"A DZIŚ ŻEM SE CZYTŁA/LUKŁA..."

CZYTAJ ZA DARMO!

Statystyki

SZUKAŁKA

Jej Wysokość Marionetka Melinda Salisbury

Rewelacyjne zakończenie serii!

Oczywiście przypominam, że trylogię tą należy czytać w kolejności!
Polecam całość!

MOJA OCENA: 9/10
PRZECZYTAJ FRAGMENT!


Aptekarka siedzi na kolanach księcia. Jej dłonie muskają jego włosy, palce niestrudzenie pracują, zaplatając jedwabiste pukle w szeregi warkoczyków. „Jakże pięknie byłoby przyczepić dzwoneczki do tych kosmyków – myśli. – Srebrne dzwoneczki pasujące do srebrnych splotów”. Włosy księcia przypominają wodę, przez dłonie aptekarki przelewa się jedwabisty, chłodny strumień. Powieki mężczyzny pozostają zamknięte podczas tych zabiegów. Białe rzęsy muskają policzki, na pełnych ustach majaczy salonowy uśmiech, oddech jest równy i głęboki. Kiedy palce dziewczyny dotykają karku księcia, z głębi jego gardła wydobywa się niski odgłos: stęknięcie, może pomruk. Aptekarka przełyka ślinę.
Gdy książę otwiera oczy i wbija w nią wzrok, migocące światło łojówki nadaje jego źrenicom barwę topazu. Dziewczyna czuje poruszenie w żołądku: jakby mościł się w nim wąż, zwinięty i przyczajony.
Później następuje grzechot, ostrzeżenie. Książę unosi dłoń. Ona się wzdryga, ale mężczyzna ujmuje tylko jej podbródek i szerzej się uśmiecha.
− Przywodzi mi to na myśl bardzo stare wspomnienia, skarbie. W Tallith miałem od tego inne dziewki – mówi. Jego głos jest melodyjny, kojący. Aptekarka wytrwale zaplata warkocze.
– Kiedy zażywałem kąpieli, które uwielbiałem, te dziewki splatały mi włosy, aby się nie zamoczyły. Całe dolne piętro Wieży Honoru było jedną wielką, wykutą w marmurze balią, która w najgłębszym punkcie była dwakroć mojego wzrostu. Czasami, gdy odwiedzali nas dostojni goście, organizowaliśmy w niej spotkania. Pompowano do niej wodę z podziemnych źródeł. Pachniała dziwnie, zalatywała siarką, ale nie była to nieprzyjemna woń. Niestety! Barwiła włosy moje i mojej siostry na żółto, gdy się w niej zanurzyły.
Milknie i pochyla się, przystawiając do ust szklankę wina. Nie częstuje nim aptekarki, zamiast tego sączy ostatnie krople i niedbale upuszcza naczynie na posadzkę, po czym jego purpurowe wargi układają się w uśmiech.
– Słyszałem, że w tutejszych górach bije źródło z wodą o podobnych właściwościach. Być może zabiorę cię tam, gdy się ociepli. Pozwolę ci pozaplatać mi włosy i popływać ze mną. O ile będziesz grzeczna.
Aptekarka zwinnie przebiera palcami we włosach księcia; lata rwania listków i porcjowania proszków nadały jej ruchom pewność i precyzję. Ale w pokoju panuje chłód, kamienne mury są nagie, w palenisku tli się jedynie mały płomień. Kiedy dziewczyna wypuszcza powietrze, przed jej ustami wisi mgiełka oddechu, a kości atakuje tępy ból, który nigdy nie ustępuje. Książę zdaje się nie odczuwać tego chłodu, lecz aptekarka owszem. W tej krainie jest zimniej niż w jej ojczyźnie. Dłonie kobiety drżą mocniej, gdy książę przyciąga ją do siebie i przez cienką suknię muska jej plecy. Teraz przywiera do niego jeszcze mocniej, wydaje się jednak, że jego ciało nie wydziela żadnego ciepła.
– Były tam też prywatne łaźnie, na drugim piętrze – wspomina książę dalej rozmarzonym głosem. – Dyskretniejsze, przeznaczone dla osób, które takowej dyskrecji pragnęły. Czy opowiadałem ci kiedyś o wieżach zamku Tallith? – Nie czeka na jej odpowiedź. – Łącznie jest ich siedem. Każdą nazwano na cześć innej cnoty. Ja zamieszkiwałem Wieżę Miłości. Być może powinienem zmienić nazwy tutejszych wież, żeby je odpowiednio uhonorować. Jak sądzisz? – Delikatnie pieści policzek dziewczyny, a ona zaciska szczęki. – Ach, Errin... – zaczyna.
Nie jest mu wszakże dane dokończyć zdania, bo nagle przerywa je pukanie do drzwi.
– Wejść! – woła.
Drzwi otwiera lokaj o szpakowatych włosach i z płaczliwym grymasem na twarzy. Jemu również, tak samo jak aptekarce, zdaje się być zimno, bo choć porusza się w obrębie zamkowych murów, nosi podbitą futrem pelerynę. Omiata dziewczynę obojętnym spojrzeniem błękitnych oczu, poświęcając jej mniej więcej tyle samo uwagi co meblom w komnacie, po czym kłania się księciu.
– Co znowu? – pyta książę.
– Przynoszę wieści od Srebrnego Rycerza, panie – odpowiada służący i nie podnosząc głowy, sięga pod pelerynę, skąd wyjmuje zapieczętowany zwój pergaminu.
Gdy książę wyciąga rękę, służący nieznacznie unosi głowę, postępuje krok do przodu i podaje mu zwój. Po odebraniu wiadomości książę odprawia posłańca i przełamuje pieczęć.
Aptekarka ukradkiem zerka na list. Pragnie odczytać, co jej brat napisał do księcia. Ale ten zmienia pozycję ciała i zasłania pergamin.
Dziewczyna wciąż układa mu włosy, splatając ostatnie kosmyki, które można jeszcze chwycić. Choć palce ma skostniałe z zimna i zesztywniałe od subtelnych, powtarzalnych ruchów, nie przerywa pracy.
Książę zrywa się z krzesła z radosnym okrzykiem, zrzucając aptekarkę na podłogę. Przechodzi nad nią, prześlizgując się po niej spojrzeniem.
– Twój brat to cudotwórca, skarbie. Istny cudotwórca! – rzuca, po czym zwraca się do służącego: – Każ osiodłać konie. Dla mnie i dla czterech rycerzy. Jedziemy do Lortune.
Wypowiedziawszy te słowa, energicznym krokiem wychodzi z pokoju. Służący pędzi za nim, zostawiając aptekarkę na ziemi – dziewczyna leży na boku, z policzkiem i uchem przyciśniętymi do chłodnej, kamiennej posadzki. Upadła wyjątkowo niefortunnie. Jedną rękę ma uwięzioną pod ciałem, kolano obciążone nogą krzesła. Palce, choć przygniecione ciężarem ciała, nie przestają się poruszać – wciąż szukają niewidzialnych pukli księżycowych włosów, wciąż próbują przekładać jeden kosmyk nad drugim. Aptekarka uznaje, że gdyby jednak przyczepiła mu do włosów dzwoneczki, usłyszałaby, jak nadchodzi. Ostrzegłyby ją.
Nie żeby jej to szczególnie pomogło.
Mijają godziny, a książę nie wraca. Pęcherz aptekarki wypełnia się, zadając jej fizyczny ból. Nogi i ręce dziewczyny co rusz łapią skurcze. Czuje, że w wyniku upadku na całym jej ciele wykwitają siniaki i stłuczenia, kąciki ust i skóra pod paznokciami sinieją z zimna. Łzy, spływające z oczu niepowstrzymanym strumieniem, gromadzą się na podłodze pod uchem, a gdy niskie płomienie w kominku gasną, jej ciało zaczyna drżeć. Wraz z zapadającym zmierzchem w pomieszczeniu robi się coraz ciemniej.
Przez cały ten czas jej palce wciąż dzielą, przekładają i splatają niewidzialne włosy.
Wreszcie ciśnienie w jej pęcherzu staje się nie do wytrzymania, dziewczyna moczy siebie i posadzkę pod sobą. Początkowe ciepło przynosi chwilowe wytchnienie od nieustannego zimna, ale kałuża moczu szybko się ochładza i wsiąka w jej suknię. Aptekarka zadaje sobie pytanie, czy właśnie tutaj spotka ją śmierć.
Na szczęście książę wraca.
Uniósłszy brew, spogląda na leżącą dziewczynę. Przez chwilę sprawia wrażenie zaskoczonego, ale gdy uświadamia sobie, co się wydarzyło, rysy jego twarzy tracą ostrość. Przechodzi nad nią i staje obok krzesła, przy stole. Z blatu podnosi glinianą laleczkę. Jej głowę okalają sploty brązowych włosów, a na twarzyczce lśnią dwa zielone paciorki ze szkła imitujące oczy. Talię lalki okleja kawałek papieru, który książę odlepia teraz od gliny.
Dziewczyna wreszcie może się poruszyć. Czuje, jak magiczne pęta, które krępowały jej ciało, znikają, i przewraca się na plecy.
Na pięknej twarzy górującego nad nią mężczyzny widnieje grymas niesmaku.
– Posikałaś się? Ty bestyjko! Nie było mnie ledwie kilka godzin.
Kiedy aptekarka nie odpowiada, trąca jej ramię czubkiem buta.
– Mówię do ciebie. Odpowiadaj. – Nie reaguje, więc kopie ją ponownie, tym razem mocniej. – Jesteś odrażająca.
Przywołuje sługę, żeby ją podniósł. Do pokoju wchodzi mężczyzna, już nie ten sam co wcześniej. Ramiona ma przygarbione, ciemne oczy wbija w posadzkę. Cała jego postura każe go nie dostrzegać. Książę rozkazuje, obrzucając go szybkim spojrzeniem, żeby zabrał mu aptekarkę sprzed oczu i zawołał kogoś, kto posprząta po niej bałagan. Sługa nic nie odpowiada i bez mrugnięcia okiem pomaga dziewczynie się podnieść. Gdy z kamienną, niewzruszoną twarzą wyprowadza zmoczoną i szlochającą aptekarkę z komnaty, do złudzenia przypomina gliniane figurki księcia.
Książę, siadając na krześle, odprowadza ich wzrokiem. Patrzy na figurkę dziewczyny, którą wciąż trzyma w dłoniach. Jego rysy wykrzywia wściekłość. Rozgniata figurkę w dłoni i upuszcza ją na posadzkę. Jednak prawie natychmiast schyla się i ją podnosi. Spomiędzy rozkruszonej gliny wyciąga włosy i szklane paciorki, po czym odkłada je na bok. Teraz to jego palce poruszają się zwinnie, a modelowana glina powoli z powrotem przybiera postać dziewczyny. Przyczepia jej włosy do głowy, ponownie wlepia oczy w glinianą masę, wstaje i powolnym krokiem opuszcza komnatę.
Aptekarkę i sługę zastaje u podstawy wieży, którą dla niej wyznaczył. Właśnie wchodzą na pierwsze stopnie. Służący, usłyszawszy odgłos kroków swego pana, cofa się. Podobnie robi powłócząca nogami dziewczyna, która odwraca się dokładnie w chwili, gdy książę wyciąga nóż i łapie ją za rękę. Przecina jej nadgarstek i czeka, aż wycieknie zeń krew, po czym przystawia figurkę do rany.
Aptekarka krzyczy i próbuje się wyrwać, ale jest za późno. Glina wchłania krew. Dziewczyna patrzy, jak książę tym samym nożem nakłuwa własny palec, pozwalając, aby kropla jego krwi skapnęła na symulakrum. Gdy jego krew także wsiąka w glinę, książę się uśmiecha. Głaszcze glinianą laleczkę, a następnie ostrożnie wkłada ją do kieszeni. Potem bez słowa odwraca się i odchodzi, zostawiając krwawiącą i zapłakaną dziewczynę. I służącego, który tylko odprowadza go spojrzeniem (...)

***
Ostateczna bitwa nadchodzi… Poznajcie losy Errin i Twylli, które po raz ostatni zmierzą się ze swoim przeciwnikami. Czy uda im się zwyciężyć?


Trzecia część bestsellerowej serii „Córka zjadaczki grzechów” autorstwa angielskiej pisarki Melindy Salisbury, uznanej i wielokrotnie nagradzanej w Wielkiej Brytanii. To fantastyczna, uzależniająca powieść fantasy, która wciągnie nie jednego czytelnika!








Autor: Sabina Bauman - klik zdjęcie
Copyright © 2014 Mniej niż 0 - Mini Recenzje , Blogger