"A DZIŚ ŻEM SE CZYTŁA/LUKŁA..."

CZYTAJ ZA DARMO!

Statystyki

SZUKAŁKA

Świat Marii Graziano Versace

Włoski styl pisania nigdy nie był moim ulubionym. I nie będzie raczej.
Historia ciekawa, tajemnicza, o bardzo specyficznym klimacie, ale narracja nie każdemu przypadnie do gustu.
Jak dla mnie obniża ona dość znacząco atrakcyjność całej opowieści.

MOJA OCENA: 6/10

PRZECZYTAJ FRAGMENT!

1

To Livia Antonietta, krawcowa, po raz pierwszy powiedziała mu o Marii. Spotkali się pewnego mglistego i mżystego ranka pod krzyżem, na drodze prowadzącej do miejsca, gdzie grupa kobiet nadal chodziła prać, wykorzystując do tego balie i wodę z potoku. Zapytawszy go o pracę, opowiedziała mu o Marii, opętanej. Nikt nie wiedział, co się z nią stało. Ni stąd, ni zowąd zaczęła się zachowywać jak wariatka, przestała jeść, ubierać się, mówić. Stała się obłąkana, a jej matka robiła wszystko, żeby to ukryć. Wzywali nawet księdza Edoarda, aby odprawił nad nią egzorcyzmy, aby wypędził diabła, ale nowenny i woda święcona na niewiele się zdały. Livia Antonietta nie szczędziła szczegółów, toteż Giovanni Buscemi, słuchając jej opowiadania, poczuł w ciele dawny dreszcz. Wrócił do Cittanova kilka miesięcy temu, ale ludzie nadal nazywali go magiem. Wrócił ten, który interesował się kartami, tarotem, przepowiedniami. Ten, który wyjechał przed kilkoma laty, zapominając o swojej matce, zapominając o zmarłych. Nijak nie dało się wytłumaczyć powodów jego postępowania ani zainteresowania metodami wróżenia. Dla innych pozostał Giovannim Buscemim, wróżbitą zdolnym czytać ludziom w oczach, aby poznać ich życie, a potem to wykorzystać do własnych celów.
Livia Antonietta spojrzała na niego badawczo, być może chcąc przy okazji dostrzec na jego twarzy wyraźne oznaki starzenia się.
– Vincenzina, jej matka, jest załamana. Nie może znaleźć spokoju. Jak przyjdziesz,
przedstawię ci ją – powiedziała.
– Ale ja nic nie jestem w stanie poradzić.
– To nie leczysz wariatów?
– Niezupełnie.
Livia Antonietta lekko się uśmiechnęła. Zawsze była piękna, pełna życia, atrakcyjna.
Teraz zmarszczka przecinała jej prawy policzek, zakręcając na wysokości podbródka, poniżej warg. Zbliżała się już do pięćdziesiątki, ale piersi miała nadal jędrne i kształtne. Włosy rozwiane, pofalowane, jakby chciała pokazać, że wciąż coś w niej kwitnie. Nigdy nie wyszła za mąż.
– W takim razie, czym się konkretnie zajmujesz? – zapytała.
– Jestem psychoterapeutą – wyjaśnił.
– Psychologiem?
– Lekarzem duszy.
– To jest jakaś różnica? – spytała z ciekawością.
– Powiedziałbym, że raczej tak.
Livię Antoniettę jeszcze bardziej to zaintrygowało.
– Czy naprawdę można leczyć dusze?
– Chciałbym umieć ci odpowiedzieć. – Giovanni uśmiechnął się.
– Umówmy się, że któregoś dnia wyjaśnisz mi to lepiej na spokojnie – powiedziała.
Zabrzmiało to jak obietnica albo zaproszenie. Miała we włosach wstążkę, taki nawyk z młodości. Kiedy się żegnali, w jej oczach przemknął jakiś błysk. Giovanni poszedł dalej ulicą Grimaldiego i ruszył w dół aż na plac Świętego Rocha. Mimi siedział przed domem na swoim krzesełku i wyplatał sprawnymi rękami ko-szyki, które później syn Piero sprzeda na targu. Zimny wiatr z północy zawiewał od strony kasztanowego lasku, nie napotykając na żadne przeszkody wzdłuż bitej dro-gi, kończącej się nieopodal ziemnego nasypu.
Mimi pozdrowił go i zaprosił na kawę wzmocnioną anyżówką. Znał go od dziecka, ale teraz traktował z pewnym re-spektem, jakby do końca nie wiedział, z kim ma do czynienia. Giovanni przysiadł się do niego. Wychował się w tej dzielnicy, a teraz widział ją opustoszałą i pozbawioną smarkaczy kręcących się dokoła.
Po drugiej stronie ulicy, na lewo od wybrukowanego placu, znajdowała się brama liceum ogólnokształcącego. Około południa plac wypełniał się uczniami. Lubił wychodzić o tej porze dnia, wtedy wracało tu życie. Śmiechy i radość młodzieży podnosiły go na duchu, sprawiały, że czuł się mniej obco. Wypełniały pustkę tych uliczek, skazanych na wyniszczenie, także w jego pamięci.
Po co tu wrócił? Co chciał odnaleźć? Matki już nie ma, ale jego dom pozostał jedynym miejscem mogącym mu zapewnić jakieś schronienie, dom ze starymi pokojami, które wciąż udzielały mu gościny. Pomógł Mimiemu przeciągnąć sznurek grubości powrozu między splotami miękkiego jeszcze drewna, potem wypił kawę i pożegnał się z nim. Uderzył go gwałtowny powiew wiatru. Ruszył w drogę powrotną, chowając się cały w kurtce. Smak anyżu w ustach towarzyszył mu do samego domu.

2

Ludzie zawsze się go bali, jego gadatliwości, jego oczu jak u przestępcy. Uważali, że nie zasługuje na zaufanie, jest kłótliwy i krytykancki – jakby był już starcem. Kiedy jednak siadał na progu domu z książkami w ręku, zmieniał się jego wygląd, jakby cała ta wściekłość, to wzburzenie nagle przeradzały się w pragnienie wiedzy, chęć poznawania. Gdy miał zaledwie dziesięć lat, odkrył bibliotekę księcia Alberta i gdy tylko mógł, prosił swoją kuzynkę Angelinę, by poszła z nim wypożyczyć parę książek bez wiedzy właścicieli, którzy od zakończenia wojny coraz mniej czasu spędzali w Cittanova.
Stając przed półkami, którymi zastawione były całe ściany, Giovanni podnosił wzrok i wpatrywał się w książki ustawione tak wysoko, że nawet nie był w stanie odczytać ich tytułów. Wchodził wtedy na drabinkę i po kolei brał tomiska do ręki, wertując kartki i czytając informacje na skrzydełkach okładek, starał się uchwycić niejasny sens niektórych sformułowań lub pewnych tytułów. Przez długi czas spał ze słownikiem położonym obok wypchanego wełną materaca. Budził się o pianiu koguta w swoim pokoiku na poddaszu i gdy tylko pierwsze promienie słońca zajrzały przez okno, otwierał słownik, by wrócić do lektury i nauki słów. W tamtym czasie w jego życiu nic innego nie istniało. Wstawał, mył się, pomagał dziadkowi w wyrobie twarogu, a potem ruszał do szkoły, pieszo, w kilkakrotnie podzelowanych butach i z pragnieniem w sercu, by poznawać coraz więcej i więcej.
Jako pierwszy z dzielnicy poszedł na uniwersytet. Studiował psychologię i wtedy zaczął go ogarniać jakiś dziwny niepokój, jakby choroba zmysłów. Przeniósł się do Szwajcarii, najpierw do Zurychu, potem do Lugano, aby wreszcie wykorzystać doświadczenie psychoanalityczne nagromadzone przez lata rozmaitych seansów i podróży. Właśnie tego najbardziej pragnął: głęboko wniknąć w umysły innych ludzi, odszukać źródło wszelkich chorób psychicznych, przynieść ratunek swoim pacjentom, zawładnąć ich doświadczeniami, historiami. Najbardziej interesował go ich sposób odczuwania lub – jednym słowem – ich cierpienie. Ból istnienia, życia.
Czy on właśnie leży u podstaw wszelkiego cierpienia? A może nękał go jakiś bardziej subtelny i ukryty niepokój? Na co może się przydać jego wiedza, skoro czas płynie bezlitośnie? I czyż to dopadające go czasami, zakradające się do jego wnętrza poczucie wszechmocy nie było przypadkiem owocem paniki, która sprawiała, że gdy tylko się ono pojawiało, jego oczy zachodziły bielmem, czyniąc go ślepym?
Później, którejś nocy, otworzył oczy, krzycząc w ciemności. Nie od razu zrozumiał, co się stało. Z trudem łapał oddech i miał wrażenie, że leży w kałuży, a jego plecy nieruchomo przylegają do jakiegoś miękkiego podłoża. Przejmujący ból w piersi rozszerzał się, zatykając mu gardło.
Wargi powilgotniały, chyba od śliny, a we wnętrznościach coś zaburczało, próbując się wydostać przez usta. Czuł, że zbiera mu się na wymioty. Zobaczył jakiś cień, falujące włosy, a potem już nic.
Pomacał piersi i wyczuł nóż. Był wbity na wysokości mostka, głęboko, cios musiał być zadany celnie i precyzyjnie. Przesunął palec na brzeg otwartej rany i przeszył go dreszcz. Ociekał własną krwią, ale nie był w stanie jej zobaczyć. Unosił się jak-by w próżni, w wodzie, która miała teraz konsystencję jego paniki. Nie był w stanie poruszyć rękami. Światło znikło, a on nie potrafił w tej chwili nawet powiedzieć, w której części łóżka leży na wznak. Nie mógł dojrzeć lampy postawionej na podłodze ani odwrócić głowy, by spróbować ją odszukać.
Kilka godzin wcześniej po raz enty odbył stosunek płciowy, kolejne przykre zjednoczenie ciał, które nie dawało mu już żadnej przyjemności. Spróbował zawołać Magdę, swoją towarzyszkę, ale nie odpowiedziała. Spróbował jeszcze raz, usiłując przebić się przez ciszę domu, ale jego ostatnie słowa uwięzły mu w gardle, zduszone płaczem. Tkwił tak bez ruchu, patrząc w sufit przesłonięty cieniami, aż w końcu zamknął oczy pewien, że umiera.
Przebudził się w łóżku szpitalnym. Intensywny zapach jaśminów unosił się w sali, przynosząc z sobą powiew lata. Do jego łóżka podbiegła od razu pielęgniarka, by go uspokoić co do stanu zdrowia. Był w śpiączce przez miesiąc, ale teraz już można powiedzieć, że się wykaraskał.
Zapytał o Magdę, ale jej nie było. Policja przez wiele miesięcy próbowała ją namierzyć, ale wciąż nic o niej nie było wiadomo (...)

***
Tej nocy nie czuła niczyjej obecności.
Głosy były spokojne, a może nawet zupełnie sobie odeszły.
Giovanni Buscemi, zwany magiem, jest psychoterapeutą, który niedawno wrócił do Cittanova w Kalabrii, skąd wyjechał jeszcze jako młody chłopak, by podążyć za swoimi marzeniami. W miasteczku spotyka Livię Antoniettę, swoją młodzieńczą miłość. Kobieta prosi go, by pomógł Marii, siedemnastolatce, którą matka uważa za opętaną przez szatana.

Giovanni rozpoczyna terapię i siłą słowa zaczyna drążyć w przeszłości dziewczyny osieroconej przez ojca i wychowywanej w surowym środowisku. Co nęka Marię i czyni ją ofiarą konwulsyjnych ataków, tak przerażających, że sprawia wrażenie opętanej? Choć leczenie zdaje się odnosić skutek, to jednak dziewczyna wciąż coś ukrywa w sercu.

Tymczasem w Cittanova ktoś rozpuszcza plotki, jakoby w rzeczywistości między lekarzem a pacjentką wywiązał się romans. Maria zostaje zaatakowana słownie i fizycznie przez niektóre kobiety z miasteczka. Dopiero Giovanni - który nawiązał na nowo uczuciowe więzi z Livią - uratuje ją przed nimi i zdoła, dzięki swojej cierpliwości i intuicji, uwolnić dziewczynę od jej wewnętrznych demonów, które częściowo biorą początek w pewnym zdarzeniu sprzed wielu lat.




ZGARNIJ EBOOKA Z 



Autor: Sabina Bauman - klik zdjęcie
Copyright © 2014 Mniej niż 0 - Mini Recenzje , Blogger