"A DZIŚ ŻEM SE CZYTŁA/LUKŁA..."

CZYTAJ ZA DARMO!

Statystyki

SZUKAŁKA

Paskuda & Co Magdalena Kozak

Jakież niekonwencjonalne przerobienie konwencjonalnej baśni:)
Super pomysł, czyta się z nieustającym uśmiechem na twarzy. 
Polecam - narracja bardzo dobra;)

Rewelacyjne rysunki:)

MOJA OCENA: 7/10


PRZECZYTAJ FRAGMENT!

Księżniczka siedziała na parapecie wąskiego okna Wieży. Znudzonym wzrokiem wodziła po doskonale znanym krajobrazie. Wciąż te same pola, lasy i smętne bajora z topniejącego śniegu. Dzisiaj słoneczko przygrzewało już nieco mocniej, jakby właśnie się dowiedziało, że najwyższy czas na przedwiośnie, i postanowiło nadrobić wszystkie poprzednie zaniedbania. 
Księżniczka ziewnęła. Poprawiła tradycyjny hennin w kształcie wysokiego stożka z ciągnącym się niemiłosiernie muślinowym welonem, który zawsze o wszystko zawadzał i darł się przy byle okazji. 
– Pomocy, pomocy – obwieściła beznamiętnym tonem, bardziej z poczucia obowiązku niż rzeczywistej nadziei na wsparcie. – Ratunku. 
– Cicho tam – powiedział Strażnik, również trzymając się obowiązującej konwencji. 
Siedział po turecku na wyliniałej trawie pod Wieżą, wystawiając twarz na ożywcze promienie słońca. Położył włócznię na skrzyżowanych kolanach, oparł się rękami o rozmiękłą ziemię. W zębach zgryzał jakieś źdźbło niewiadomego pochodzenia. 
Księżniczka wychyliła się z okna i z bezbłędnym wyczuciem napluła mu na sam środek hełmu. 
– A masz – stwierdziła. – Kacie, oprawco. 
Strażnik nie przejął się tym hańbiącym czynem ani odrobinę. 
– Eee tam. Wielkie mi co. Jak mi hełm zardzewieje, Książę Pan kupi mi nowy. Nie masz co się wysilać. 
Westchnęli oboje. Rzeczywiście, w ogóle nie było się po co wysilać. 
Powiało tradycyjnym wczesnowiosennym chłodem. Strażnik wstał, przeciągnął się. Podszedł do Wieży, otworzył małe, kamienne drzwiczki i zniknął we wnętrzu ciemnej izdebki. 
Księżniczka westchnęła raz jeszcze, zrezygnowana. Rozejrzała się po zastygłej w bezruchu okolicy. Nic się nie działo, absolutnie nic. 
Po chwili Strażnik wyszedł, opatulony grubym kocem. Popatrzyła na niego z zazdrością. Takiemu to dobrze, koc fajna rzecz... Też by się tak zawinęła, ale jej nie wypadało. Wiało w tej Wieży jak cholera, a ona nic, tylko te muśliny i batysty, musi być przecież zwiewna i powiewna. Pociągnęła nosem. No tak, kolejny katar. 
Strażnik zapatrzył się gdzieś w pole. 
– Oo... – powiedział sennie. – Znowu jedzie. Jakieś coś. 
Księżniczka wbiła wzrok w dal. Dostrzegła mikroskopijną kropkę na horyzoncie. 
– Aha – potwierdziła. – Ale może to nie do mnie... – pocieszyła się złudnie. 
– Daj spokój – zrugał ją Strażnik. – Ile chcesz tu siedzieć, co? Lata lecą, a ty ciągle w tej Wieży. Inne w twoim wieku to już mają mężów i dzieci, i w ogóle... Stroją się, na bale chodzą... – podpuszczał ją sprytnie. 
Ziewnęła. 
– I dzień w dzień muszą uśmiechać się do jakiegoś palanta, kłaniać mu się w pas i mówić: o tak, panie mężu – rzuciła z pogardą. – Brrrr... Nie dla mnie. 
– Jasne – powiedział zgryźliwie Strażnik. – Siedź tu sobie, siedź. Pewnie ci się wydaje, że ta placówka jest szczytem również moich marzeń. 
– Obchodzą mnie twoje marzenia... – zadrwiła ostentacyjnie. 
Nie odpowiedział. 
Kropka rosła, zbliżając się, ujawniała szczegóły swojej tożsamości. Bez wątpienia Rycerz na koniu. Księżniczka popatrzyła z dezaprobatą. Przeszła na drugą stronę Wieży, tę od jeziora. 
– Te, Paskuda – zawołała głośno, wychyliwszy się przez okno. – Rycerz jedzie. 
Nic się nie stało. 
– Paskuda! – powtórzyła Księżniczka. – Wstawaj! Micha! Podano do stołu! 
Woda zabulgotała. Z gwałtownym plaśnięciem z głębiny wynurzyło się olbrzymie, zaspane oko, na wpół przykryte zieloną, chropowatą powieką. Załypało niepewnie, po czym jakby oprzytomniało nieco. Podążyło w górę, wyłaniając się z wody razem z drugim okiem i resztą potwornego pyska. 
– Mniam? – zapytała Paskuda nieufnie. 
– Tak, mniam – westchnęła Księżniczka. – Znowu przywlokło jakiegoś łowcę przygód... 
– Mniam! – zgodziła się z nagłym entuzjazmem Paskuda. 
Wstała powoli, przeciągając się wśród ogłuszającego szumu przelewającej się wody. Ogromne, zielone, kostropate cielsko zachrzęściło, zazgrzytało. Paskuda z wyraźną przyjemnością rozłożyła błoniaste, podobne do nietoperzych skrzydła i spojrzała prosto w przedwiosenne słońce. 
– Schowaj się, głupia! – ofuknęła ją Księżniczka. – Jak cię teraz zobaczy, spierniczy, zanim zdąży zrozumieć, co widział. I na tym będzie koniec, po obiedzie, zero mniam, kapujesz? 
Paskuda obrzuciła ją złym spojrzeniem, zanurzyła się jednak posłusznie (...)

***

Za górami, za lasami, w niedostępnej krainie król srogi córę swą nadobną w brylantowej wieży z kości słoniowej uwięzić kazał. Niezwyciężonego rycerza, o czarnym sercu, dla ochrony przed chmarą zalotników jej przydał i smoka srogiego przy wieży ulokował. Jednak piękny i mężny królewicz niczego się nie uląkł...


Tyle można przeczytać w oficjalnych kronikach, ale wiemy przecież kto płaci kronikarzom.
Naprawdę było tak:

Król, owszem srogi, córa... o całkiem miłej aparycji, wieża – średni standard niedofinansowanego dewelopera, niezbyt kwalifikowany strażnik, a smok... A smok był faktycznie srogi. I paskudny…

Dowcipne i pełne ciepła opowieści o Księżniczce, Strażniku i smoku, którzy – skazani na swoje towarzystwo – muszą odkryć siebie i innych na nowo. O rodzącej się solidarności, przyjaźni i, oczywiście, miłości.






Autor: Sabina Bauman - klik zdjęcie
Copyright © 2014 Mniej niż 0 - Mini Recenzje , Blogger