"A DZIŚ ŻEM SE CZYTŁA/LUKŁA..."

CZYTAJ ZA DARMO!

Statystyki

SZUKAŁKA

Wiedźmin. Szpony i kły Andrzej W. Sawicki, Przemysław Gul i inni...

„Jest tylko jeden oryginalny wiedźmin. Ten mój. I nic mi go nie odbierze”. 


Nie oceniam, bo poległam już na samym początku, więc można uznać, że nie znam tego zbioru opowiadań.

Jednak...
Jeśli coś mnie nie porwie, to odkładam.
I odłożyłam.
Jak to napisał sam ojciec Wiedźmina w przedmowie: Wiedźmin jest tylko jeden.
Moim zdaniem, w tym przypadku miał rację.

MOJA OCENA: -


PRZECZYTAJ FRAGMENT!


Kres cudów


I



Wiedźmin zatrzymał konia na szczycie wzgórza i pochylił się w kulbace. Przed sobą miał pejzaż zielonej doliny Cudowianki. Nie tyle jednak sycił oczy jej widokiem, co nadstawiał uszu.

– Dziwne – powiedział wreszcie.
Bo i było dziwnym, że nawet mimo wyczulonych wiedźmińskich zmysłów już od dwóch dni nie słyszał ptaków.
W dolinie na dobre rozgościła się wiosna. Puszcza oraz meandrujący przez nią trakt pełne były życia. Konie rżały, owady bzyczały, zmierzający do Cudowianki ludzie krzyczeli, gardłowali i śpiewali, i tylko ptactwo zawzięcie milczało.
– Dziwne – powtórzył Geralt pół godziny później, zatrzymawszy się na popas na maleńkiej polance. Siedział na zwalonym pniu i obserwował iście kuriozalny spektakl.
Wokół, wśród zagonów soczyście zielonej trawy, kicały właśnie trzy ptaki o ciemnobrunatnym upierzeniu. Rzekłbyś, że nic nadzwyczajnego; nie były to wszakże nieloty, ale gromadka myszołowów. Geralt wiedział, że owa dolina leżała na uboczu ubocza i za siedmioma ostępami, ale na podobnym zadupiu prędzej spodziewałby się przysłowiowych psów szczekających rzycią aniżeli drapieżnika, który by udawał bażanta. Zaciekawiony wiedźmin śledził je przez chwilę. Medalion nie drżał, nie dawał znaku, że w grę wchodzi magia. Ba, bardziej niż z jakowymś zaklęciem zachowanie ptaków kojarzyło się ze strachem. Czego się bały i dlaczego ów lęk nie rozciągał się na inne zwierzęta – Geralt pojęcia nie miał.
Do trzech razy dziwność – jadąc dalej przez gęstwę, zbliżając się do wioski w sercu doliny, Geralt natknął się na ożywioną krzewinę.
Wyrosłe zaraz obok gościńca okazałe krzaczysko zatrzęsło się, zakaszlało, zaklęło, zanuciło i z gęstwiny na trakt wyszedł mężczyzna. Czaple pióro sterczało na przekrzywionym śliwkowym kapelusiku, niebieski kaftan pozbawiony był jednego z bufiastych rękawów.
Akurat tym razem wiedźmin nawet nie pomyślał, że był to dziwny zbieg okoliczności. Świat, jak się przekonywał od lat, bywał naprawdę mały.
– Geralt! – zawołał potargany mężczyzna, gdy już otrzepał się z liści. – Tak właśnie sądziłem, że i ciebie skusi targ cudów!
– Hej, Jaskier. Tak właśnie sądziłem, że nim zacznie się sam targ, ty już zdążysz komuś podpaść.
– Aj tam, aj tam. – Poeta machnął obnażoną ręką. – Do samej Cudowianki nie zdążyłem dotrzeć, zmitrężyłem w sąsiedniej wioseczce. A tuziemcy jak to tuziemcy. Straszna dzicz, na poezji się nie znają, na manierach tym bardziej.
– Jest sens pytać?
– Co ty sugerujesz, Geralt? Nic zdrożnego nie uczyniłem, bom nie zdążył. To było tak, że ja, widzisz, polowałem na rusałki...
– Rusałki? O ile pamiętam, tutaj, mimo rzeki, nigdy rusałek nie było...
– Ech, Geralt, marudzisz. Nazwij dziewkę rusałką, a już nawet rzeki nie potrzebujesz! Gorzej, że tu rodziny dzietne są jak cholera i na jedną pannę przypada trzech braci. A wszyscy straszliwie zaborczy. Ci mnie przyłapali, wywiązała się bójka...
– Akurat. Bójkę przypłaciłbyś więcej niż urwanym rękawem.
– Zgoda, niech ci będzie. Zrobiła się szarpanina. Uciekłem im.
– Jakim cudem, jeśli można spytać?
– Chyżo. I przed siebie, bez oglądania się. Mam wprawę.
W to Geralt nie powątpiewał. Było prawdą powszechnie w Północnych Królestwach znaną, że dziewięciu na dziesięciu wędrownych poetów to nieudacznicy i beztalencia, liczące jeno na poklask żeńskiej części publiki. Jaskier należał do autentycznie uzdolnionej mniejszości, co tylko sprzyjało mu w nałogowym praktykowaniu bałamuctwa. A to wiązało się z doświadczeniem na polu błyskawicznych ewakuacji.
– No, Geralt! Co tak patrzysz? Daj no wskoczyć na konia...
– Jeśli chcesz wrócić w tamtą okolicę, to nie licz na ochronę.
– Przecież nie wymagam, żebyś obijał mordy wioskowym gburom. Starczy, że spojrzysz koso, uśmiechniesz się tak, jak to masz w zwyczaju, a zaraz zrobi im się ciężko w portkach. Mogę cię prosić chociaż o troszkę poświęcenia?

Geralt westchnął. A wyszczerzony poeta wziął to za kapitulację, którą westchnienie w istocie było (...)

***

Andrzej Sapkowski:

No tak. Trzydzieści lat. Wiedźmin do wynajęcia za trzy tysiące orenów. Gdy pojawił się w Wyzimie, w karczmie „Pod Lisem” nie był już młodzieniaszkiem. Pobielałe włosy, szrama na twarzy i ten charakterystyczny, paskudny uśmiech. Zaczął od górnego C: trzech oprychów, potem strzyga i kolejne stwory – ludzkie bądź nieludzkie – niegodne żyć w świecie, który został nam dany. A potem Biały Wilk poszedł własną drogą. Ciernistą, tak bym to ujął, ale cóż, każdy uczy się na błędach. Gdzieś w oddali łypie do mnie znacząco Hollywood, ale na razie cieszmy się tym, co wyłowiła z wiedźmińskiego konkursu „Nowa Fantastyka” i superNOWA: jedenaście opowieści zainspirowanych losami Geralta oraz jego przyjaciółek i kamratów. Czytałem je z uwagą, nie ingerując. Są wśród uczestników konkursu na "trzydziestkę" wiedźmina ludzie bardzo utalentowani. Wkrótce stworzą własne światy bądź zanegują istniejące. Nie straćmy ich z oczu!





Autor: Sabina Bauman - klik zdjęcie
Copyright © 2014 Mniej niż 0 - Mini Recenzje , Blogger