"A DZIŚ ŻEM SE CZYTŁA/LUKŁA..."

CZYTAJ ZA DARMO!

Statystyki

SZUKAŁKA

Shining Rock Blake Crouch

W "Shining Rock", podczas wyprawy w góry Karoliny Północnej, starsza para spotyka dziwnego mężczyznę. 
Początkowo wszystko jest ok, ale wraz z rozwojem akcji okazuje się, się sytuacja staje się co najmniej creepy...

Taka wysoka ocena nie za treść (choć jest świetna), nie za historię (Choć też jest świetna), ale za jedno zdanie, które jest MISTRZOSTWEM suspensu - ale bez spojlerów!

Krótko (za krótko) i treściwie, z nieoczekiwanymi zwrotami akcji! 

Polecam:)

MOJA OCENA: 9/10

PRZECZYTAJ FRAGMENT!

Shining Rock

Już od ponad dziesięciu lat jeździli w południowe Appalachy –zawsze w pierwszym tygodniu sierpnia, żeby uciec przed żarem lejącym się z nieba w połowie lata na Środkowym Zachodzie. Jeszcze w zeszłym roku wybrali się tam całą rodziną: Roger, Sue, Jennifer i Michelle, ale obecnie bliźniaczki były na drugim roku studiów w college’u w Iowa. Zaabsorbowane chłopcami oraz wizją studiów podyplomowych i letnich staży zaczęły powoli opuszczać pole grawitacyjne rodziców i wchodzić na własne orbity. Tak więc po raz pierwszy w historii Roger i Sue sami ruszyli na południe range roverem wypełnionym po brzegi sprzętem turystycznym. Przejechali przez stany Indiana, Kentucky, północno-wschodni skraj Tennessee, aż w końcu dotarli na wyżyny Karoliny Północnej.
Noc spędzili w zajeździe Grove Park w Asheville, zjadłszy uprzednio kolację w mieszczącej się w nim restauracji Sunset Terrace, skąd obserwowali, jak światła w centrum miasta roztapiają się stopniowo w wilgotnym mroku. O brzasku ruszyli na południe prowadzącą prosto do parku krajobrazowego Pisgah drogą Blue Ridge Parkway, która wiła się przez zielone lasy i doliny, mijając wilgotne od wody, lśniące w porannym słońcu skały. Potem szosa zaczęła się wznosić, a im zaczęły zatykać się uszy; żadne z nich nie wspomniało jednak o pustce, która panowała w samochodzie.
Późnym rankiem byli już objuczeni plecakami, wysmarowani kremem przeciwsłonecznym i przeklinali siarczyście, wspinając się po morderczym szlaku Old Butt w parku o nazwie Shining Rock Wilderness. Roger pozwolił Sue prowadzić, dzięki czemu mógł cieszyć oko widokiem jej lśniących od potu umięśnionych ud i łydek, które zdążyły się już zaróżowić w promieniach górskiego słońca. Przez cały czas wyobrażał sobie, że lada chwila dobiegnie go odgłos stóp, i co półtora kilometra obracał się, jakby oczekiwał, że jego oczom ukażą się Jennifer i Michelle zamykające pochód.
Wczesnym popołudniem wspięli się na Chestnut Ridge, skąd dostrzegli, że niebo na zachodzie wygląda, jak gdyby toczyła je choroba– w ich kierunku sunęły czarne chmury, a w powietrzu czuć było stęchliznę zwiastującą nadejście deszczu. Wyciągnęli z plecaków płaszcze przeciwdeszczowe i ochraniacze na plecaki. Siedzieli przytuleni do siebie w zagajniku rododendronów, a nad nimi szalała burza, od której drżała ziemia pod stopami.
Do Shangri-La dotarli kilka godzin przed zmierzchem. Sue nazwała tak ów wyżynny raj podczas ich pierwszej wędrówki trzynaście lat temu, gdy natknęli się nań, wszedłszy przypadkiem na niewłaściwy szlak. Na mapach pokryta trawą łąką rozciągająca się na wysokości półtora kilometra nad poziomem morza, tuż poniżej wystających ze zbocza góry Shining Rock mikowych występów, figurowała jako Beech Spring Gap. Nawet w najgorętsze letnie popołudnia temperatura rzadko przekraczała tam dwadzieścia kilka stopni. Noce zawsze były chłodne i często bezchmurne, dzięki czemu można było dostrzec światła Asheville mrugające sześćdziesiąt pięć kilometrów na północ. Najlepsze było jednak to, że mało kto zaglądał na przełęcz Beech Spring. Cztery lata wcześniej spędzili tu cały tydzień i  nie widzieli żywej duszy.
O 8:30 leżeli już w śpiworach, słuchając delikatnego bębnienia deszczu o płótno namiotu.
Dobranoc, dziewczynki, powiedział w myśli Roger. Tego wieczoru bez trudu przyjdzie mu zasnąć. Będzie to wręcz zbyt łatwe. Kiedyś długo w noc nasłuchiwał śmiechu i rozmów bliźniaczek. Ich namiot powinien znajdować się kilkanaście metrów dalej, na osobnej polance, a on dałby wszystko, żeby z mroku dobiegały go ich głosy.
Kolejne dwa dni były jak swoje lustrzane odbicia. Ciepłe, słoneczne poranki. Popołudniowe burze. Chłodne, przejrzyste wieczory.
Roger i Sue spędzali czas, wylegując się na trawie, czytając książki, gapiąc się w chmury i puszczając latawiec z czubka znajdującej się nieopodal góry. Poczucie pustki zaczynało ustępować i nawet się trochę pośmiali.
Czwartego dnia pobytu w parku Shining Rock, gdy zbliżał się wieczór i robiło się chłodniej, a światło słoneczne zaczęło blednąć, Roger zasugerował, aby Sue przeszła się z książką po łące i poszukała miejsca, gdzie będzie mogła poczytać z pół godziny, zanim zapadnie zmrok.
– Czemu chcesz się mnie nagle pozbyć? – spytała. – Coś kombinujesz?
Kiedy czterdzieści minut później Sue wróciła ze spaceru, na trawie nieopodal namiotu leżał rozłożony koc w czerwono-białą kratę. Roger otwierał właśnie butelkę wina, a na talerzach parował makaron. Do tego bagietka, kawałek sera gruyère, a nawet dwa kryształowe kieliszki i dwa mosiężne świeczniki. Płomienie świec lśniły nieruchomo w wieczornej ciszy.
– Wszystko to przytargałeś z domu? – spytała Sue. – To dlatego miałeś taki ciężki plecak.
– Dobrze, że kryształy nie pękły, gdy klapnąłem na tyłek podczas wspinaczki na Old Butt.
Roger wstał, podsunął Sue ramię i pomógł jej usadowić się na kocu.
– Winka?
– O, tak. Skarbie, to niesamowite.
Roger nie był pewny, czy chodzi o wysokość, na jakiej się znajdowali, czy o uroki spożywania jedzenia, które nie zostało poddane liofilizacji, ale od lat nie miał w ustach niczego równie pysznego jak ten makaron z sosem pomidorowym, pieczywo i ser. Wkrótce potem odczuł efekty działania wina i patrząc na góry przez mgiełkę upojenia alkoholowego, obserwował, jak światło gęstnieje, a położone setki metrów niżej lasy brązowieją. Po raz pierwszy od dawna czuł, że wszystko jest na swoim miejscu i Sue też musiała to poczuć, bo powiedziała:
– Ależ spokój od ciebie bije, Roge.
Było tak cicho, że słyszał pomruk rzeki płynącej przez wąwóz.
Sue odstawiła talerz na bok i przysunęła się do niego.
– Chodzi o dziewczynki? – spytała. – To cię tak męczy?
Otoczył ją ramieniem i przyciągnął do siebie.
– Skupmy się na chwili obecnej – powiedział. – W tym momencie jestem szczęśliwy i…
– Dobry wieczór.
Roger zdjął rękę z pleców żony i przekręcił się na kocu, żeby zobaczyć, kto stoi za nimi.
Uśmiechał się do nich krępy mężczyzna o falistych siwych włosach i białym zaroście, z lustrzanymi okularami przeciwsłonecznymi na nosie. Miał na sobie pozdzierane buty do chodzenia po górach, obcisłe niebieskie szorty oraz postrzępioną szarą kamizelkę, której kieszenie wypchane były przydatnym sprzętem. Jego pierś pokrywały białe włoski, a mocno opalona skóra upstrzona była piegami. Roger ocenił, że mężczyzna jest od niego jakieś dziesięć lat starszy.
– Mam nadzieję, że nie przeszkadzam. Rozbiłem się między rododendronami i spacerowałem właśnie po łące, gdy zauważyłem państwa namiot. Fiu, fiu, kryształowe kieliszki. Poszliście państwo na całość.
– Właśnie skończyliśmy jeść – powiedziała Sue – ale trochę nam zostało, jeśli…
– Nie, nie, moja kolacja właśnie się gotuje. Ale może mielibyście państwo ochotę zagrać później w karty?
– Będzie nam bardzo miło – oznajmiła Sue.

– W takim razie wrócę za dwie godziny. Przy okazji, mam na imię Donald.

***
Jedni poświęcą życie, żeby odkryć prawdę, drudzy poświęcą innych, żeby ją ukryć. A co zrobiłbyś Ty?







Autor: Sabina Bauman - klik zdjęcie
Copyright © 2014 Mniej niż 0 - Mini Recenzje , Blogger