"A DZIŚ ŻEM SE CZYTŁA/LUKŁA..."

CZYTAJ ZA DARMO!

Statystyki

SZUKAŁKA

Klub Dumas Arturo Pérez-Reverte

"Nagły błysk flesza rzucił na ścianę salonu cień trupa. Zwłoki wisiały nieruchomo pod lampą na środku pokoju. W miarę jak fotograf je okrążał, co chwila zwalniając migawkę aparatu, cień kładł się na obrazach, gablotach z porcelaną, regałach z książkami i rozsuniętych zasłonach ukazujących wielkie okna, za którymi padał deszcz."

Głównym bohaterem jest Lucas Corso, specjalista od starych książek. Dostaje on zlecenie od bogatego Varo Borjy, aby odszukał dla niego i porównał trzy egzemplarze tajemniczej księgi o przywoływaniu Szatana.
Corso, chcąc zarobić, wyrusza do właścicieli dwóch pozostałych egzemplarzy. Po drodze na jego życie nastaje pewien mężczyzna, którego Corso w myślach przezywa Rochefortem - postacią z Trzech muszkieterów Dumasa. Wkrótce pojawia się również złowroga Milady. Rzeczywistość, historia z Trzech muszkieterów i tajemnica szatańskiej księgi Dziewięcioro Wrót do Królestwa Cieni zaczynają się przeplatać, a Corso nawet nie zdaje sobie sprawy, że odgrywa w tym wszystkim ściśle zaplanowaną rolę.

Przyznam, że ekranizacja bardziej mi się podobała, przez wzgląd na to, że było w niej więcej grozy.
Książka, jeśli już przyzwyczaicie się do narracji, jest bogatsza, ale trudniejsza.
Jednakże... zawsze warto NAJPIERW czytnąć, potem looknąć:)

MOJA OCENA: 8/10


PRZECZYTAJ FRAGMENT!

I. Wino andegaweńskie

Winniśmy uprzedzić czytelnika,że będzie świadkiem scen przerażających.
(E. Sue, Tajemnice Paryża)
Nazywam się Boris Balkan. Przełożyłem kiedyś Pustelnię parmeńską. Poza tym moje artykuły krytyczne i recenzje ukazują się w przeglądach i dodatkach literackich w połowie Europy. Jestem organizatorem wykładów o literaturze współczesnej na różnych letnich uniwersytetach, opublikowałem też kilka książek na temat dziewiętnastowiecznej powieści popularnej. Obawiam się, że to nic specjalnego. Zwłaszcza w dzisiejszych czasach, gdy popełnia się samobójstwa upozorowane na zabójstwo, powieści pisze lekarz nazwiskiem Roger Ackroyd, a stanowczo zbyt wielu ludzi wydaje dwustustronicowe opisy własnych wstrząsających przeżyć, doznanych podczas przeglądania się w lustrze.
Wróćmy jednak do naszej historii.
Lucasa Corsa poznałem, gdy odwiedził mnie z Winem andegaweńskim pod pachą. Corso był najemnikiem bibliofilstwa, łowcą książek na cudzy koszt. Łączy się to z brudnymi paluchami, gładką mową, dobrym refleksem, cierpliwością i sporym szczęściem. A także z nieprawdopodobną pamięcią, pozwalającą przypomnieć sobie, w jakim to zakurzonym zakamarku jednego z tysięcy antykwariatów drzemie właśnie ten egzemplarz, za który inni gotowi są zapłacić fortunę. Jego klientela nie była liczna, za to doborowa: dwudziestu paru księgarzy z Mediolanu, Paryża, Londynu, Barcelony czy Lozanny – takich, co sprzedają tylko pozycje odnotowane w katalogach, inwestują w rzeczy sprawdzone i pewne i nigdy nie obracają naraz większą liczbą tytułów niż jakieś pół setki. Prawdziwi arystokraci starodruków, dla których pergamin w miejsce welinu lub szerszy o trzy centymetry margines może oznaczać tysiące dolarów. Szakale z galaktyki Gutenberga, piranie buszujące na targach antykwarycznych, pijawki aukcyjne, gotowe sprzedać własną matkę za pierwsze wydanie. Sami jednak sadzają swych klientów na skórzanej sofie w salonie z widokiem na katedrę Il Duomo lub Jezioro Bodeńskie – a ręce i sumienia mają zawsze czyste. Dlatego istnieją tacy jak Corso.
Zdjął z ramienia brezentową torbę, położył ją na podłodze u stóp obutych w niezbyt czyste oxfordy, po czym zawiesił wzrok na oprawionym portrecie Rafaela Sabatiniego, stojącym na biurku w moim gabinecie obok wiecznego pióra, którym zazwyczaj poprawiam artykuły i wstępne wydruki. Zrobiło mi się przyjemnie, goście bowiem rzadko poświęcają mu choćby odrobinę uwagi, biorąc go za mojego przodka. Obserwowałem dyskretnie reakcję przybysza i dostrzegłem, że siadając, lekko się uśmiechnął: po chłopięcemu, niczym bajkowy królik przyłapany na środku ulicy. Uśmiechem, który z miejsca zaskarbia bezwarunkową przychylność widowni każdego filmu animowanego. Z czasem miałem się zorientować, że jest też w stanie uśmiechać się jak bezlitosny, wychudły wilk i że potrafi dostosowywać własne gesty do okoliczności. Ale to dużo później. Na razie robił tak korzystne wrażenie, że postanowiłem rzucić hasło i czekać na odzew:
– „Już od urodzenia posiadał dar humoru – zacytowałem, wskazując na portret – i świadomość, że świat jest szalony”[2].
Patrzyłem, jak odwraca głowę, powoli i z wyrazem aprobaty, i poczułem do niego kumoterską sympatię, którą zresztą zachowałem do dziś, pomimo wszystkiego, co się potem zdarzyło. Z jakiejś dobrze zakamuflowanej paczki wyciągnął papierosa bez filtra, równie zmiętoszonego jak jego wysłużony płaszcz i sztruksowe spodnie. Obracał go w palcach i obserwował mnie przez przekrzywione na nosie okularki w stalowej oprawce. Lekko siwiejące już włosy mierzwiły mu się na czole. Drugą dłoń – można byłoby mniemać, że ściska w niej rewolwer – trzymał w czymś, co nie było kieszenią, ale raczej przepastnym dołem rozepchanym od ciągłego taszczenia książek, katalogów, dokumentów i – też dowiedziałem się o tym znacznie później – piersiówki wypełnionej dżinem Bolsa.
– „Było to całe jego dziedzictwo”[3] – bez trudu dokończył cytat, po czym rozparł się w fotelu, ponownie z uśmiechem na ustach. – Aczkolwiek, szczerze mówiąc, wolę Kapitana Blooda.
Wycelowałem w niego wieczne pióro gestem surowego upomnienia:
– A niesłusznie. Scaramouche jest tym dla Sabatiniego, czym Trzej muszkieterowie dla Dumasa – tu skłoniłem się lekko w stronę portretu. – Już od urodzenia posiadał dar humoru… Żadna inna odcinkowa powieść przygodowa nie ma lepszego początku.
– Może i racja – przyznał po chwili i położył na stole teczkę z rękopisem, którego każda kartka spoczywała w oddzielnej kopercie z przezroczystej folii. – Zdumiewający zbieg okoliczności, że wspomniał pan właśnie Dumasa.
Przesunął teczkę w moim kierunku, tak bym mógł czytać bez kłopotu. Wszystkie kartki zapisane były po jednej stronie, po francusku. Papier był dwojakiego rodzaju: biały, nieco pożółkły już ze starości, i bladoniebieski w cieniutką kratkę, po którym też widać było upływ czasu. Każdemu gatunkowi papieru odpowiadało inne pismo, z tym że pismo z kartek niebieskich, kreślone czarnym atramentem, widniało też na kartkach białych pod postacią dopisków i notatek do tekstu oryginalnego, pisanego charakterem drobniejszym i bardziej spiczastym. W sumie kartek było piętnaście, z czego jedenaście niebieskich.
– Ciekawe – podniosłem wzrok na Corsa. Jego spokojne spojrzenie padało to na mnie, to na teczkę. – Skąd pan to ma?
Potarł palcem brew, niewątpliwie zastanawiając się, czy informacja, o którą przyszedł prosić, upoważnia go – a jeśli tak, to w jakim stopniu – do ujawniania takich szczegółów. Wreszcie na ustach pojawił się trzeci uśmiech, uśmiech królika-niewiniątka. Corso był zawodowcem.
– Skądś tam. Klient klienta, wie pan.
– Jasne.
Zamilkł rozważnie na moment. W tej rozwadze czuło się nie tylko ostrożność i rezerwę, ale i przebiegłość. Było to oczywiste dla nas obu. W końcu odezwał się:
– Naturalnie podam panu nazwiska, jeśli sobie pan tego życzy.
Odparłem, że to niepotrzebne, co chyba go uspokoiło. Poprawił sobie palcem okulary na nosie i spytał, czy mógłbym sformułować jakąś opinię na temat tego, co trzymam w dłoniach. Nie odpowiadając, kartkowałem rękopis, aż dotarłem do pierwszej strony. U góry widniał tytuł, zapisany grubszymi dużymi literami: LE VIN D’ANJOU (...)

***
W "Klubie Dumas" autor wprowadza czytelnika w rzeczywistość nie do końca jasną do określenia – postaci książkowe mieszają się z bohaterami realistycznymi i światem demonów. Wraz z głównym bohaterem, bibliofilem Corsem, będziemy poszukiwać klucza do rozwiązania zagadki tajemniczych morderstw związanych ze średniowieczną satanistyczną księgą. Intryga, zagadka kryminalna, powieść akcji i hołd składany książce i czytelnikom.



Twórczość Péreza-Reverte nie bez przyczyny porównuje się do stylu pisania Umberto Eco. Erudycja i gra z wyobraźnią to cechy charakterystyczne tej literatury. Zaskakująca i pełna tajemnic powieść dla wielbicieli dzieł Aleksandra Dumasa, Stevensona, Sabatiniego, Borgesa.




EKRANIZACJA
/KLIKNIJ ZDJĘCIE/


TRAILER












Autor: Sabina Bauman - klik zdjęcie
Copyright © 2014 Mniej niż 0 - Mini Recenzje , Blogger