"A DZIŚ ŻEM SE CZYTŁA/LUKŁA..."

CZYTAJ ZA DARMO!

Statystyki

SZUKAŁKA

Mgły przeszłości Cezary Czyżewski

"Czego chcesz być boginią?Obojętności?Zapomnienia?Żalu?Możesz zmienić swoją naturę, siostro, ale nie zmienisz swojej duszy."

Aniołowie, boginie, demony, czarty...
Sojusze, klątwy, pułapki, magia...
Podróże, nie tylko te egzotyczne...
Świat realny kontra wymiar, o którym wiedzą tylko nieliczni (nie)szczęściarze...

Kto kocha takie klimaty?

Kto pamięta grozę, podaną w eterycznym sosie płynnej i hipnotyzującej narracji, przyprawionym sporą dawką dobrego humoru?

Kto czytał część pierwszą, ten wie, czego może się spodziewać ;)
Ale tym razem jest TEGO: dużo więcej, dużo szybciej, dużo straszniej!

Bardzo wyraziste postaci - każdy bohater ma własną osobowość, a żadnej z nich nie można nazwać słowem "zwyczajna" :)
I pojawia się nowa /moja ulubiona/ bohaterka, która nadaje opowieści ostrego pazura, a właściwie szpona!
Świetne teksty, lekka narracja, utrzymująca w ryzach uwagę Czytelnika, akcja nie zatrzymuje się ani na minutę - nie daje chwilki wytchnienia!
Wiele wątków, które łączą się w spójną całość. Elementy zaskoczenia burzą naszą pewność co do zakończenia historii, która tak naprawdę wcale się nie kończy...

Niedokończone wątki, zaczęte i zawieszone w połowie akcje nie są niczym innym, jak tylko - ZAPOWIEDZIĄ TRZECIEJ CZĘŚCI!

Tak więc, jeśli zafascynowała Cię historia Demonicy Alazzy i jej "przyjaciół", koniecznie sięgnij po drugą część, gdzie akcja goni akcję, a Alazza odkrywa swoje prawdziwe oblicze...

POLECAM - świetna komiksowa urban groza, z dużą domieszką historii i przypraw orientalnych!

MOJA OCENA: 8/10


PRZECZYTAJ FRAGMENT!

Część I – „Nadchodzi noc"

I
Przez cały dzień nad Warszawą wisiała gęsta mgła. Dopiero po zapadnięciu zmroku z północy przyszedł lodowaty wiatr i przegonił wilgotne powietrze, odsłaniając iskrzące się gwiazdami niebo. Wokół stojących na płycie lotniska samolotów, uziemionych przez kontrolę lotów, zaroiło się od personelu. Wózki z bagażami podjeżdżały pod kadłuby maszyn, ludzie w kamizelkach szybko przerzucali torby i walizki na taśmociągi. Autobusy i cysterny krążyły po lotnisku, zatrzymując się przy kolejnych samolotach.
W budynku terminalu panował tłok. Ludzie, zmęczeni i poirytowani, chcieli jak najszybciej przedostać się przez bramki, w kolejkach panowała nerwowa atmosfera, tu i tam ochroniarze musieli uspokajać co bardziej krewkich pasażerów. Z głośników niemal cały czas dobiegały komunikaty o bezpieczeństwie i informacje o opóźnieniach.
Tuż przy pomieszczeniach policji, w małym, wytłumionym pokoju, siedziało dwóch mężczyzn, wpatrzonych w zajmujące całą ścianę monitory. Co jakiś czas przełączali obraz z kamery na kamerę, obserwując poruszający się tłum.
Drzwi małej łazienki otworzyły się i wyszedł z niej trzeci mężczyzna. Zapiął pasek u spodni, zdjął z wieszaka marynarkę i nałożył jednym ruchem.
– Macie go? – zapytał, sięgając po wodę mineralną.
– Cały czas, panie komisarzu – odparł jeden z siedzących, nie spuszczając wzroku z monitora. Wskazał ramieniem. – Właśnie przeszedł kontrolę osobistą.
Stojący mężczyzna otworzył butelkę i napił się. W małej klitce wypełnionej pracującym sprzętem było gorąco i sucho. Uniósł przyczepioną do smyczy na szyi ukaefkę.
– Szóstka, tu Trójka, cel jest w strefie sterylnej. Widzisz go?
Głośnik szczeknął w odpowiedzi.
– Trójka, potwierdzam. Brązowa kurtka, kapelusz i mała podręczna walizka. Idzie w stronę gate’u.
– Idź za nim, Szósty. 
– Przyjąłem.
Mężczyzna na ekranie przeciskał się przez tłum, omijając sklepy i kawiarnie. Widok z kamer pokazywał go idącego wprost w stronę bramek dla pasażerów. Jednak w pewnej chwili skręcił ku toaletom i zniknął za drzwiami. Kolejna kamera pokazała go, jak mija umywalki i zamyka się w jednej z ubikacji. Ukaefka zaszumiała:
– Jest w łazience.
– Potwierdzam, Trójka – padła natychmiastowa odpowiedź.
Zadzwonił telefon. Jeden z siedzących oficerów podniósł słuchawkę i przez chwilę coś zapisywał na kartce przy klawiaturze. Potem spojrzał na stojącego agenta.
– Krzysztof Czarnecki, lot Eurowings 1729 do Düsseldorfu. Mamy numer paszportu i miejsce w samolocie.
– Dobrze. Przekażcie chłopakom na zewnątrz, że mają wmieszać się w tłum i wejść do maszyny – trzeci z mężczyzn znów sięgnął po wodę. – Cholernie ostre macie te lotniskowe kebaby.
– Było brać z łagodnym, panie komisarzu – uśmiechnął się siedzący policjant. – Tutaj pełno ciapatych, w barze już wiedzą, że muszą dawać mocny sos na ostro.
– Czy ja wyglądam na Araba? – odparł mężczyzna w stopniu komisarza. – No już, dzwońcie do chłopaków, niech będą gotowi.
Chwycił ukaefkę i wywołał Szóstkę.
– Dwóch naszych wejdzie do samolotu. Odprowadzisz cel aż do maszyny, potem zameldujesz.
– Przyjąłem, Trójka. Jak tylko nasz skarb wyjdzie z kibla... – zaskrzeczało radio.
– Czyli co? Puszczamy go? – zapytał milczący dotychczas, trzeci z funkcjonariuszy, cały czas spoglądając na ekrany.
– Takie mam polecenie z góry – komisarz przytaknął, opierając się o ścianę. – Wylazł już?
– Jeszcze nie. Trochę tam siedzi. Może go kebab męczy?
Stojący pod ścianą agent zignorował ostatnie słowa. Spojrzał na zegar na ścianie.
– Siedzi już tam sześć minut. O której ma wylot? – dla pewności rzucił okiem na swój zegarek na ręce.
– 20.40. Ma jeszcze pół godziny.
Na ekranie pojawili się dwaj mężczyźni wchodzący do toalety. Minuta mijała za minutą. Obraz na chwilę zamrugał, kiedy młody chłopak w sportowej kurtce wyszedł z ubikacji, potknął się i prawie potrącił czarnoskórego dryblasa z dredami. Przez moment wydawało się, że dojdzie do sprzeczki, ale obaj spokojnie wyszli z ubikacji. Nadkomisarz, tknięty nagłym impulsem, chwycił radiotelefon.
– Trójka? Wejdź do środka i sprawdź drugi boks po prawej – rzucił do mikrofonu. Obraz pokazał jednego z agentów, który podszedł do drzwi toalety i zapukał. Kilka sekund później zapukał raz jeszcze, a potem wyjął z kieszeni klucz techniczny i otworzył drzwi.
– Mariusz, niedobrze... – odezwała się ukaefka. – Mamy mumię...
– Mumię? – jeden z siedzących policjantów odwrócił się, zupełnie zdezorientowany.
 – Cofnijcie tę kamerę – stojący agent wydał szybkie polecenie. – Do momentu, jak tamych dwóch wychodzi.
Siedzący policjanci posłusznie wykonali polecenie. Na automatycznie nagrywanym zapisie widać było, jak młody, może dwudziestoletni chłopak w sportowej kurtce i bejsbolowej czapce wychodzi z ubikacji i rusza w stronę umywalki. W tym momencie obraz na chwilę stracił ostrość i pokrył się szarą kaszą. W następnej sekundzie chłopak zachwiał się, tracąc równowagę, i od razu skierował się w stronę wyjścia, wpadając na czarnoskórego.
– Szlag... – komisarz zagryzł nerwowo wargę. Uwolniony obraz na monitorze powrócił do czasu rzeczywistego.
– Chłopaki, śledzicie tych dwóch mężczyzn. Czarnego i młodego. Zwłaszcza młodego. Nie pytajcie, wykonujcie. I standardowo, identyfikacja i dane do mnie – odezwał się zdecydowanym tonem. Następnie chwycił radio. – Paweł, zamknij ten kibel i niech nikt tam nie wchodzi pod żadnym pozorem.
– Przyjąłem – zaskrzeczał głośnik. Komisarz przełączył się na kanał wywoławczy służb i rzucił w eter:
– Do wszystkich jednostek, mówi nadkomisarz Mariusz Roszczak, numer 2840. Kod dziesięć. Powtarzam, kod dziesięć! Strefa sterylna, odloty. Dwóch mężczyzn, jeden biały, około dwadzieścia lat, brunet w seledynowej czapce i kurtce sportowej. Torba i dżinsy. Drugi wysoki, czarnoskóry z długimi dredami. Obserwacja i meldunek! Powtarzam...
Roszczak przeciskał się przez tłum, na przemian po polsku i po angielsku przepraszając odsuwanych przez siebie podróżnych. Ukaefkę na szyi zamienił na małą słuchawkę z mikrofonem przy twarzy. Wzrokiem szukał charakterystycznej głowy z dredami. Wyglądało na to, że obaj mężczyźni podróżowali razem. W lewym uchu usłyszał meldunek:
– Szóstka, tu Trójka. Miejsce zabezpieczone.
– Przyjąłem – mruknął cicho. – Powiadom służby lotniska, ale jeśli coś jest nie tak, niech nasi zabezpieczą obiekt.
– Jasne. Jest bardzo nie tak. Trójka bez odbioru.
Nadkomisarz podejrzewał najgorsze. Przez ostatnie dni Wydział Dziesiąty śledził mężczyznę podejrzanego o wywołanie kilku niewyjaśnionych jeszcze zdarzeń w Warszawie i okolicach. Robocza teoria zakładała, że dysponował zdolnościami zagrażającymi bezpieczeństwu zwykłych ludzi. Teraz niejaki Krzysztof Czarnecki leżał martwy w toalecie lotniska, a Mariusz Roszczak zaczynał podejrzewać, że popełniono błąd już na samym początku. Musiał to osobiście sprawdzić, im wcześniej, tym lepiej. Dobrze, że Dziesiątka miała na Okęciu kilku swoich ludzi, ale na samą myśl, do czego mogłoby dojść w przepełnionym pasażerami terminalu, agent Wydziału Operacji Specjalnych dostawał dreszczy. Tu i tam mignęli mu, ubrani po cywilnemu, policjanci, podobnie jak on, starający się namierzyć dwóch mężczyzn, widzianych w toalecie.
– Szóstka, tu Jedynka – odezwała się słuchawka. – Gate piętnasty, opóźniony lot do Varadero, obaj poszukiwani stoją w kolejce do samolotu.
– Przyjąłem – Roszczak błyskawicznie ruszył we wskazanym kierunku. – Przekażcie obsłudze, żeby zatrzymali ich przy przejściu. Jedenastka i Dwunastka, natychmiast pod gate piętnasty!
Bramka znajdowała się na samym końcu budynku, ominięcie setek ludzi zabierało czas. Nadkomisarz wreszcie zobaczył dwóch mężczyzn, stojących przy szczupłej, ubranej w służbowy żakiecik i żółtą kamizelkę stewardessie. Poprzez panujący gwar dało się słyszeć nerwowe słowa, wypowiadane po hiszpańsku. Jeszcze kilkanaście kroków i agent stanął tuż obok. Kątem oka dostrzegł idących rękawem od strony samolotu dwóch ludzi z Dziesiątki. Jeszcze była szansa na opanowanie sytuacji.
– Panowie – Roszczak zaczął po angielsku. – Lot i tak jest opóźniony, samolot nie odleci bez was. Proszę o spokój, to zajmie chwilę.
Skinął głową stewardessie na znak, że przejmuje sprawę. Dziewczyna przytaknęła i zajęła się innymi pasażerami, powoli wpuszczając ich do rękawa.
– Panie oficerze, sir, my mamy paszporty OK, wizy OK, bilety OK – powoli, typowym karaibskim angielskim zaczął czarnoskóry dryblas, przerastający nadkomisarza o ponad głowę. – Co jest problem?
– System ma problem – Roszczak wskazał skaner biletów przy bramce. – Dlatego jestem tu, żeby ręcznie sprawdzić wasze papiery. Proszę wszystkie dokumenty, zobaczę je i jeśli będzie OK, za chwilę pójdziecie do samolotu.
Poirytowani Kubańczycy wręczyli nadkomisarzowi paszporty z kartami pokładowymi. Roszczak zaczął powoli przeglądać każdy z nich, dając czas dwóm ludziom z Dziesiątki, stojącym po drugiej stronie bramki. Teraz wszystko zależało od nich.
Dokumenty Kubańczyków były w porządku. Mimo to agent podszedł do skanera i udał, że skanuje jeden z paszportów. Maszyna wyświetliła błąd. Roszczak, udając niezadowolenie, wyłączył i włączył panel. Uśmiechnął się przepraszająco w stronę ciemnoskórego mężczyzny. Ten tylko sapnął, spoglądając przez okno na kadłub oczekującego samolotu.
Agenci po drugiej stronie bramki odwrócili się. Nadkomisarz usłyszał w słuchawce:
– Obaj są czyści. Zdenerwowali, zmęczeni, ale brak obcej obecności.
– Przyjąłem – odparł, raz jeszcze skanując paszporty. Tym razem maszyna błyskawicznie wyświetliła poprawność danych. Roszczak oddał Kubańczykom dokumenty i przyjacielskim gestem wskazał wejście do rękawa. – Wszystko OK. Życzę miłego lotu, panowie.
Kiedy tylko mężczyźni zniknęli w korytarzu, podszedł do dwóch kolegów. Odeszli na bezpieczną odległość od pasażerów.
– Czyli co? – spytał. Wyglądało na to, że po raz kolejny coś przeoczyli. 
– Sprawdziliśmy obu. Żadnych nienaturalnych aur. Ich własne bardzo słabe, ale to normalne u zmęczonych osób w podróży. Nie można powiedzieć, czy byli ofiarami nawiedzenia i jak długo.
– Niedobrze... Cholera, niedobrze. Co teraz? – Roszczak miał wielką ochotę zapalić.
– Pan tu dowodzi, nadkomisarzu – jeden z mistyków uniósł dłonie w geście bezradności. – Trudno będzie sprawdzić po kolei kilka tysięcy ludzi. No i jest nas tylko dwóch...
Mistykami nazywano w Wydziale Dziesiątym ludzi o specjalnych zdolnościach, których udało się znaleźć i zatrudnić do pracy dla CBŚ. Rekrutacja nie różniła się od tej stosowanej wobec normalnych funkcjonariuszy, z wyjątkiem tego, że osoby z prawdziwymi zdolnościami medium zdarzały się niezmiernie rzadko. Spora część z nich niestety trafiała do zakładów psychiatrycznych i ich niestabilność wykluczała przydatność dla Dziesiątki. Ci dwaj byli drogocennymi wyjątkami.
– Załóżmy, że od początku popełniliśmy błąd – Roszczak odwrócił się i spojrzał na powoli rzednący tłum w terminalu. – Śledziliśmy człowieka podejrzewanego o zdolności parapsychiczne, a tymczasem...
– ...był on tylko ofiarą nawiedzenia lub opętania – dokończył myśl starszy z mistyków, przedwcześnie osiwiały mężczyzna po czterdziestce, z siecią zmarszczek pod błękitnymi oczami. – I pasożyt po prostu pozostawił nosiciela.
Nadkomisarz przytaknął z kwaśną miną. Nienawidził porażek. Modlił się w duchu, by ta nie skończyła się tragicznie. Jeśli miał rację, to każdy z kilku tysięcy ludzi na Okęciu mógł być teraz kolejną ofiarą. Sytuacja wymknęła się spod kontroli. Nie było wyjścia. Musiał powiadomić centralę.
– Zaraz wracam – rzucił w stronę mistyków i ruszył ku schodom dla personelu, prowadzącym na parter. Sięgnął po służbowy telefon. Wybrał numer. Przez wielką szklaną ścianę obserwował Airbusa, który właśnie opuszczał stanowisko. Niski ciągnik z pomarańczowym kogutem powoli wypychał samolot z miejsca parkingowego, czerwone światło pod kadłubem migało ostrzegawczo, turbiny silników wirowały na wolnych obrotach. Maszyna skręciła, ustawiając się bokiem do terminalu. Sygnał w telefonie urwał się i odezwała się operatorka. 
– Centrala...
– Tu Roszczak. Z szefem proszę. Priorytetowo.
– Łączę...
Ciągnik odjechał od goleni podwozia, zostawiając Airbusa na drodze kołowania. Samolot jednak nie ruszał. Roszczak spoglądał obojętnie na kadłub i dopiero po chwili zorientował się, że coś jest nie tak. Lampy pozycyjne zgasły, podobnie jak światła w kabinie. Dostrzegli to też ludzie z personelu naziemnego, wskazując sobie samolot. Nagle drzwi z przodu kadłuba, otworzone awaryjnie, wypadły i uderzyły głośno o płytę lotniska. W progu stanęła stewardessa, spojrzała jeszcze w głąb kabiny, po czym z krzykiem skoczyła. Jej ciało upadło na ziemię i zaczęło się zwijać w konwulsjach. Roszczak rzucił się do drzwi ewakuacyjnych i wyskoczył na zewnątrz. Nie zwracając uwagi na sygnał alarmu, pobiegł w stronę samolotu.
Pozbawione zasilania, silniki Airbusa powoli zamierały. Zewsząd zbiegali się pracownicy lotniska. Nadkomisarz spojrzał na powykręcane, zasuszone niczym mumia ciało młodej kobiety. Jej szczęka i palce dłoni jeszcze poruszały się nieznacznie, a skóra zdawała się dymić. Szybkim ruchem zdjął marynarkę i zakrył zwłoki stewardessy. W tym momencie usłyszał głos przełożonego.
– Mariusz, co tam się dzieje?
Podniósł telefon do ucha.

– Jestem na Okęciu. Mamy problem, panie inspektorze. Duży problem...

***
Demonica Alazza nieoczekiwanie znika. Tadeusz Siekierski zaczyna szukać jej na własną rękę, co sprowadza na niego same kłopoty. Jednym z nich jest Justyna Zawadzka z domu Twardowska. Czy rzeczywiście jest tą, za którą się podaje?

W Bydgoszczy pojawia się tajemniczy Niemiec, zbierający po całej Europie stare, hitlerowskie dokumenty z czasów wojny. Agent Roszczak wraz z Piotrem Kownackim ruszają jego tropem. Czy zdołają pokrzyżować złowieszcze plany nazistów?
I co się stało z Alazzą?

Cykl: Alazza (tom 2)


WSZELKIE INFORMACJE, AKTUALNOŚCI I DATA PREMIERY
NA STRONIE AUTORA

/kliknij zdjęcie/



Autor: Sabina Bauman - klik zdjęcie
Copyright © 2014 Mniej niż 0 - Mini Recenzje , Blogger