza czasem i miejscem" obserwuje Scathacha, młodego wojownika , umierającego na polu bitwy pod drzewem. Niewłaściwie użyta magia Tallis zmienia historię młodego wojownika, jej samą jak również jej brata Harrego...

MOJA OCENA: 8/10
PRZECZYTAJ FRAGMENT!

GABERLUNGI

Biała Maska
Jasny księżyc wiszący nisko nad Kurhanowym Wzgórzem oświetlał okryte całunem śniegu pola, sprawiając, że zimowy krajobraz zdawał się jarzyć bladą poświatą. W wymarłej okolicy nie było na czym zatrzymać oka, lecz zarysy pól były wyraźne, odgraniczone rzucanymi przez blask księżyca cieniami mrocznych dębowych żywopłotów, które je otaczały. W oddali, z cienia otaczającego łąkę noszącą nazwę Pniaki, ponownie zaczął się wyłaniać widmowy kształt, który przeszedł ukrytą ścieżką wiodącą wzniesieniem gruntu, a następnie skręcił w lewo, by skryć się między drzewami. Tam się zatrzymał, ledwie teraz widoczny dla starego człowieka, który obserwował go z farmy Stretley. On również mu się przyglądał. Płaszcz, który miał na sobie, był ciemny, a kaptur zsunięty nisko na twarz. Gdy poruszył się po raz drugi, zbliżając się do budynku, zostawił czarny las za sobą. Garbił się, być może na skutek bożonarodzeniowego chłodu. Tam, gdzie przeszedł, zostawiał w świeżym śniegu głęboką bruzdę.
Czekając u bramy farmy na moment, który – jak już wiedział – musiał z pewnością nadejść, Owen Keeton usłyszał, że jego wnuczka się rozpłakała. Zwrócił się w stronę ciemnej ściany domu i zaczął nasłuchiwać. Łkanie na chwilę tylko zakłóciło ciszę. Może niemowlęciu coś się śniło, bo po chwili znów zapanował spokój.
Keeton wrócił po własnych śladach przez ogród, wszedł do ciemnego domu i strzepnął śnieg z butów. Następnie skierował się do największego pokoju, poruszył metalowym pogrzebaczem kłody w kominku, aż płomienie rozpaliły się ponownie, podszedł do okna i wyjrzał na szosę do Shadoxhurst, wioski położonej najbliżej farmy. Niewyraźnie, w wielkiej dali, słyszał śpiewane kolędy. Spojrzawszy na zegar wiszący nad kominkiem, zdał sobie sprawę, że przed dziesięcioma minutami zaczęło się Boże Narodzenie.
Wbił wzrok w zawierający legendy i ludowe opowieści tom, który leżał otwarty na stole w pokoju. Druk był bardzo wyraźny, grube stronice wykonane z papieru dobrej jakości, a wielobarwne ilustracje piękne. To była książka, którą kochał. Miała być jego prezentem dla wnuczki. Obrazy rycerzy i bohaterów dawały mu natchnienie. Walijskie brzmienie imion i nazw budziło w nim nostalgię za utraconymi miejscami i zaginionymi echami młodości spędzonej w górach Walii. Epickie opowieści wypełniały mu głowę szczękiem oręża, zawołaniami wojennymi oraz szelestem liści i ptaków na polanach nawiedzanych lasów.
Teraz w książce znalazło się też coś innego, co napisano na białych polach otaczających druk: list. Jego list do dziecka.
Wrócił do początku owego listu, do miejsca, gdzie zaczynał się rozdział mówiący o Arturze, wodzu Brytów. Przemknął szybko oczyma po słowach:
Moja droga Tallis,
Jestem starym człowiekiem, który pisze do ciebie w zimną, grudniową noc. Zastanawiam się, czy będziesz kochała śnieg tak bardzo jak ja. A także ubolewała nad tym, jak skutecznie potrafi on uwięzić. W śniegu kryje się dawna pamięć. Dowiesz się tego we właściwym czasie, gdyż wiem już, skąd przychodzisz…
Ogień dogasał. Keeton drżał z zimna mimo płonącego kominka i grubego płaszcza, który miał na sobie. Wpatrywał się w ścianę odgradzającą go od pokrytego śniegiem ogrodu, pól i zmierzającej ku niemu zakapturzonej postaci. Poczuł nagle gwałtowną potrzebę ukończenia listu, sfinalizowania go. Była to swego rodzaju panika. Złapała go za serce i żołądek. Ręka, którą sięgnął po pióro, drżała. Tykanie zegara rozległo się głośniej, lecz oparł się pragnieniu wpatrywania się w niego i śledzenia upływu czasu. Miał go tak mało, tak niewiele minut…
Musiał skończyć list, i to szybko. Nachylił się nad stroną i zaczął wciskać słowa na wąski margines:
Przywołujemy do życia duchy, Tallis, i one tłoczą się na skraju pola widzenia. Są mądre mądrością, którą wciąż posiadamy, choć o niej zapomnieliśmy. Ale las jest nami, a my jesteśmy lasem! Dowiesz się tego. Poznasz nazwy. Poczujesz woń owej pradawnej zimy, bez porównania okrutniejszej niż zwykły śnieg na Gwiazdkę. A gdy tak się stanie, wkroczysz na stary i ważny szlak. Ja ruszyłem nim pierwszy, zanim mnie opuściły…
Pisał dalej, odwracając stronice i wypełniając marginesy. Łączył własne słowa skierowane do śpiącego dziecka z tekstem baśni, wykuwając więź, która w przyszłości pewnego dnia miała się stać dla dziewczynki cenna.
Gdy skończył, osuszył atrament chusteczką i zamknął książkę. Zawinął ją w gruby, brązowy papier i przewiązał kawałkiem sznurka.
Na opakowaniu umieścił wiadomość: „Dla Tallis na piąte urodziny. Od dziadka Owena”.
Zapiął na nowo płaszcz i wrócił w zimną, cichą, zimową noc. Przez chwilę stał za drzwiami, wystraszony i bardzo zaniepokojony. Zakapturzona postać przebyła całą drogę przez pola i zatrzymała się przy bramie do ogrodu, obserwując dom. Keeton wahał się jeszcze przez moment, po czym podszedł do niej ciężkim krokiem.
Dzieliła ich tylko brama. Stary drżał pod grubym płaszczem, lecz jego ciało płonęło od gorąca. Kaptur osłaniający głowę kobiety był nisko opuszczony i mężczyzna nie potrafił jej rozpoznać. Musiała być świadoma jego nie wypowiedzianej myśli, gdyż uniosła lekko wzrok i odwróciła się, by na niego spojrzeć. Gdy to uczyniła, Keeton zdał sobie sprawę, że dotąd spoglądała w dal za jego plecami. Pod wełnianą peleryną błysnęła biała maska.

–A więc to ty… – wyszeptał.
W oddali dostrzegł jeszcze dwie zakapturzone postacie schodzące z wałów Kurhanowego Wzgórza. Całkiem jakby wiedziały, że je zauważył, zatrzymały się i przepadły w bieli okolicznych pól.
–Zaczynałem rozumieć – powiedział niemal z goryczą. – Zaczynałem rozumieć, a teraz mnie opuszczasz…
Dziecko w domu zapłakało głośno. Biała Maska spojrzała w stronę okna na półpiętrze, lecz łkanie okazało się tylko kolejnym przelotnym zakłóceniem. Keeton przyglądał się kobiecie-duchowi, nie mogąc powstrzymać łez, które zaczęły szczypać go w oczy. Ona również popatrzyła na niego. Wydało mu się, że przez wąskie szpary oczu dostrzega cień jej twarzy.
–Wysłuchaj mnie – rzekł cicho. – Muszę cię o coś poprosić. Widzisz, oni stracili syna. Zestrzelono go nad Belgią. Stracili go i będą go opłakiwać przez długie lata. Jeśli zabierzesz teraz córkę… jeśli ją teraz zabierzesz… – Zadrżał, otarł dłonią oczy i zaczerpnął głęboki haust lodowatego powietrza. Biała Maska obserwowała go bez ruchu czy głosu. – Daj im kilka lat. Proszę. Jeśli nie chcesz mnie… przynajmniej daj im kilka lat z dzieckiem…
Biała Maska uniosła powoli palec do ust pokrytego kredą kawałka drewna, który zakrywał jej twarz. Keeton widział teraz, jak stary jest ten palec, jak obwisła skóra na jej dłoni, jak mała sama dłoń.
Następnie odwróciła się i umknęła od niego. Jej ciemny płaszcz falował na wietrze. Stopy wzbijały w górę śnieg. W połowie pola zatrzymała się i odwróciła. Keeton usłyszał przenikliwy ton jej śmiechu. Tym razem, uciekając, kierowała się na zachód, w stronę lasu cieni. Lasu Ryhope. Jej towarzyszki na Kurhanowym Wzgórzu również czmychnęły.
Keeton dobrze znał okolicę. Natychmiast się zorientował, że trzy postacie spotkają się na granicy łąki Stretley Stones, gdzie pięć pokrytych ogamami kamieni oznaczało starożytne groby.
Poczuł ulgę, lecz jednocześnie był zaintrygowany. Ulgę dlatego, że Biała Maska przystała na jego prośbę. Był tego pewien. Nie przyjdą po Tallis jeszcze przez wiele lat. Był tego pewien.
Czuł się jednak zaintrygowany Stretley Stones i kobietami-duchami, które miały się spotkać w tamtym miejscu.
Dziecku nic się nie stanie…
Rozejrzał się wokół z poczuciem winy. W domu panowała cisza.
Dziecku nic się nie stanie przez kilka minut… tylko kilka minut… wróci do domu na długo przed tym, nim rodzice Tallis przyjdą z bożonarodzeniowego nabożeństwa.
Wzywały go Stretley Stones. Otulił się ciaśniej płaszczem, otworzył bramę i zaczął brnąć przez głęboki śnieg pokrywający pole. Szedł po śladach Białej Maski. Wkrótce przeszedł do biegu, pragnąc się przekonać, co kobiety chciały zrobić na łące, na której leżały pokryte znakami kamienie…

***
To nietuzinkowa powieść. Można ją potraktować jako powieść przygodową z domieszką fantasy, ale można również zagłębić się w tytułowy "dyss" - otchłań, która nie jest sielankowa i która nie daje gwarancji szczęśliwego zakończenia. Autor w rewelacyjny sposób przedstawia wątek maski. Maska jako symbol, jej idea i jej zadania - to wszystko zostało przedstawione w mistrzowski sposób. W jej otoczeniu i za jej sprawą dzieją się rzeczy, "o których nawet filozofom się nie śniło".

Cykl: Las ożywionego mitu (tom 2)










Autor: Sabina Bauman - klik zdjęcie
Copyright © 2014 Mniej niż 0 - Mini Recenzje , Blogger