"A DZIŚ ŻEM SE CZYTŁA/LUKŁA..."

CZYTAJ ZA DARMO!

Statystyki

SZUKAŁKA

Szklany zamek Jeannette Walls

Mama nie przepadała za gotowaniem.- Po co spędzać całe popołudnie na gotowaniu czegoś, co zniknie w godzinę, skoro w tym samym czasie mogę namalować obraz, który będzie trwać wieki? - pytała nas.

ABSOLUTNY MÓJ HICIOR!
Podczas lektury non stop miałam oczy szeroko otwarte - jeżu... i to się wydarzyło naprawdę????

Niesamowite wspomnienia, opowiedziane z punktu widzenia 3-letniej dziewczynki, która miała najbardziej hardcorowych rodziców ever...

Charyzmatyczni, ekscentryczni rodzice???? Nie nazwałabym tych ludzi takim mianem...
Na każdej stronie zaliczałam szoka!

Jest to autobiograficzna powieść, spisana po latach. 
Jeannette Walls była jedną z czworga rodzeństwa, córką Rexa Wallsa, elektryka, wizjonera, alkoholika oraz Rose Mary Walls, malarki. 

Rodzina Wallsów wiele lat cierpiała z powodu skrajnego ubóstwa, którego przyczyną był zarówno nałóg ojca jak i całkowita nieodpowiedzialność i egoizm matki. Wielokrotne przeprowadzki, od Arizony, poprzez KalifornięBattle Mountain w NevadzieWelch w Wirginii Zachodniej, uniemożliwiały dzieciom nawiązywanie normalnych stosunków z rówieśnikami i powodowały wielotygodniowe nieobecności w szkole. Niejednokrotnie rodzina pozbawiona była całkowicie dachu nad głową. 
Wallsowie koczowali w miasteczkach górniczych, na pustyni, u rodziny. 

W wieku 17 lat Jeannette, dzięki własnej determinacji, przeniosła się do Nowego Jorku, podążając śladem swojej starszej siostry, utalentowanej malarki. 
Pracowała w gazecie i studiowała w Barnard College, który ukończyła z wyróżnieniem w 1984 roku. W tym samym czasie jej siostra prowadziła już ustabilizowane życie, brat został policjantem, najmłodsza siostra poszła zaś w ślady rodziców, wybierając życie 'niebieskiego ptaka". 

Rex i Rose Mary Walls z wyboru zostali bezdomnymi. Mieszkali w opuszczonych budynkach, razem z innymi bezdomnymi. Odrzucali pomoc dzieci, tłumacząc swoją biedę filozofią życiową. 

POLECAM - JEDNA Z NAJLEPSZYCH KSIĄŻEK TEGO ROKU!

Ekranizacja już jest!

MOJA OCENA: 10/10


PRZECZYTAJ FRAGMENT!


I  

Kiedy siedziałam w taksówce, zastanawiając się, czy nie ubrałam się przesadnie na tę okazję, spojrzałam przez okno i zobaczyłam matkę grzebiącą w śmietniku. Zapadł już zmrok. Porywisty marcowy wiatr miotał pasemkami pary sączącej się ze studzienek, przechodnie, z postawionymi kołnierzami, przemierzali ulicę szybkim krokiem. Utknęłam w korku dwie przecznice od miejsca, gdzie odbywało się przyjęcie, na które jechałam.
Mama stała niecałe pięć metrów ode mnie. Okutana w łachmany mające ją chronić przed wiosennym chłodem, grzebała w śmietniku, a jej pies, biało-czarny terier mieszaniec, baraszkował przy nogach. Zauważyłam dobrze znane mi gesty – sposób, w jaki przechylała głowę i wydymała dolną wargę, oglądając w skupieniu rzeczy wyciągnięte ze śmietnika, które ewentualnie mogły się przydać, błysk dziecięcej radości w szeroko otwartych oczach, gdy znalazła coś, co jej się spodobało. Długie, poprzetykane siwizną włosy były splątane i zmierzwione, oczy głęboko zapadnięte, lecz nadal przypominała mi tamtą mamę z dzieciństwa, która skakała z klifu z rozpostartymi ramionami, malowała na pustyni i czytała na głos Szekspira. Kości policzkowe miała wciąż mocno zarysowane, tylko cera zwiotczała i poczerwieniała po tych wszystkich latach i zimach spędzonych na dworze. Prawdopodobnie w oczach przechodniów wyglądała tak samo jak każdy z tysięcy bezdomnych w Nowym Jorku.
Nie widziałam jej od wielu miesięcy i kiedy podniosła wzrok, przestraszyłam się, że mnie zauważy i zawoła po imieniu, a ktoś, jadący na to samo przyjęcie, zobaczy nas razem, mama się przedstawi i mój sekret wyjdzie na jaw.
Osunęłam się niżej na siedzenie i poprosiłam taksówkarza, żeby zawrócił i zawiózł mnie do domu na Park Avenue.
Taksówka stanęła przed domem, odźwierny przytrzymał mi drzwi, windziarz zawiózł na moje piętro. Jak prawie każdego wieczoru mąż pracował do późna i ciszę w domu zakłócił jedynie stukot moich obcasów na wypolerowanej drewnianej podłodze. Nadal byłam roztrzęsiona niespodziewanym spotkaniem i widokiem mamy radośnie grzebiącej w śmietniku. Nastawiłam płytę z Vivaldim w nadziei, że muzyka mnie ukoi.
Rozejrzałam się po pokoju. Stały tu wazy z brązu i srebra z przełomu wieków, stare książki z podniszczonymi skórzanymi grzbietami, wyszukiwane na pchlich targach. A także mapy z czasów króla Jerzego, które dałam do oprawy, perskie kobierce oraz głęboki skórzany fotel, w który lubiłam się zagłębić pod koniec dnia. Usiłowałam stworzyć tu swój dom, przeobrazić go w takie miejsce, gdzie chciałabym mieszkać, ja, taka, jaką pragnęłam być. Nigdy jednak nie cieszyłam się w pełni swoim pokojem, bo martwiłam się o mamę i tatę przycupniętych gdzieś na chodnikowej kratce. Przejmowałam się nimi, a zarazem odczuwałam zażenowanie i wstyd, że noszę perły i mieszkam na Park Avenue, gdy moi rodzice szukają ciepłego kąta i pożywienia.
Co mogłam na to poradzić? Wiele razy próbowałam im pomóc, lecz tata twierdził z uporem, że niczego im nie potrzeba, a mama prosiła o coś tak absurdalnego jak perfumy w atomizerze albo karta członkowska klubu fitness. Twierdzili, że żyją tak, jak im się podoba.
Kiedy ukryłam się w taksówce przed mamą, poczułam do siebie nienawiść – nienawidziłam swoich antyków, ubrań i mieszkania. Musiałam coś zrobić, zadzwoniłam więc do znajomej mamy i zostawiłam wiadomość. Tak się kontaktowałyśmy. Zawsze upływało parę dni, zanim mama oddzwoniła, i tak jak zawsze rozmawiała ze mną pogodnym, swobodnym tonem, jakbyśmy dzień wcześniej zjadły razem lunch. Powiedziałam, że chcę się z nią zobaczyć, i zaprosiłam do mnie do domu, ale ona wolała spotkać się w jakimś lokalu. Uwielbiała jadać na mieście, więc umówiłyśmy się na lunch w jej ulubionej chińskiej restauracji.
Kiedy przyszłam, siedziała w boksie i studiowała menu. Zadała sobie trud, żeby się trochę ogarnąć. Była ubrana w obszerny, popielaty sweter z kilkoma jaśniejszymi plamami, a na nogach miała czarne męskie buty. Umyła twarz, ale szyja i skronie pozostały szare od brudu.
Pomachała radośnie na mój widok.
– Moja dziewczynka! – zawołała.
Pocałowałam ją w policzek. Już zdążyła zgarnąć ze stołu do torebki wszystkie saszetki z sosem sojowym i z pikantną musztardą. Teraz z drewnianej miseczki przesypała do niej suchy makaron.
– Mała przekąska na później – wyjaśniła.
Złożyłyśmy zamówienie. Mama wybrała seafood delight.
– Wiesz, jak uwielbiam owoce morza – powiedziała.
Zaczęła mówić o Picassie. Widziała jego wystawę i doszła do wniosku, że został przereklamowany. Jej zdaniem kubizm jest efekciarski. Po okresie różowym Picasso nie namalował już niczego godnego uwagi.
– Martwię się o ciebie – wyznałam. – Powiedz, jak mogę ci pomóc.
Jej uśmiech przygasł.
– Dlaczego sądzisz, że potrzebuję pomocy?
– Nie jestem bogata – zastrzegłam się. – Ale mam trochę pieniędzy. Powiedz, czego potrzebujesz.
Zastanawiała się przez chwilę.
– Przydałaby mi się wizyta u kosmetyczki.
– Bądź poważna.
– Mówię serio. Dobry wygląd poprawia kobiecie samopoczucie.
– No nie, mamo. – Poczułam charakterystyczne sztywnienie mięśni barków, co nieustannie powtarzało się w trakcie naszych rozmów. – Mam na myśli coś, co pomogłoby odmienić wasze życie, ułatwić je.
– Chcesz mi pomóc w odmianie życia? – zdziwiła się. – Jestem z niego zadowolona. To ty potrzebujesz pomocy. Masz pogmatwany system wartości.
– Mamo, parę dni temu widziałam, jak grzebałaś w śmietniku w East Village.
– Hm, ludzie w tym kraju są nadto rozrzutni. To mój sposób na recykling. – Wzięła do ust kęs seafood delight. – Dlaczego się ze mną nie przywitałaś?
– Bo się potwornie wstydziłam, mamo. Schowałam się.
– Widzisz? – wytknęła mi, celując we mnie pałeczką. – No właśnie. Dokładnie o tym mówię. Zbyt łatwo popadasz w zakłopotanie. Jesteśmy z ojcem tacy, jacy jesteśmy. I musisz się z tym pogodzić.
– A co mam powiedzieć ludziom o moich rodzicach?
– Powiedz im prawdę – zaproponowała. – To takie proste (...)

***
Rodzice Jeannette Walls z uporem odrzucali ogólnie przyjęte normy społeczne i zasady, co stanowiło zarówno ich przekleństwo, jak i błogosławieństwo. Rex i Rose Mary Walls mieli czwórkę dzieci. Z początku żyli jak nomadowie, osiadając na krótko w miasteczkach na pustynnych obszarach południowego zachodu i koczując w górach. Rex, charyzmatyczny, błyskotliwy mężczyzna w okresach trzeźwości rozwijał wyobraźnię dzieci, uczył je fizyki i geologii, a przede wszystkim wyrabiał w nich życiową odwagę. Rose Mary pochłonięta malowaniem i pisarstwem, nie była w stanie wziąć na swoje barki odpowiedzialności za egzystencję rodziny, bo, jak mówiła o sobie, "ma nienasycony głód ekscytacji." Nie podniecało jej gotowanie obiadu, który znika w piętnaście minut, skoro można namalować obraz trwający wieki.

Gdy z czasem skończyły się pieniądze i przybladł romantyzm wędrownego życia, Wallsowie osiedli w miejscu, gdzie mieszka rodzina Rexa; w posępnym, górniczym miasteczku w Zachodniej Wirginii, skąd zdesperowany uciekł przed laty. Rex pije. Kradnie pieniądze na życie i znika na całe dnie. Rodzina funkcjonuje coraz gorzej.






EKRANIZACJA
/KLIKNIJ ZDJĘCIE/


TRAILER






ZGARNIJ EBOOKA Z  




Autor: Sabina Bauman - klik zdjęcie
Copyright © 2014 Mniej niż 0 - Mini Recenzje , Blogger