"A DZIŚ ŻEM SE CZYTŁA/LUKŁA..."

CZYTAJ ZA DARMO!

Statystyki

SZUKAŁKA

Zanim pozwolę ci wejść Jenny Blackhurst

"Obsesja. Zaczyna się powoli. Jest niczym pociąg, który rusza ze stacji. Nadal widzisz domy i drzewa, ludzi w oknach i ciemnozielone ciągniki na soczyście zielonych polach. Potem nabiera rozpędu. Domy wciąż są widoczne, ale ludzie za oknami już nie. Kolory zaczynają się rozmazywać, smugi ciemnej zieleni zlewają się i jaśnieją, a ty uświadamiasz sobie, że nie możesz już wysiąść i razem z całym składem wypadniesz z torów."

Mam wrażenie ostatnio, że niechcący /albo chcący/ 500+ przeniknęło magicznie do sfery literackiej, bo non stop natykam się na bliźniacze historie... Napchane reklamami i bardzo ładnymi okładkami - jedynie one są różne. 
W środku?
Szału nie ma.
Mogę spokojnie zaśpiewać: Ale to już było... i z pewnością nie dokończę:... i nie wróci więcej...:/
Bliźniacze treści. Bliźniacze klimaty. Bliźniaczy sposób narracji - jakby matką była jedna i ta sama osoba.

Odrzucając jednak to wszystko na bok, napiszę tak - dla osób, które nie mają na co dzień do czynienia z ogromną ilością thrillerów z jednej półki, opowieść powinna się podobać, ponieważ narracyjnie tragedii nie ma i jest chwilami dość intrygująca.

Słabsze 6.


MOJA OCENA: 6/10


PRZECZYTAJ FRAGMENT!


CZĘŚĆ PIERWSZA


1

Teraz
Od czego chciałabyś zacząć?
Hm.
Coś cię bawi?
To samo mówię moim pacjentom. Dzięki temu mają poczucie, że to oni kontrolują sesję. Tyle że obie wiemy, że będąc tutaj, nie mam nad niczym kontroli, prawda?
To dla ciebie ważne, żebyś w to uwierzyła?
Wiem, do czego pani zmierza. Chce pani, żebym poczuła się swobodnie, żebym się otworzyła i opowiedziała o swoich najmroczniejszych lękach, a wtedy powie im pani, że jestem szalona. Czuję się szalona. Może to pani zapisać.
Dlaczego nie zaczniesz od początku, Karen? Kiedy pierwszy raz spotkałaś Jessicę Hamilton?
To nie jest początek. Myślę, że wtedy się to zaczęło, ale to nie jest prawdziwy początek. Wszystko zaczęło się dużo wcześniej, zanim spotkałam Beę, Eleanor i Michaela. Zaczęło się od tego, co wydarzyło się, kiedy miałam cztery lata.
Chcesz o tym porozmawiać? Co się wtedy wydarzyło?
Nie. Nie chcę o tym mówić, a oni nie chcą tego słuchać. Chcą wiedzieć, jak umarła.
Mów dalej.
Nie naprawi mnie pani.
Słucham?
To były jedne z pierwszych słów, które powiedziała do mnie Jessica Hamilton. Te słowa wciąż rozbrzmiewają w mojej głowie. Pamiętam, co pomyślałam: że się myli, bo pomagam ludziom, na tym polega moja praca. Nie przyszło mi tylko na myśl, że ona wcale nie chciała pomocy, nie o to jej chodziło. Wówczas tego nie wiedziałam, ale to ona chciała pomóc mi.

2

Karen


25 października
Standardowa sesja w Instytucie Cecila Baxtera trwa trzy tysiące sekund. Niektórzy pacjenci nie mówią przez ten czas ani słowa, co często zdumiewa młodych psychologów – po co płacić sto pięćdziesiąt funtów za to, żeby pomilczeć przez pięćdziesiąt minut? Doktor Karen Browning nie była jednak zdumiona. Ona to rozumiała. Tak samo, jak rozumiała, dlaczego robiący karierę mężczyźni korzystają z usług prostytutek; nie chodziło o pieniądze ani ciszę, chodziło o kontrolę.
Ciche postukiwanie obcasów na drewnianej podłodze przypomniało Karen o obecności jej sekretarki Molly tuż za drzwiami. Naszej sekretarki, upomniała się w duchu. Molly była sekretarką wszystkich sześciu psychologów pracujących na drugim piętrze; tylko kierownicy na najwyższym piętrze mieli własne asystentki. Rozległo się delikatne pukanie do drzwi. Karen pociągnęła usta błyszczykiem, schowała kosmetyk w górnej szufladzie i czekała, aż Molly wejdzie. Każdy gabinet przypominał scenę, a Karen była szczególnie dumna ze swojego, odzwierciedlał bowiem wszystko, co zdołała osiągnąć.
Czy nie mówią, że duma poprzedza upadek?
Tego ranka godzinę przed rozpoczęciem pracy czytała dokumentację, chcąc dowiedzieć się czegoś o Jessice Hamilton, zanim ją zobaczy. Panna Hamilton była w tym tygodniu jedyną nową pacjentką – pozostałych prowadziła już jakiś czas – i fakt, że tak niewiele o niej wie, irytował Karen. Osoba, która sporządziła wstępną dokumentację, kompletnie się do tego nie przyłożyła. Nagryzmolony podpis mógł należeć do kogokolwiek; Karen zanotowała w pamięci, by mimochodem poruszyć tę kwestię na najbliższym zebraniu.
Wiek: 23
Historia choroby: u pacjentki nie zdiagnozowano depresji ani zaburzeń lękowych. Sytuacja rodzinna: nieznana. Obecnie pacjentka nie przyjmuje żadnych leków. Sama zgłosiła się na terapię.
Powód wizyty: napięciowe bóle głowy i nieuzasadnione pobudzenie.
Jak zawsze, gdy czytała notatki, również tym razem próbowała wyobrazić sobie kobietę, która lada chwila wejdzie do gabinetu. Zakładała, że jest zamożna, sądząc po kwocie, jaką zapłaciła za to, by Karen poświęciła jej pięćdziesiąt minut swojego czasu. Karen część usług świadczyła pro bono, ale Jessica Hamilton sama zgłosiła się na terapię i sama za nią płaciła. Karen wyobraziła sobie, że przyjaciele mówią na nią Jess, a rodzina Jessica.
Kolejny raz ktoś zapukał do drzwi. Dziwne. Jeśli na klamce nie wisiała zawieszka z informacją Prosimy nie przeszkadzać. Sesja w toku, Molly zwykle wchodziła od razu. Karen wstała, wygładziła żakiet i podeszła do drzwi. Otworzywszy je, nie zobaczyła uśmiechniętej asystentki, lecz drobną, nieśmiałą dziewczynę o bladej twarzy, na której rozkwitły czerwone plamy.
Karen miała nadzieję, że jej twarz nie wyraża zdumienia. Osiem lat w zawodzie psychologa nauczyło ją, że należy trzymać reakcje na wodzy, tuż pod powierzchnią, i nie okazywać ich rozmówcy. Była niczym wytrawny gracz w pokera.
Stojąca przed nią dziewczyna nijak nie pasowała do wizerunku młodej, atrakcyjnej, bogatej kobiety, którą Karen wyobrażała sobie, myśląc o Jessice Hamilton. Wyciągnęła rękę na powitanie i od razu zauważyła krótkie obgryzione paznokcie. Uścisk dłoni dziewczyny był równie słaby jak jej uśmiech.
– Jessica? – Karen rozejrzała się po recepcji, lecz nigdzie nie widziała Molly. – Przepraszam. Zwykle pacjentów wita recepcjonistka. Proszę, niech pani wejdzie. – Zaprosiła kobietę do środka, w duchu przeklinając Molly i niepodobne do niej nieprofesjonalne zachowanie. – Proszę usiąść.
Jessica Hamilton albo nie usłyszała, albo zignorowała jej słowa. Minęła kanapę i podeszła do regałów z książkami w drugim końcu gabinetu. Sprawiała wrażenie, że chłonie każdy szczegół mahoniowych półek i oprawionych w skórę tomów wybranych bardziej z powodu ich walorów estetycznych niż zawartości. Pierwszy raz od dawna Karen poczuła, że ktoś ocenia jej gabinet i uznaje, że czegoś mu brak.
– Zechce pani usiąść, żebyśmy mogły zacząć?
Przez moment pomyślała, że Jessica znowu ją zignoruje, lecz kobieta po chwili usiadła i w milczeniu czekała na rozpoczęcie sesji.
Nie była nieatrakcyjna, a gdyby nie twarz zarumieniona z zimna – albo ze zdenerwowania – mogłaby uchodzić za ładną. Jej włosy opadały naturalnymi lokami na ramiona. Miały osobliwy odcień blond, tak ciemny, że wydawały się pozbawione koloru, ale Jessica wyglądała na pogodzoną z tym, że to, co ma na głowie, nie budzi zainteresowania. Zresztą, patrząc na nią, można było odnieść wrażenie, że robi wszystko, by jak najmniej rzucać się w oczy.
– Jestem doktor Karen Browning. Nie wiem, czy była pani u innych psychologów, ale tu, w Instytucie Cecila Baxtera, zależy nam, żeby pacjenci czuli się swobodnie. Dlatego proszę mi mówić Karen. Choć jeśli woli pani nie zwracać się do mnie po imieniu, zrozumiem. Ja wolałabym mówić do pani po imieniu, ale jeżeli to pani nie odpowiada, mogę zwracać się do pani „panno” albo „pani Hamilton”.
Posłała Jessice szeroki uśmiech z nadzieją, że kobieta się odpręży. Współczuła wszystkim swoim pacjentom; rozumiała, jak trudne są pierwsze wizyty, kiedy muszą opowiadać o swoich lękach i wadach komuś, kto słucha ich wyłącznie dlatego, że mu za to płacą. Z tego właśnie powodu starała się być tak przystępna, jak to tylko możliwe; w przeciwieństwie do niektórych kolegów po fachu, nie przychodziła do pracy w drogich, markowych ubraniach, nie upinała włosów w ciasny kok i nie nosiła brylantów wielkości jajka – choć to ostatnie nie z własnego wyboru.
Jessica skwitowała tę standardową gadkę skinieniem głowy, jak gdyby usłyszała głęboką myśl, ale nie odpowiedziała, jak Karen ma się do niej zwracać.
– Podać ci coś do picia?
Niemal niezauważalnie pokręciła głową. Karen wstała, nalała sobie szklankę wody ze stojącego w kącie dystrybutora i wróciła na fotel. Był celowo niższy od kanapy, by dać pacjentom poczucie kontroli, którego brakowało im poza tym gabinetem.
– Dobrze. Widzę, że powodem twojej wizyty są napięciowe bóle głowy. Opowiesz mi o nich?
Jessica patrzyła jej prosto w oczy – do czego Karen nie była przyzwyczajona, przynajmniej podczas pierwszej sesji. Gabinet był skąpo umeblowany, by nic nie odwracało uwagi pacjentów – oprócz kanapy i biurka były tu dwa niskie regały na książki, jedna fotografia i duży obraz przedstawiający molo na tle turkusowej wody, żadnych bibelotów – mimo to zawsze skupiali na czymś wzrok. Ale nie Jessica Hamilton.
– Nie naprawi mnie pani.
Buta w jej głosie tak bardzo kłóciła się z jej aparycją, że uderzyła Karen mocniej niż słowa, których Jessica użyła. Była już jednak tysiące razy zszokowana wyznaniami pacjentów i potrafiła jak nikt maskować swoje reakcje. Przyjęła tę uwagę bez zmrużenia oka, a jej twarz pozostała beznamiętna niczym maska.
– Myślisz, że tym się będziemy zajmować, Jessico? Że będę próbowała cię naprawić?
– Czy nie tym właśnie się pani zajmuje, doktor Browning? Naprawianiem szaleńców, żeby ich życie było równie idealne jak pani własne? – Jessica nawet na chwilę nie odwróciła wzroku. Oczy miała niebieskie, zbyt ciemne, by uznać je za niezwykłe, upstrzone plamkami brązu, które jeszcze bardziej pogłębiały efekt. Nijakie jak wszystko w niej.
– Nie, nie tym się zajmuję. Jestem tu, żeby cię wysłuchać i pomóc dojść do ładu z tym, co się dzieje.
– Słuchanie i pomaganie nie brzmi zbyt proaktywnie. Dlaczego ludzie płacą pani tyle pieniędzy, żeby się wygadać? Co jest w pani takiego wyjątkowego?
Pacjenci bywają rozgoryczeni i konfrontacyjni, tłumaczyła sobie Karen. Nie chciała, by złość pobrzmiewająca w głosie dziewczyny dotknęła ją na poziomie osobistym. Niektórzy w trakcie sesji wściekali się na życie, inni wyładowywali frustrację na psychologach. Pod tym względem Jessica Hamilton niczym się od nich nie różniła. A jednak było w niej coś innego.
– Często łatwiej podzielić się problemami z zupełnie obcą osobą. Dzięki temu ludzie nie czują się oceniani i mogą dać wyraz swoim frustracjom. Nie jestem tu, żeby cię oceniać, Jessico, ani po to, żeby cię naprawiać. Nie traktujemy ludzi jak zepsutych rzeczy i nie próbujemy przywrócić ich do stanu używalności. Jeśli chcesz ze mną porozmawiać, chętnie cię wysłucham i spróbuję zrozumieć, co dzieje się w twoim życiu. Jest coś, od czego chciałabyś zacząć?
Zobaczyła, że pacjentka przetwarza jej słowa, i niemal poczuła jej rozczarowanie, gdy Jessica uświadomiła sobie, że ona nie da się sprowokować. Karen zastanawiała się, czego ta kobieta spodziewa się po terapii i dlaczego zdecydowała się na nią, skoro ma tak negatywne zdanie o zawodzie psychologa.
– Uprawiam seks z żonatym mężczyzną.
Jeśli pierwsze słowa były swoistym wyzwaniem, te miały wywołać szok. Karen robiła w myślach notatki. Pacjentka próbuje szokować, żebym zaczęła ją oceniać. Prawdopodobnie chce zminimalizować poczucie winy. Jeśli tak, będzie musiała się bardziej postarać, bo ona słyszała już wiele dużo gorszych wyznań.
– Tylko o to chodzi? O seks? Inni powiedzieliby, że „z kimś sypiają” albo że „mają romans”.
Twarz Jessiki była pozbawiona wyrazu, nieodgadniona.
– Nie kocham go. To nie ma sensu. Nie jestem głupią gówniarą, która myśli, że dla niej porzuci żonę.
Pacjentka posługuje się zaprzeczeniem jako mechanizmem obronnym, by nie przyznawać się do swoich uczuć. Symptomy innego problemu?
– Zaczniesz od początku i opowiesz mi, jak się poznaliście?
Bycie psychologiem to ciężki kawałek chleba, lecz Karen nigdy nie chciała być nikim innym i przez wszystkie lata pracy w zawodzie ani razu nie żałowała swojego wyboru. Pacjentów traktowała jak ranne ptaki: żadnych gwałtownych ruchów, neutralny głos, słuchaj i prowadź, ale nie dyryguj. Czasem wystarczyło jedno niewłaściwe słowo, i pacjent próbował uciec, widząc w niej nie wybawcę, lecz porywacza. Bywało, że na początku traktowali ją jak wroga – zwłaszcza gdy decydowali się na terapię nie z własnej woli.
Jessica zignorowała pytanie i oparłszy łokcie na udach, pochyliła się do przodu, by zmniejszyć odległość dzielącą ją od Karen.
– Co, pani zdaniem, decyduje o tym, czy ludzie są dobrzy, czy źli? – zapytała głosem tak cichym, że Karen musiała się nachylić, żeby ją usłyszeć. – To, co myślą? Czy kiedy zaczynają robić rzeczy, o których do tej pory tylko myśleli? Brak zasad? Empatii?
– Niepokoją cię twoje myśli?
Pogardliwy uśmieszek na twarzy Jessiki sprawił, że jej twarz nagle wydała się Karen nieatrakcyjna.
– Niezupełnie. Nie odpowiedziała pani na moje pytanie.
– To skomplikowane pytanie, Jessico, i nie wiem, czy jestem na tyle kompetentna, by na nie odpowiadać. Ale jeśli niepokoją cię twoje myśli i przyszłaś tu, by się z nimi uporać, powiedziałabym, że wynikają one z sytuacji, w jakiej się znalazłaś, a nie z zaburzeń kognitywnych.
– Zawsze posługuje się pani takim podręcznikowym językiem?
– Przepraszam…
– I zawsze pani tyle przeprasza?
– Ja…
– Dobrze. Co mówi Freud o nieumyślnym krzywdzeniu ludzi?
Na nitce napięcia, którą Karen czuła w piersi, zawiązał się supeł. Rzadko traciła kontrolę nad sesją, a teraz miała wrażenie, że rozmowa przynosi skutki odwrotne do zamierzonych.
– Skrzywdziłaś kogoś przez przypadek?
– Kto mówi, że miałam na myśli siebie?
Ręka Karen zadrżała niemal niezauważalnie i zastanowiło ją, czy Jessica zauważyła jej zakłopotanie. Nie mogła oczekiwać takiej reakcji, a jednak widmowy uśmiech, który przemknął po twarzy pacjentki, sugerował, że tak właśnie było.
– Przypadek to przypadek, Jessico. To, w jaki sposób radzimy sobie z efektami ubocznymi naszych czynów, często zależy od naszego charakteru.
– Mój ojciec zabawnie reagował na wypadki. Nie na te drobne, kiedy ktoś się potknie, ale na te poważne, do których dochodzi, bo na chwilę tracimy czujność. Twierdził, że nic w życiu nie dzieje się przypadkiem i że wypadki nie zdarzają się tak po prostu. Mówił, że w ten sposób podświadomie uzewnętrzniamy nasze prawdziwe uczucia. Myśli pani, że to ma sens, doktor Browning?
Napięcie zacisnęło się wokół nich niczym lina. Niewinne z pozoru pytanie niosło z sobą ukryte znaczenia. Karen nie odpowiedziała.
– Myślę, że polubiłaby pani mojego ojca.
Karen próbowała ułożyć splątane myśli w spójne zdania. Słowa klucze – ojciec, podświadomość – rodziły kolejne pytania, a ona starała się je wyartykułować. Zanim jednak zdążyła cokolwiek powiedzieć, Jessica zaczęła opowiadać:
– To była gala charytatywna. – Utkwiła wzrok w naderwanej skórce wokół kciuka. Widok skórki skojarzył się Karen z zaburzeniami lękowymi. Paznokcie miała krótkie i nierówne – bardziej obgryzione niż spiłowane – i niepomalowane.
Dopiero po chwili uświadomiła sobie, że pacjentka odpowiada na pierwsze pytanie. Maska, w której weszła do gabinetu, wróciła na miejsce. Karen odzyskała chłodny profesjonalizm i kontynuowała sesję, jakby ostatnich kilku minut w ogóle nie było.
– Jesteś zaangażowana w działalność charytatywną? – spytała.
– Niezupełnie. Ktoś, kogo znam, miał wolny bilet. Gość stał przy barze i wyglądał na równie znudzonego jak ja. Zażartował, że zapłaci mi za to, żebym z nim została, a ja powiedziałam mu, że nie jestem prostytutką. Speszył się i zaczął się tłumaczyć, że nie to miał na myśli; martwił się, że mnie obraził. Wtedy zauważyłam, jaki jest przystojny.
Jessica podniosła wzrok i uśmiechnęła się na to wspomnienie. Nie był to ten sam kpiarski uśmieszek, który wykrzywił jej twarz minutę wcześniej, ale szczery, ciepły uśmiech. Nie rozjaśnił jej twarzy, jak to czasami bywa z uśmiechami, ale jeszcze bardziej podkreślił jej przeciętność. Karen świadoma tego, że wygląd zewnętrzny ma wpływ na to, jak traktują nas ludzie, była w stanie wyobrazić sobie entuzjazm dziewczyny, która przyciągnęła uwagę przystojnego mężczyzny.
– Był miły, nie taki arogancki i pewny siebie jak niektórzy przystojniacy.
– Takie masz doświadczenie z mężczyznami?
Pacjentka nie odpowiedziała, zupełnie jakby nie usłyszała pytania. W najdrobniejszych szczegółach opisywała wieczór, kiedy poznała swojego żonatego kochanka, żarty, które opowiadał, i to, jak jego ręka ocierała się o jej satynową sukienkę za każdym razem, gdy się śmiała. Z czasem mowa jej ciała uległa zmianie i Jessica na powrót przyjęła obronną postawę, jakby broniła się przed czymś, co wywoływało negatywne uczucia.
Typowe oznaki dysonansu poznawczego.
– Co się wydarzyło, kiedy gala dobiegła końca?
Jessica skrzyżowała ramiona na piersi. Wspomnienie sprawia, że pacjentka czuje się niezręcznie.
– Poszliśmy do hotelu i pieprzyliśmy się.
– Co wtedy czułaś?
Karen wiedziała, że to cholernie kiepski, oklepany frazes. Niemal wzdrygała się za każdym razem, gdy musiała wypowiedzieć te słowa na głos. Ona i jej przyjaciółki żartowały nawet z tego. Przez pierwszy rok po tym, jak oznajmiła, że chce zostać psychologiem, jej najlepsza przyjaciółka Bea przy każdej nadarzającej się okazji pytała ją: „Co wtedy czułaś?”. Ale czasami – dość często – trzeba zadać to pytanie. Od tego była: żeby odkryć, co pacjent sądzi o tym, co jej mówi. W wielu przypadkach byli tak zagubieni we własnych historiach, że nie zauważali nawet banalności, zupełnie jakby się jej spodziewali.
Jessica uniosła brwi, jak gdyby nie mogła uwierzyć, że Karen już na tym etapie zadała to pytanie.
– Nie miałam orgazmu, jeśli o to chodzi. Było dobrze, może trochę za szybko i mało romantycznie… taka miłość od pierwszego pieprzenia… ale było w porządku.
Pacjentka używa zabawnego, szokującego języka, żeby odwrócić uwagę od kwestii uczuć. Karen nie znosiła wulgaryzmów; sprawiały, że czuła się skrępowana i robiła się niespokojna. Problem pochodził z czasów, kiedy chodziła do szkoły. Była świętoszkowatą prymuską i bała się przeklinać, podczas gdy inne dzieci nagminnie używały ordynarnych słów. A może wszystko zaczęło się jeszcze wcześniej. Dużo, dużo wcześniej.
– Za drugim razem było lepiej. A zaraz potem był trzeci i czwarty. Teraz spotykamy się na okrągło, poza weekendami. On nie musi siedzieć w biurze i praktycznie mieszka u mnie.
– Nie boisz się, że jego żona może się dowiedzieć?
Jessica nachmurzyła się.
– Przez jakiś czas myślałam o tym. Czekałam na telefon albo wyobrażałam sobie, że stanie w drzwiach i powie: „Wiem, co robisz. Wiem, co zrobiłaś”. Ale ona jest tak zajęta wychowywaniem dzieci, że moglibyśmy się pieprzyć na tylnym siedzeniu samochodu, który prowadzi, a i tak niczego by nie zauważyła. Nawet nie obchodzi jej, co on robi.
– On tak mówi?
– Nie musi tego mówić, to oczywiste. Ona nie ma dla niego czasu.
– W przeciwieństwie do ciebie.
Jessica rzuciła jej gniewne spojrzenie.
– Co za różnica? Nie chcę, żeby ją zostawił. Po prostu nie rozumiem, jak może nie wiedzieć, co się dzieje z jej mężem. – Znowu wbiła wzrok w paznokcie i dodała ściszonym głosem: – Dużo o tym myślę.
A więc to tak. Dotarły do kolejnego podłoża problemu dużo wcześniej, niż Karen się spodziewała. To dlatego Jessica zdecydowała się na wizytę i jeśli Karen zacznie teraz naciskać, zniweczy wszystko, co udało im się wypracować przez czterdzieści pięć minut. Próbowała się pocieszać, że to tylko dziewczyna, która wplątała się w pewną sytuację i teraz toczy wewnętrzną walkę. Cały ten bunt od początku sesji i wrażenie, że Jessica przyszła tu, żeby rzucić jej wyzwanie… wszystko to wynikało z problemów pacjentki, które objawiały się w jej niewinnych pytaniach na temat życia. Karen była tego niemal pewna.
– O jego żonie… – Nachylona w stronę Jessiki, mówiła wolno i spokojnie.
Dziewczyna odpowiedziała skinieniem głowy. Wciąż na nią nie patrzyła, ale przestała się dąsać.
– Jak mogła pozwolić, żeby ją tak traktowano? Czy wie o wszystkim, ale jej to nie obchodzi? Czy po prostu jest taka głupia, że nie widzi, co on robi? Kupił drugi telefon, żeby móc się ze mną kontaktować. Ona zajmuje się finansami, ale on ma własne konto, o którym ona nie wie. Żeby mąż musiał robić coś takiego! Jego żona jest suką, która musi mieć wszystko pod kontrolą, i tylko w ten sposób on może mieć własne pieniądze.
Żeby móc spać z innymi kobietami.
– Zrobiłam kilka rzeczy… takich małych, zupełnie bez znaczenia… Pozmieniałam coś w jej kalendarzu, przez co nie poszła na parę spotkań. Dobrze się czułam, wiedząc, że kontroluję sytuację.
– Byłaś w jej domu?
– Tak.
Karen czuła, że niepokój, który narastał przez ostatnie pół godziny, zaczyna ją przytłaczać.
– Jessico, muszę cię, niestety, o to spytać. To mój obowiązek jako psychoterapeuty i czułabym się źle, gdybym tego nie zrobiła. Rozumiesz?
Dziewczyna przytaknęła.
– Czy myślisz, że twoje zachowania mogą się nasilić? Czy twoje myśli związane z tą kobietą mogą doprowadzić do czynów, których nie będziesz w stanie kontrolować?
– Nie. – Powoli pokręciła głową. – Do niczego nie dojdzie. Czuję do niej wstręt i nienawidzę jej, ale nie jestem złym człowiekiem (...)

***

KAŻDA PRZYJAŹŃ MA SWOJE TAJEMNICE.

Nawet ta, która od lat łączy Karen, Beę i Eleanor. Chociaż zawsze mogły na siebie liczyć, każda z nich ma niezamknięte sprawy z przeszłości. I pozornie idealne życie, które mimo to udało im się zbudować. 
Wszystko jednak zaczyna się sypać, kiedy do drzwi doktor Karen Browning puka nowa pacjentka, Jessica Hamilton. I kiedy z jej ust padają słowa: 
Nie naprawi mnie pani. 
Skoro Jessica nie chce się wyleczyć, po co tak naprawdę przyszła? I skąd wie o Karen i jej najbliższych to, co wydaje się wiedzieć? 
Wkrótce życie Karen, Bei i Eleanor zamienia się w koszmar. Nagle trzy silne kobiety stają się osaczone i bezbronne. A demony, o których przez lata starały się nie pamiętać, atakują z najbardziej nieoczekiwanej strony. 
Dokąd doprowadzi gra, w którą zostały zmuszone zagrać? I kto rozdaje karty?







Autor: Sabina Bauman - klik zdjęcie
Copyright © 2014 Mniej niż 0 - Mini Recenzje , Blogger